Wiadomości, dla Was


czwartek, 28 lutego 2013

Rozdział 27.


             Hermiona spędziła w Skrzydle Szpitalnym trzy dni. Fred był cały czas przy niej. Dzięki swojemu nieziemskiemu urokowi zdołał przekonać Mcgonagall, na opuszczenie zajęć. Ta nie była zadowolona, ale zgodziła się, prosząc, by nie mieli zaległości w nauce. W końcu byli Gryfonami, więc opiekunce zależało na ich jak najlepszych ocenach. Odrabiali więc prace domowe razem. Wiele mieli przy tym śmiechu i radości. Fred był zdolnym chłopakiem, ale strasznym leniem. Hermiona, jak wiadomo, była jedną z najlepszych uczennic w Hogwarcie, więc starała się jakoś zmotywować swojego chłopaka.
- Ej Freddie, jeszcze tylko jedno zadanie i obiecuję, że skończymy. – prosiła. – Nie chcę, by Sprout później miała pretensje do mnie.
- A skąd ona miałaby wiedzieć, że jestem z Tobą cały czas? – spytał z udawanym zdziwieniem.
- Przecież wszyscy wiedzą. – odpowiedziała i zaśmiała się głośno.
                Panna Granger wyglądała i czuła się już zdecydowanie lepiej. Jej policzki nabrały rumieńców. Po dziwnym ataku drgawek nie było już widać ani śladu. Dziewczyna wyciszyła się i uspokoiła po minionych ciężkich dla niej dwóch tygodniach.
                Drugiego przedpołudnia pobytu w Skrzydle, odwiedził ją Ron. Okłamał profesora Flitwicka, że kiepsko się czuje i musi iść do Pani Pomfrey. Nauczyciel zaklęć patrzył na niego podejrzliwie, ale pozwolił iść. Najmłodszy z braci Weasley miał nadzieję, że przy Hermionie nie będzie Freda. Nie wiedział o pozwoleniu Mcgonagall i mina zrzedła mu całkowicie, gdy go zobaczył. Hermiona, ku zdziwieniu swojego chłopaka, ucieszyła się na widok przyjaciela. Podsunęła mu krzesło i zaczęła wypytywać, co ciekawego dzieje się na zajęciach. Fred tej rozmowie przysłuchiwał się w ciszy.
- A jak u Snape’a? Znów doczepił się o coś Neville’a? A Obrona? Oddałeś ten esej na Historię Magii? A co z esejem o mandragorach na Zielarstwo? Oddała już? – zasypała chłopaka gradem pytań, na które ten odpowiadał cierpliwie. Gdy dziewczynie wyczerpał się temat lekcji, Ronald cicho zapytał.
- Chciałbym z tobą porozmawiać. Na osobności. – spojrzał na swojego brata.
- Nie mamy przed sobą tajemnic. – odpowiedział mu szybko Fred, na co Ron zareagował grymasem na twarzy.
- Nie dziś Ron. – nagle udała zmęczoną. – Strasznie chce mi się spać. Obiecuję, że za parę dni porozmawiamy, wyjaśnię ci wszystko. Tylko poczekaj jeszcze trochę.
- Jak chcesz. – młodszy Weasley wzruszył ramionami. – To do zobaczenia. – rzucił jej jeszcze i wyszedł ze Skrzydła.
                Hermiona opadła na poduszki i odetchnęła z ulgą. Nie wiedziała, co ma powiedzieć przyjacielowi. W głowie kłębiło jej się setki myśli, co zrobić, by go nie zranić. Dlatego chciała to odwlec, jak najdalej, choć wiedziała, że w końcu ta rozmowa i tak musi nastąpić. Na chwilę zapomniała o obecności swojego chłopaka, a on przyglądał jej się z uwagą. Jednak minutę później wyrwał ją z rozmyślań.
- O czym ty chcesz z nim rozmawiać? – zapytał ostro.
- O tym co było na balu. – odpowiedziała mu spokojnie.
- A co było na balu? – chciał udać głupiego.
- Nie udawaj Freddie.. Przecież wiem, że wiesz..
- No dobrze, przepraszam. Ale jak to w ogóle się stało, że ta sytuacja się wydarzyła? – słowa „pocałunek z Ronem” nie mogły mu przejść przez gardło. Pytał, ale sam nie wiedział, czy chce znać odpowiedź. – Byłaś pijana?
- Nie.. – odpowiedziała cichutko.
- Całowałaś się na trzeźwo z moim bratem? – prawie krzyknął, a w jej oczach pojawiły się łzy.
- Fred jeszcze do wczoraj myślałam, że będziesz miał dziecko z inną! A ty mi robisz aferę o parę niewinnych pocałunków? – zdenerwowała się.
- Parę? Nie rozumiem, jak mogłaś do tego dopuścić. Przecież go nie kochasz, nigdy nie kochałaś..
- Kocham go. – powiedziała, a on podniósł brwi wysoko do góry. – Nie patrz tak na mnie. Kocham go. oczywiście. Ale jak przyjaciela, jak brata.
- Ciekawe co byś zrobiła, jakbym to ja..? – chciał coś powiedzieć, jednak Gryfonka przerwała mu.
- Wystarczy Fred. Pora zapomnieć o tych wszystkich wydarzeniach.
- Czyli nie masz zamiaru z nim rozmawiać? – zapytał jeszcze.
- Mam zamiar. Należy mu się choć odrobina wyjaśnienia.
- No dobrze. – powiedział. – Ale tylko odrobina. – uśmiechnął się do niej ciepło. – A teraz przesuń się trochę, bo mi też chce się strasznie spać. – chłopak odpuścił, dziewczyna zaśmiała się.
                Zasnęli tak, przytuleni do siebie na bardzo ciasnym pojedynczym łóżku. Ale nie przeszkadzało im to. Bardzo brakowało im tej ich wspólnej bliskości. W swoich ramionach czuli się bezpieczni, szczęśliwi i spokojni.
                Po południu, gdy nadal sobie smacznie spali, to Skrzydła zawitał Harry z Ginny. Chcieli sprawdzić, jak czuje się ich przyjaciółka. Tymi drgawkami zmartwili się nie na żarty. Jednak gdy zobaczyli Hermionę w objęciach Freda skrzywili się z niesmakiem. Postanowili natychmiast przerwać tę sielankę.
- Nie spać! – krzyknął Harry, przez co para aż podskoczyła ze strachu. – Łatwo was wystraszyć. – Potter zaśmiał się, widząc ich przerażone miny.
- Nie tak głośno Harry. – ziewnęła jeszcze Hermiona. – Nie jesteście na zajęciach?
- Jest 17 Śpiąca Królewno. – powiedziała Ginny. – Zajęcia właśnie się skończyły.
- Już 17? – dziewczyna zdziwiła się. – A ja obiadu nie jadłam i nie napisałam eseju do Snape’a. – zmartwiła się.
- Jesteś głodna? – spytał jej chłopak, a w odpowiedzi usłyszał burczenie z brzucha Panny Granger. – No to idę zobaczyć, co da się zrobić. – wstał i wyszedł ze Skrzydła.
                Hermiona została sama z przyjaciółmi. Uśmiechnęła się do nich serdecznie, jednak ich miny nie podzielały jej wesołości. Harry patrzył na nią obojętnie, a Ginny nawet odrobinę wrogo.
- Hej, o co chodzi? – Gryfonka była strasznie zdziwiona.
- Nie uważasz, że postępujesz trochę nie fair? – zapytała przyjaciółkę Gin.
- Nie rozumiem.
- Jeszcze dwa dni temu całowałaś się z Ronem, a teraz gździsz się tu z Fredem? – Ruda była zła.
- Dwa dni temu myślałam, że Angelina jest w ciąży! – Hermiona próbowała się jakoś bronić.
- Więc wykorzystałaś mojego brata, by zapomnieć o bliźniaku? – spytała nieuprzejmie.
- Gin, przecież wiesz, że kocham Freda..
- Ale Ronald to mój brat, Hermiono! – krzyknęła Ginny.
- Fred to także twój brat, Ginevro. – Hermiona odpowiedziała jej także krzykiem. Wiedziała, że z niezdrobnionym imieniem przyjaciółki przesadziła. Bo Ruda spojrzała na nią prawie z nienawiścią. Nie lubiła tego najbardziej na świecie.
- Chodź Ginny, idziemy. Rozmowa z nią nie ma żadnego sensu. – do konwersacji włączył się Harry. – A ty Hermiono przemyśl swoje zachowanie. Wyobraź sobie, jakby to ciebie tak potraktowała osoba, którą kochasz. Bo widzę, że nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak go ranisz.
- Przecież ja dobrze o tym wiem.. – powiedziała prawie szeptem.
- Porozmawiamy, jak stąd wyjdziesz. – rzucił Potter. – Na razie. – wziął Ginny za rękę i razem wyszli ze Skrzydła Szpitalnego.
                Hermiona rozpłakała się. Nie sądziła, że przyjaciele tak ją potraktują. Każdy ma prawo popełniać błędy. Najważniejsze by z pewnych sytuacji wyciągać wnioski. Nie chciała zrobić krzywdy Ronowi, ale tak wyszło. Nie mogła wiedzieć tego, że Angelina kłamie. Co w tym złego, że szukała chwili przyjemności, którą dostała dzięki przyjacielowi? Niczego mu nie obiecywała. Jednak miała wyrzuty sumienia. Łzy lały się po jej policzkach i w takim stanie zastał ją Fred.
- Kochanie co się stało? – podszedł do niej, a ta jedynie przytuliła się. – Nie płacz. Wszystko będzie dobrze. – zapewnił ją.
- A jak Ron nie zrozumie i stracę przyjaciela? – spytała, obejmując ją jeszcze mocniej.
- Ron to mądry chłopak.. – odpowiedział jej tylko.
- No ale jak nie zrozumie? – nie dawała za wygraną. Fred odsunął się od niej i spojrzał prosto w jej piękne oczy.
- Hermiono.. – zaczął. – Gdy kogoś kochasz, a wiesz, że ta osoba nigdy nie będzie z tobą szczęśliwa, pozwól jej odejść. Ty o tym wiesz, ja wiem.. Mój brat na pewno też. – powiedział i delikatnie pocałował ją.
                Jednak piękne chwile szybko mijają. I dzień później Hermiona musiała wrócić do swoich obowiązków, do szarej rzeczywistości. I musiała jakoś stawić czoła teraźniejszości. 



Zapraszam wszystkich do czytania, komentowania i zadawania pytań na ask.fm :) Pozdrawiam!

Maja.

poniedziałek, 25 lutego 2013

Rozdział 26.


                Dwie małe istotki bawiły się w najlepsze na skraju lasu. Miały rozłożony różowy kocyk a wokół mnóstwo zabawek. Tuż obok, na polanie stał niewielki biały domek z niebieskimi okiennicami i tarasem wokół całego budynku. Dwie niskie huśtawki kołysały się lekko dzięki letniemu wietrzykowi. Pogoda była piękna. Sam środek lata. Słońce przygrzewało, ale niezbyt mocno. Na niebie nie było widać ani jednej chmurki. Wszędzie było bardzo kolorowo. Cała polana usłana była kwiatami. Czerwonymi, żółtymi, fioletowymi, niebieskimi. Tutaj aż chciało się żyć. Nie bez powodu to miejsce nazwano „Tęczową Doliną”. Co chwilę można było tu usłyszeć dziecięcy śmiech.
                Teraz głośno roześmiała się jedna ze wspomnianych wcześniej istotek. Dziewczynka, około sześcioletnia. Długie, rude włosy zaplecione miała w dwa piękne warkocze zakończone zielonymi kokardkami. Ubrana była w żółte ogrodniczki i białą bluzeczkę. Na nóżkach miała zielone tenisówki. Jej siostrzyczka na pierwszy rzut oka była identyczna. Jej włosy jednak wpadały w lekki brązowy kolor. Ubrana była w krótką, czerwoną sukienkę i czerwone buciki. Oczy miały takie same. Duże, brązowe i cudowne. Ich uśmiechy były nieziemsko podobne do siebie, tak samo jak noski i usta. Były ślicznymi, zdrowymi, małymi dziewczynkami.
                Po chwili z domu wyszła młoda kobieta z około dwuletnim chłopcem na rękach. On, tak samo jak jedna z bliźniaczek miał rude włoski i wyszczerzał ząbki, łapiąc swoją mamę za ucho.
- Emma! Julia! – zawołała kobieta. – Posprzątajcie zabawki i chodźcie do domu. Zaraz będzie tatuś.
- Jeszcze chwilkę mamo, prosimy! – odkrzyknęła jej brązowowłosa dziewczynka, czyli Emma.
- Ale tylko chwilkę. Tommy na was czeka. – na te słowa chłopiec pomachał siostrom rączką, na co te roześmiały się głośno.
- Już idziemy. – powiedziała jeszcze Julia.
                Dziewczynki szybko zebrały zabawki i poszły w stronę domu. Weszły tylnymi drzwiami do przestronnej i przytulnej kuchni całej wykonanej z drewna. Ich mama siedziała przy stole, karmiąc ich brata Tommy’ego. Nagle ktoś wszedł do domu frontowym wejściem. W drzwiach pomieszczenia stanął wysoki, przystojny, rudy mężczyzna ubrany w zieloną szatę.
- Tatuuuuuuuuuś! – krzyknęły razem dziewczynki i rzuciły się na mężczyznę, który podniósł je obie do góry.
- Hej, bo mnie udusicie. – roześmiał się. – Patrzcie co dla was mam! – wyciągnął z torby Czekoladowe Żaby i Cytrynowe Dropsy. Jego żona widząc to, pokiwała tylko głową z udawanym niezadowoleniem. – Po obiedzie idziemy wszyscy do wujka George’a i cioci Camili. Tam ma też być wujek Harry z ciocią Ginny. – oświadczył wszystkim, na co dziewczynki szczerze się ucieszyły.
- Mamo, możemy zabrać nasze lalki? Pobawimy się z Lily i z Roxy. – zawołała Julia i popatrzyła na swoją mamę.
- Oczywiście! – roześmiała się ich rodzicielka.
- Dziękujemy! – wykrzyknęły obie i pobiegły schodkami na górę do swojego pokoju.
                Mężczyzna, który jeszcze przed chwilą stał w progu, podszedł do swojej żony. Uśmiechnął się ciepło do niej i pocałował w policzek.
- Cześć kochanie. – powiedział.
- Ach Fred. Nie było cię tylko parę godzin, a tak się stęskniłam za tobą. – odpowiedziała mu Hermiona. – Jak w pracy?
- W porządku, jak zawsze. Masa klientów. – złapał swojego syna i podniósł wysoko do góry. – Cześć maluchu!
- Gu gu gu.. – odpowiedział mu Tommy, na co małżeństwo roześmiało się.


- Hermiono, budzimy się. – słychać było jakiś głos.
                Brązowowłosa Gryfonka z trudem lekko otworzyła oczy. Była smutna, że to był tylko sen. Nie wiedziała, gdzie się znajduje. Poraziło ją światło, więc znów zamknęła oczy, które po chwili otworzyła.
- Gdzie ja jestem? – spytała słabym głosem.
- W Skrzydle Szpitalnym. – odpowiedział jej ten sam głos, który dopiero teraz rozpoznała. To była Pani Pomfrey. – Pan Weasley przyniósł tu Panią. Zemdlałaś w Pokoju Wspólnym.
- Fre-ed? – zapytała jej, nie rozglądając się.
- Nie Fred. – odpowiedział jej inny głos. – Ja, Ron. Twój chłopak. – on patrzył na nią z czułością, ona na niego wcale.
                Nagle dostała drgawek. Trzęsła się, jak galaretka. Dreszcze przechodziły po każdym miejscu jej ciała. W oczach było widać przerażenie, a jej twarz momentalnie zbladła.
- Co jej jest? – wykrzyknął Ronald.
- Reakcja na stres. Przyprowadź tu swojego brata natychmiast! – Pani Pomfrey odpowiedziała mu z takim samym krzykiem, co jeszcze bardziej przestraszyło Rudzielca. Wybiegł szybko ze Skrzydła.
                Skierował się prosto do Wieży Gryffindoru. Rzucił pospiesznie Grubej Damie hasło i wpadł do Pokoju Wspólnego. Przy kominku siedziało jego rodzeństwo i Harry.
- Co z nią? – spytała Gin.
- Kiepsko. Muszę szybko znaleźć Freda. Chce widzieć tylko jego. Słysząc mój głos, dostała jakiś drgawek. – w jego oczach zaszkliły się lekko łzy.
- Nie przejmuj się stary! – Harry wstał i poklepał go po plecach.
- Nie przejmuj się? – George był wściekły. – Przecież to jego wina! Gdyby jej powiedział od razu, na spokojnie, to pewnie by się to wszystko tak nie skończyło.
- Zamknij się George! – wykrzyknęła jego siostra. – Pójdę z tobą Ron. I razem poszukamy Freda. – wstała i wyszła z bratem z pomieszczenia.
                Podążyli w stronę schodów. Łzy płynęły po twarzy Ronalda. Ginny nigdy nie widziała go w takim stanie. Nie wiedziała, co zrobić, jak go pocieszyć.
- Gin, ja ją naprawdę kocham, wierzysz mi? – spytał siostrę.
- Oczywiście Ron, że ci wierzę. I obiecuję, że zrobię wszystko, byście byli razem. Fred na nią nie zasługuje. Nie po tym co jej zrobił.
- Dziękuję. – uśmiechnął się do niej lekko. – Ale i tak musimy go znaleźć.
- Wiem. – odpowiedziała mu.
                Brata znaleźli na błoniach. Siedział na jednym z kamieni, oczy miał zamknięte. Myślał. O niej. O Hermionie Granger. O miłości jego życia. Usłyszał jakieś kroki, podniósł głowę.
- Co wy tu robicie? – spytał rodzeństwa.
- Hermiona jest w Skrzydle. – powiedziała do niego Gin, a on zerwał się na równe nogi. – Zemdlała, gdy dowiedziała się, że Angelina nie jest w ciąży. Musisz do niej iść. Dostała jeszcze jakiś drgawek. Martwimy się o nią.. Idź, natychmiast! – Fred chciał odejść, jednak zatrzymał go Ron.
- Zaczekaj! – krzyknął, a jego brat spojrzał na niego. – Nie odpuszczę tak łatwo, pamiętaj o tym. To ja powinienem być z nią, nie ty! – z nienawiścią patrzył na Freda. – Nie oddam ci jej.
                Fred nie odpowiedział. Patrzył jeszcze chwilę na Rona, lecz szybko ocknął się. Jak burza pobiegł w stronę zamku. Z hukiem wpadł do Skrzydła Szpitalnego, spodziewając się wielkiej bury od pielęgniarki, jednak ta tylko przyjaźnie uśmiechnęła się.
- Nareszcie Pan jest Panie Weasley. – Fred zrobił duże oczy ze zdziwienia. – Proszę do niej mówić, na dźwięk Pana głosu od razu się obudzi.
                Chłopak podszedł do łóżka dziewczyny. Nadał była blada, ale na jej policzkach można było dostrzec lekkie rumieńce. Oczy miała zamknięte, wyglądało na to, że śpi. Popatrzył na nią z czułością, usiadł na krześle obok i złapał ją za rękę.
- Witaj kochanie. – powiedział do niej ciepło, a ta w ciągu sekundy otworzyła oczy.
- Fred, jak dobrze, że to ty. – próbowała lekko się uśmiechnąć. – Nie zostawiaj mnie już, dobrze? – spytała z nadzieją w głosie.
- Już nigdy cię nie zostawię. – odpowiedział jej. – Już zawsze będziemy razem. Obiecuję ci to. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Przepraszam, że tak przeze mnie cierpiałaś. Muszę ci opowiedzieć wszystko.
- Cii.. – przerwała jego monolog. – Teraz nie czas na to. – była spokojna, przez jej ciało nie przechodził żaden dreszcz.
- Kocham Cię Hermiono. – powiedział cicho, z miłością patrząc na nią.
- Też Cię kocham Fred. – odpowiedziała mu. Chłopak pocałował ją lekko w usta.
- Prześpij się. – powiedział do niej.
- Za chwileczkę. – ścisnęła go za rękę. – Jak myślisz? – spytała. – Czy sny się mogą spełniać?
- Oczywiście. A dlaczego pytasz?
- Bo dzisiaj miałam najpiękniejszy sen w moim życiu. – powiedziała i z ożywieniem zaczęła opowiadać mu o szczęśliwej rodzinie z jej marzeń. O rodzinie Weasley. O Fredzie, Hermionie, Julii, Emmie i Tommy’m.
                Byli w tym momencie tak spokojni. Tacy radośni i szczęśliwi. Tacy mieli zamiar pozostać. 



Dziękuję bardzo za ponad 40 komentarzy pod poprzednim rozdziałem. Jesteście wielcy! :* W tym tygodniu oczywiście ukaże się kolejna część, więc czekajcie z niecierpliwością. Pytania? Proszę bardzo: http://ask.fm/meybifre Podaję też swój numer gg 8795599 :) gdyby coś, zapraszam! zawsze niewidoczny :) Pozdrawiam gorąco! :* 
A notkę dedykuję szczególnie JJJ3 :) I wszystkim anonimowym dziewczynom, które wyszły z ukrycia, czyli: Anastazji, Weronice, Dominice, Julii, Ewelinie, Natalii, Magdzie, Monice, Omedze, Dromedzie, Niki, Agnieszce, Alicji i Aoshiro. No i oczywiście tym, które mają swoje blogi i które nałogowo czytam. Dziękuję dziewczyny, że jest Was aż tak dużo! ;* <3

Maja.

czwartek, 21 lutego 2013

Rozdział 25.


Następnego poranka Fred obudził się bardzo wcześnie. Nie było jeszcze siódmej i nigdzie nie było słychać nawet najmniejszego dźwięku. Rozejrzał się po swoim dormitorium. Jego współlokatorzy, w tym jego brat, jak i wszyscy inni uczniowie, odsypiali wczorajszy Bal. Bliźniak, leżąc jeszcze w łóżku, wrócił myślami do wydarzeń poprzedniego dnia.
                Wstając rano byłem nieszczęśliwym człowiekiem. – mówił do siebie w myślach. – Wstając rano myślałem, że będę tatą. Ale dziecka nie ma, nigdy nie było. A Hermiona całowała się z Ronem. – westchnął. – Z moim młodszym, mało kumatym braciszkiem. Jak mogła? – spytał sam siebie. – A jaki miała powód, by czekać na ciebie? – pytaniem odpowiedział mu cichutki głos w jego głowie. – Żaden. – dokończył. – Naprawię to! – krzyknął już na głos, budząc przy tym George’a.
- Freddie? – drugi bliźniak odezwał się zaspany.
- Co?
- Mówienie do siebie to już choroba.
- A zamknij się i śpij! – odpowiedział mu i szybko wyskoczył z łóżka. – A i George. Jednak nie będziesz wujkiem. – ale tego Rudzielec już nie usłyszał, bo znów smacznie spał.
                Fred postanowił od razu przystąpić do działania. Przecież Mionka kocha mnie! – tylko to miał w głowie. – Mnie! Nie Rona. Już miał przygotowany plan. Zejdzie na dół do Wielkiej Sali, przygotuje śniadanie dla siebie i Panny Granger i zaniesie do jej dormitorium. I wtedy porozmawiają. Wyjaśni jej wszystko. I ona też wyjaśni wczorajszą sytuację. Miał nadzieję, że za dużo wczoraj wypiła i dlatego to się wydarzyło. Ba, wiedział, że na pewno tak było. Muszę tylko wymyślić jakiś logiczny powód, by pozbyć się Parvati i Lavender z pokoju. Powiem im, że Wiktor Krum jest w Sali Wejściowej. Na pewno zadziała. – zaśmiał się pod nosem, mając w oczach widok podjaranych Bułgarem Gryfonek.
                Wyszedł z Pokoju Wspólnego i zadowolony udał się w kierunku schodów. Nigdzie nie było widać ani jednej żywej duszy. Na drugim piętrze usłyszał jednak jakieś głosy. Nie chciał podsłuchiwać, ani podglądać, ale musiał przejść obok tych dwóch osób, by dojść do Wielkiej Sali. Była to dziewczyna i chłopak. Oboje ubrani odświętnie, całowali się w najlepsze pod jedną ze ścian. Uśmiechnął się w duchu. Impreza przeciągnęła się tej parze aż do samego rana. Nie rozpoznał ich z daleka, jednak podchodząc bliżej, mina coraz bardziej mu rzedła.
                Ową dziewczyną była Jasmine. Dziewczyna George’a. Chłopaka znał tylko z widzenia. Wiedział jedynie tyle, że jest Puchonem. Gryfonka słysząc, że ktoś się zbliża, odkleiła się od swojego towarzysza. Gdy spostrzegła, że korytarzem idzie Fred oczy zaświeciły się jej z przerażenia. Zrobiła się cała czerwona.
- Matt idź już, zobaczymy się później. – powiedziała szeptem do Puchona i uwolniła się z jego ramion.
- Ale..? – chłopakowi nie spodobało się to.
- Idź już! – powtórzyła i odwróciła się w stronę Gryfona, który zatrzymał się tuż obok niej. – Błagam Fred, to nie jest tak jak my.. – nie pozwolił jej dokończyć.
- Jak mogłaś Jass?! – Fred nie krył zdenerwowania na dziewczynę brata. – Przecież George nie widzi świata poza tobą!
- Daj mi wytłuma.. – znów jej przerwał.
- Tu nie ma co tłumaczyć. Zdradziłaś go. – stwierdził fakt. – Z jakimś tam Puchonem.
- Ale my z Mattem znamy się od dzieciństwa. To był przypadek. To był pierwszy i ostatni raz. – próbowała się tłumaczyć.
- A wiesz, że tylko winni się tłumaczą? – uświadomił jej. – Zresztą nie chce tego słuchać, to nie moja sprawa. – chciał odejść jednak Jasmine zatrzymała go, łapiąc za rękę, którą on od razu wyrwał.
- Więc nie powiesz Georgiemu? – spytała cichutko.
- Nie. – odpowiedział.
- Dzięku.. – zaczęła.
- Ale ty mu powiesz!
- Ale Fred, proszę, to się więcej nie powtórzy. – dziewczyna zaczęła płakać.
- Masz czas do wieczora. Jeśli tego nie zrobisz, ja mu powiem. – rzucił jeszcze i odszedł, zostawiając ją łkającą na środku korytarza.
                Jakbym nie miał dość swoich problemów. – powiedział sam do siebie. – Kobiety.. – westchnął i szybko zbiegł po schodach do Sali Wejściowej. Wielka Sala wróciła do swojego dawnego wyglądu. Długie stoły ustawione były na swoich miejscach, tak samo jak i podest dla dyrektora. Sklepienie było jasne i pogodne. Na szczęście jedzenie było już przygotowane. Szybko podszedł do miejsc Gryfonów i zaczął szykować posiłek dla siebie i Hermiony. Gdy skończył, wyszedł z pomieszczenia i nagle stanął jak wryty.
                Sala Wejściowa nie wyglądała jak dziesięć minut wcześniej. Z każdej strony, na każdej ścianie, z plakatów patrzyła na niego zapłakana twarz Angeliny Johnson. Kilkoro uczniów z zaciekawieniem patrzyło na ogłoszenie. Fred szybko zerwał jedno z nich i pędem pobiegł na górę.
                Wpadł do dormitorium siódmoklasistek budząc przy tym je wszystkie.
- Ej Weasley! – krzyknęła wkurzona Katie Bell. – Spadaj stąd!
- My śpimy! – dołączyła się Alicja Spinnet.
- Błagam Was dziewczyny. – zrobił skruszoną minę. – Muszę porozmawiać z Angie. Sam na sam!
- No dobra. – westchnęły obie i w piżamach wyszły z pokoju.
                Angelina leżała na łóżku. Oczy miała zapuchnięte. Płakała przez pół nocy. Wyglądała okropnie. Jakby przez tydzień nie wychodziła na dwór i chorowała na jakąś poważną grypę.
- Co się stało Fred? – spytała słabym głosem.
- Zobacz! – rzucił jej pod nos kartkę.

Angelina Johnson – jedynie córka mordercy czy może morderczyni?
Strzeżcie się wszyscy!
Ben Johnson to ojciec jednej z gryfońskich uczennic,
który zakatował swoją żonę.
Od sześciu lat chowa się w albańskiej puszczy.
Angelina Johnson ukrywa go.
Dlaczego, skoro zniszczył jej rodzinę?
Odpowiedź jest prosta.
Ona mu w tym pomogła!
Nie pozwoliła uciec swojej matce,
przez co Adriana leży od wielu lat w Szpitalu Świętego Munga.
Żądamy wydalenia Angeliny ze szkoły.
Do Azkabanu z nią!!!
Już nikt nie może w Hogwarcie czuć się bezpiecznie.

- Skąd to masz? – spytała przerażona.
- Cała Sala Wejściowa jest tym obwieszona! – odpowiedział zdenerwowany.
- Ale przecież to nieprawda! Jak mogłabym skrzywdzić swoją własną matkę?!
- Nie wiem. – odparł sucho.
- To sprawka Petera, wiem to! – krzyknęła głośno.
- Nie udowodnisz tego.
- Fred! – zawołała do niego. – Powiedziałeś już komuś, że nie jestem w ciąży?
- Nie, a dlaczego pytasz? – spytał zdziwiony, bo nie wiedział co to teraz, ma do rzeczy.
- Nie możesz nikomu teraz o tym powiedzieć!
- Dlaczego?! – Fred powoli zaczął się denerwować.
- Bo wszyscy będą mnie uważać za oszustkę. I nie uwierzą, że sprawa z moją matką jest nieprawdziwa.
- Ale ty jesteś oszustką Angelino. – powiedział do niej spokojnie.
- Co? – dziewczyna była wściekła. – Jak możesz?!
- Już wystarczająco ci pomogłem. A ty wystarczająco zniszczyłaś mi życie. – wstał. – A teraz radź sobie sama. – i wyszedł, zostawiając wściekłą dziewczynę samą.
                W Pokoju Wspólnym była już masa ludzi. Większość rozmawiała o czymś bardzo zawzięcie, więc Fred przemknął się przez pomieszczenie niezauważony. Postanowił zejść na dół, zerwać zaklęciami plakaty, by jak najmniej osób zdążyło je przeczytać, nie zdawał sobie jednak sprawy, że identyczne wiszą w prawie każdym zakątku zamku. Gdy myślał, że wszystkie zniszczył wyszedł na błonia w celu udania się na spacer i wymyśleniu, jak powiedzieć Hermionie, że nie będzie ojcem.
                Gdy Panna Granger przebudziła się, było już grubo po dziesiątej. Głośno zaburczało jej w brzuchu, przez co roześmiała się. Jej dormitorium było puste. Dziewczyny zapewne zeszły na śniadanie. Cieszyła się, że wczorajszej nocy pogodziła się z Lavender, która przeprosiła ją za zniszczoną sukienkę. Okazało się, że Panna Brown na Balu poznała bardzo dogłębnie przystojnego Krukona i to z nim chwilowo postanowiła spędzić całe życie. Hermiona miała w głowie wydarzenia z błoni. W nocy długo nie mogła spać i postanowiła dać Ronaldowi szansę. Wiedziała, że to spotka się z akceptacją jej przyjaciół, mimo, że Rudzielec był bratem Freda. Wstała z łóżka z dobrym humorem, szybko ubrała się i zeszła na dół. Przy kominku wypatrzyła właśnie Rona.
- Hej. – zawołała do niego. – Idziemy na śniadanie?
- Cześć. – uśmiechnął się do niej tajemniczo i pocałował w policzek. – Nie musimy.
- Ale jak to? – spytała zdziwiona. – Chodź, bo jestem strasznie głodna.
- Przyniosłem wszystko tutaj. – odpowiedział jej i pokazał obficie zastawiony mały stolik.
- Oj jakie to słodkie! – krzyknęła uradowana. – Dziękuję! – powiedziała jeszcze i rzuciła się na jedzenie.
                Po chwili do Pokoju Wspólnego weszła Ginny z Harrym. Oczywiście podeszli do swoich przyjaciół. Ron natychmiast rzucił im znaczące spojrzenia, których nie zauważyła Hermiona, pochłonięta piciem herbaty.
- Hej Miona. – zawołała Gin. – Jej. Musiałaś być strasznie głodna. – zaśmiała się.
- No trochę. – odpowiedziała jej. – To dlatego, że wczoraj prawie w ogóle nic nie jadłam.
-Hermiono? – zagadnął ją Harry.
- Co jest? – zapytała przyjaciela.
- Widziałaś się może z Fredem? – popatrzył na nią, nie zważając na zamrażające spojrzenie wściekłego Rudzielca.
- Z Fredem? – dziewczyna była zaskoczona. – Nie. Tylko wczoraj. Ale to jeszcze przed baa..
- Hermi? – przerwał jej Ron całkowicie zmieniając temat, by odciągnąć dziewczynę od myśli o Fredzie. – Może pójdziemy się przejść nad jezioro?
- Pewnie. – powiedziała, pijąc ostatni łyk herbaty. – Pójdę tylko po kurtkę. – wstała i udała się w stronę swojego dormitorium, jednak na kogoś wpadła. – O hej George. – uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Widzę moja przyszła szwagierko, że masz dobry humor. – dziewczyna na te słowa roześmiała się. Czuła, że Ronald zdążył już wszystko wszystkim wypaplać o wczorajszym wieczorze. – Ulga, co?
- Jaka ulg..? – chciała zapytać, ale nagle obok niej znów pojawił się najmłodszy z braci Weasley.
- Hermiono pospiesz się, ja czekam. Mieliśmy iść na spacer, zapomniałaś? – powiedział szybko do niej.
- Na jaki spacer? – teraz dziwnie zaskoczony był bliźniak. – Po co z Ronem na spacer?
- Yyy? Eee? – Panna Granger nie wiedziała co mu odpowiedzieć. – A dlaczego nie? – powiedziała, gdy w końcu odzyskała mowę.
- Nie powiedzieliście jej?! – krzyknął całkowicie zbulwersowany George.
- Zamknij się. – powiedział cicho, ale sugestywnie Ronald.
- Czego mi nie powiedzieliście? – Hermiona zwróciła się do przyjaciół.
- No bo my ee.. yy. No właśnie chcieliśmy ci powiedzieć, że.. Ale to trudna sytuacja. – próbowała wszystko ratować Gin.
- No bo my.. – teraz zaczął Harry.
- Angelina kłamała! – ponownie wrzasnął George. – Nie jest w ciąży. Fred nie będzie ojcem!
- Fred nie będzie ojc-cee..? – Hermiona natychmiast zbladła i z łoskotem upadła na podłogę.




Dziękuję Wam za wszystkie pozytywne komentarze pod ostatnią notką. Postanowiłam, że nie zawieszę bloga, nie zostawię Was :) wszyscy kochani "Anonimowi" podpisujcie się na koniec komentarza imieniem, żebym wiedziała, kto czyta, bo zostawianie bez podpisu jest takie bezosobowe, a przecież nie o to chodzi. Jeśli ktoś chciałby być informowany o nowych notkach to zostawcie numer gg :) No i jeśli ktoś pisze coś swojego, to zostawcie link, bo ostatnio nie mam co czytać i bardzo chętnie zagłębię się w jakąś historię. A i zostawiam Wam stronę http://ask.fm/meybifre jeśli ktoś, coś, jakieś pytanie to serdecznie zapraszam :) Do następnego niedługiego przeczytania!

Maja

niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział 24.


                Noworoczny Bal trwał w najlepsze. Dzięki Ronowi, Hermiona zapomniała o Fredzie. Bawili się wspaniale. Panna Granger nie wiedziała, że najmłodszy z Weasleyów niczym nie ustępuje w tańcu bliźniakom. Od dość sporej ilości wypitego pączu i liczby obrotów, Gryfonce aż zakręciło się w głowie. Zostawiła na chwilę przyjaciela, obiecując, że za parę minut do niego dołączy. Podeszła do stolika i usiadła na jednym z krzeseł z szerokim uśmiechem. Była naprawdę szczęśliwa. Po chwili ktoś się do niej dosiadł. Był to Peter z dwiema butelkami kremowego piwa. Przywitał ją lekkim szturchnięciem i wyszczerzonymi białymi jak śnieg zębami.
- Hej mała. – był już lekko wstawiony. – Ślicznie wyglądasz.
- O Peter. – uśmiechnęła się do niego. – Hej.
- Mam dla ciebie propozycje. – Hermiona spojrzała na niego zaciekawiona. – Teraz wypijemy toast, a za chwilę porywam cię na parkiet. Zgadzasz się?
- Pewnie. – w odpowiedzi pokiwała głową.  Ślizgon podał jej butelkę. – Więc za co pijemy?
- Za nowy początek! – odpowiedział, a Gryfonka podniosła brwi wysoko do góry ze zdziwienia.
- Jaki początek? – nie wiedziała o co chodzi.
- Nasz nowy początek.
- Hmm.. – Hermiona zastanowiła się, ale zauważając jego rozbiegane spojrzenie, dała spokój z dopytywaniem się. – Okej. Więc za nowy początek. – stuknęła swoją butelką o jego i wypiła dość spory łyk.
- Jak ci się podoba impreza? – spytał ją Peter.
- Super jest. Świetnie się bawię. – odpowiedziała. – A Ty? Z kim w ogóle przyszedłeś?
- Sam. – odpowiedział. – To znaczy z chłopakami. Osoba, z którą chciałem iść, miała już partnera. A z żadną inną nie chciałem. Po co się zmuszać? – na te słowa Hermiona zarumieniła się. – Wypiłaś? – spojrzał na jej butelkę. – To chodź, idziemy. – złapał ją za rękę i zaciągnął w stronę parkietu.
                Zespół akurat grał bardzo szybką piosenkę. Ze Ślizgonem Hermionie tańczyło się tak samo dobrze, jak z Ronem. Następny kawałek był jednak dużo wolniejszy. I strasznie romantyczny. Panna Granger chciała grzecznie podziękować Peterowi i odejść do swojego przyjaciela, którego kątem oka zauważyła niedaleko. Franklin jednak zatrzymał ją spojrzeniem mówiącym: proszę, jeszcze jeden. Przyciągnął ją do siebie, mocno przytulił i zaczął kołysać w rytm muzyki. Hermiona z jednej strony nie miała nic przeciwko. Przecież jeszcze parę tygodni temu dobrze jej było z tym chłopakiem. Nagle uświadomiła sobie, że ta historia z Fredem była całkowicie niepotrzebna. W końcu pokochałaby Ślizgona, który przecież nad życie kochał ją.
- Kocham cię mała. – Peter szepnął jej do ucha, jakby na potwierdzenie jej myśli. Nie mogła mu odpowiedzieć tego samego. Chłopak nagle lekko musnął ją wargami. W sekundzie odsunęła się od niego.
- Przepraszam. – powiedziała. – Ron na mnie czeka. – i szybko odeszła.
                Jak mogła w ogóle pomyśleć, że historia z Fredem nie była potrzebna? Była na siebie zła. Gdy bliźniak ją całował czuła ciarki na całym ciele. Nawet nie musiał jej całować. Wystarczało, że tylko ją dotykał, trzymał za rękę, przytulał.  To Fred był miłością jej życia. Niespełnioną miłością.
                Podeszła do Rona. Widziała w jego oczach, że jest zły. Uśmiechnęła się do niego, ale chłopak nie odwzajemnił tego. Dobrze, że nie widziała, jakimi pełnymi nienawiści spojrzeniami cisnął w stronę Petera.
- Hej Ron. Przepraszam. – powiedziała cicho.
- Skoro tak to wygląda, to mogłaś z nim iść na Bal! – odpowiedział ze złością.
- Ale Ron.. – próbowała się tłumaczyć. – To były tylko dwie piosenki.
- I co z tego? Nie musiałaś z nim tańczyć! I on nie musiał cię całować!
- Przeprosiłam.. – głos jej się zachwiał. – Nie moja wina, ze to zrobił.
- Już dobrze. Chodźmy się przejść. Trochę powietrza dobrze nam zrobi.
                Puścił ją przodem i odruchowo złapał za rękę. Co ta dziewczyna z nim robiła.. Myślał, że kochał Padamę, później może Lavender, ale to były tylko zauroczenia. To Hermiona była tą idealną kobietą dla niego. Tą, z którą chce być. Już na zawsze.
                Wyszli na błonia. Było dość chłodno, jednak Panna Granger wyczarowała jasny płomień, który lekko ich ogrzewał. Ron oddał jej swoją marynarkę, by mogła okryć swoje nagie plecy. Szli dość długo. Nagle na drodze napotkali marmurową ławeczkę.
- Usiądziemy na chwilę? – Hermiona zapytała przyjaciela.
- Jasne. – odpowiedział jej z uśmiechem. – Ale usiądź mi na kolanach. Będzie cieplej zarówno mi, jak i tobie.
- Dzięki.
                Pierwszy usiadł Ron, a na nim Hermiona, przerzucając swoje nogi przez jego. Chłopak objął ją w talii, a ona położyła głowę na jego ramieniu. Na chwilę zamknęła oczy.
- Dobrze mi tu z tobą Ron. – powiedziała cicho, a jego serce lekko podskoczyło.
- Mi z tobą też Miona. – przytulił ją mocno, a ona powoli zaczęła odpływać. – Muszę z tobą porozmawiać. – zaczął, a ona momentalnie się ocknęła.
- O co chodzi? – zapytała.
- Wiem, co czujesz do mojego brata. – powiedział. – Ale szanuję cię za to, że nie próbujesz odebrać niewinnemu dziecku ojca. – w oczach Hermiony zaszkliły się łzy i powoli popłynęły jej po twarzy. Ron zauważył to. – Jej kochanie. Nie chciałem doprowadzić cię do płaczu, przepraszam.
- To nie twoja wina. – jej głos lekko się chwiał. – To tak długo już we mnie tkwi. W ciągu tygodnia przeszłam chyba przez wszystkie stadia załamania nerwowego. – starała się uśmiechnąć. – Piłam, chciałam się zabić, przeżywałam nie związaną z niczym euforię, więc teraz przyszła kolej na normalny smutek i łzy. Chciałabym ci podziękować, że nie odwróciłeś się ode mnie, gdy powoli staczałam się na dno..
- Nigdy bym się od ciebie nie odwrócił. I nigdy nie pozwoliłbym, byś znalazła się na dnie. Nie zostawię cię Hermiono, nigdy. Będę na ciebie czekał. Będę czekał na dzień, w którym zapomnisz o Fredzie i będziesz umiała zbudować swoje życie na nowo. – powiedział prawie jednym tchem.
- O czym ty mówisz Ron? – Hermiona była szczerze zdziwiona.
- O tym co do ciebie czuję Hermiono. O tym co czuję do ciebie od prawie dwóch lat. – dziewczyna zrobiła wielkie oczy ze zdziwienia. – Wcześniej bałem się.
- Ale Ron.. A Padama? A Lavender? – zapytała go.
- To były tylko zauroczenia. Chciałem przy nich zapomnieć o tobie. – zapewnił ją. – W wakacje miałem ci o wszystkim powiedzieć, ale w już w Norze zauważyłem jak patrzysz na Freda i jak on patrzy na ciebie. Dlatego w trakcie Gry w Prawdę spytałem go czy czuje coś do ciebie. – Hermiona przypomniała sobie ten moment. – Później w pociągu Londyn-Hogwart zapytałem czy pójdziesz ze mną na spacer, a ty zbyłaś mnie. Już wtedy powoli zacząłem odpuszczać. Następnie poznałaś Franklina. Byłem wściekły i zacząłem umawiać się z Padamą. Gdy tak mocno zbliżyłaś się do Harry’ego wiedziałem już, że nie mam szans. Później ponowna sprawa z Peterem, no i Fred. Jaka byłaś wtedy szczęśliwa.. – Gryfonka słuchała w milczeniu. – Gdy wyszła ta sprawa z Angeliną, to pomyślałem, że może jeszcze da się coś zmienić w twoim  stosunku do mnie. Znów mam nadzieję Hermiono..
- Ale Ron.. – zaczęła.
- Proszę, nie przerywaj mi. Nie chcę byś cokolwiek robiła na siłę, wbrew sobie. Poczekam. Potrzebuję tylko twojego jednego słowa, że mogę to robić. Jeśli się nie zgodzisz, odejdę teraz i obiecuję, że więcej już nie będę ci się narzucał. Odpowiedz mi teraz. – zrobił krotką przerwę. – Czy jest sens, żebym na ciebie czekał?
- Ta-ak. – zająknęła się, ale odpowiedziała, zanim w ogóle pomyślała, co robi.
- Mo-ogę cię pocało-ować? – zapytał, będąc w szoku przez to, co przed chwilą usłyszał. Hermiona lekko skinęła głową, w sekundzie wyobrażając sobie, że to inny rudowłosy chłopak ma ją pocałować. Odwzajemniła pocałunek Rona, nie zdając sobie sprawy, jaki błąd popełnia.
                Niedaleko, za jednym z drzew stał Peter Franklin i w oddali obserwował całą sytuację. Johnson nie wywiązała się z zadania. Plan B nie wypalił. – pomyślał wściekły. – Zniszczę ją! Tak samo, jak zniszczę Weasleya. – odszedł, układając w głowie następną intrygę. Minął kogoś w drodze do zamku, ale nie przypatrywał się. Złość i nienawiść zalała cały jego umysł.
                Tą osobą był Fred Weasley. Zostawił śpiącą Angelinę w Wieży Gryffindoru. Była dużo spokojniejsza. Obiecał, że żadna krzywda się jej już nie stanie. Od Harry’ego dowiedział się, że jego brat razem z Hermioną udali się na spacer po błoniach. W oddali zobaczył jasny płomień, więc wiedział, w którą stronę iść. On też czuł wielką nadzieję. Wyjaśni wszystko Pannie Grager i już na zawsze będą szczęśliwi. Zbliżał się do nich i nagle uświadomił sobie to, co widzi.
                Miłość jego życia siedziała na kolanach jego brata i czule go obejmowała i całowała. Teraz to jego serce rozpadło się na miliony kawałków. I to jego życie ponownie się skończyło. Nie mógł znieść tego widoku. Odwrócił się na pięcie i odszedł.



Dodaję dziś, bo jutro mogę nie mieć czasu. Powoli tracę wenę do pisania i zastanawiam się, czy nie powinnam zawiesić na jakiś czas, by nie męczyć Was takimi bzdurami, jakie ostatnio piszę. Zastanawiam się bardzo poważnie. No ale macie 24 rozdział i życzę Wam miłego czytania. Pozdrawiam! ;*

czwartek, 14 lutego 2013

Rozdział 23.


                Jednak Ginny zagrodziła jej drogę. Złapała Hermionę kurczowo za łokieć, by choć odrobinę dodać jej otuchy. Panna Granger miała łzy w oczach. Spojrzała na Gin. Ta odpowiedziała jej wzrokiem mówiącym: będzie dobrze, dasz radę. Gryfonka była przerażona. Nie rozmawiała z Fredem od czasu wiadomości o ciąży Angeliny. Widziała go może dwa razy. I co? Teraz ma podejść i powiedzieć: witaj Fred, miło mi cię widzieć? Czuła okropny ból w klatce piersiowej. Wzięła trzy duże oddechy i dzięki pomocy Ginny zbliżyła się do chłopców.
                Starała się na niego nie patrzeć. Zawzięcie wpatrywała się w swoje buty, jakby miała tam zobaczyć co najmniej jakiegoś chochlika. Ogarnij się. – pomyślała. Lekko uniosła głowę. Nie chciała, ale to było silniejsze od niej. Wyglądał wspaniale. Przystojny, ubrany w garnitur Rudzielec. Jej serce biło jak oszalałe. Odwzajemniła jego spojrzenie. Jego oczy ak zwykle były ciepłe, ale co można było w nich odczytać? Smutek? Ból? Cierpienie? W jej oczach znów zaszkliły się łzy i znów opuściła wzrok.
- Ślicznie wyglądasz Hermiono. – wesoło powiedział do niej Ron, a ona unosząc głowę, uśmiechnęła się lekko.
- Ale masz dłuuuuugie nogi. – specjalnie przedłużając, roześmiał się Harry.
- Hej hej, a ja? – Gin zbulwersowała się. – Ja też tu jestem!
- Ty też wyglądasz pięknie kochanie. – odpowiedział jej Wybraniec i objął ją ramieniem.
- Witaj Hermiono. – nagle odezwał się Fred. Wszyscy spojrzeli na niego, oprócz Panny Granger.
- Hee-ej. – głos jej zadrżał. Nie spojrzała na niego. Na chwilę zapanowała cisza.
- Chodźmy już, bo się spóźnimy. – milczenie przerwał Ron. – Na razie Fred. – złapał swoją partnerkę mocno za rękę i ciągnął w stronę wyjścia z Pokoju Wspólnego. Hermiona nawet nie zdążyła rzucić ostatniego spojrzenia na starszego Weasleya, za co była wdzięczna przyjacielowi.
                Powoli schodzili schodami w dół. Próbowali jakoś zagadać i rozśmieszyć swoją smutną przyjaciółkę. Ginny opowiedziała jej, co zdarzyło się na lekcji eliksirów jej roku, a chłopcy sypali żartami jak z rękawa. Dziewczyna jednak uśmiechnęła się dopiero na widok przystrojonej Wielkiej Sali.
                Wyglądała cudownie. Długie stoły zniknęły ze środka i teraz przesunięte były pod ściany. Zniknął też stół nauczycieli. Na jego miejscu ustawiona była scena. Lodowe dekoracje dodawały uroku pomieszczeniu, a kolorowe lampki blasku. Tuż przy wejściu stała wielka fontanna z różowym pączem. Hermiona była zachwycona.
                Ron omiótł spojrzeniem wszystkie stoły szukając Neville’a i Luny. Wypatrzył ich przy schowanym w głębi stoliku i tam zaprowadził swoją partnerkę. Harry z Ginny podążyli za nimi.
- Hej. – przywitali się z przyjaciółmi.
- Właśnie zastanawialiśmy się, gdzie jesteście. – uśmiechnęła się do nich radośnie Krukonka. Ron odsunął Hermionie krzesło, by mogła usiąść.
- Dziękuję. – powiedziała do niego.
                Spokojnie usiedli i zaczęli rozmawiać o sprawach ważnych i mniej ważnych, czekając na rozpoczęcie Balu. Byli podekscytowani. W końcu taki Bal jest tylko raz w roku. W końcu dyrektor zabrał głos.
- Witajcie kochani na corocznym Balu Bożenarodzeniowo-Noworocznym. – ubrany był w połyskującą granatową szatę, na której idealnie komponowała się jego długa, biała broda. – Mam nadzieję, że dobrze wykorzystacie to przyjęcie, bo w poniedziałek wracamy do szkolnych obowiązków. – na Sali można było usłyszeć pomruk niezadowolenia. – Nie krzywić mi się tak. Głowy do góry. I bawcie się dobrze. – puścił do nich oko i klasnął w dłonie, dzięki czemu na stołach i stolikach pojawiła się cała masa jedzenia.
                Zabrali się za pałaszowanie wszystkich smakołyków. Ich stolik przeznaczony był dla pięciu par. Dwa miejsca jednak były puste. Brakowało Freda i Angeliny. Hermiona była zdziwiona, jednak cieszyła się w duchu, że go tu nie ma. Wtedy byłoby jej zdecydowanie trudniej. A dzięki jego nieobecności mogła spokojnie zacząć się bawić. Po skończonym posiłku zespół zaczął grać, a przyjaciele ruszyli do tańca. Największy popis jak zwykle dawał George, który tańczył wręcz idealnie, tak samo jak jego brat bliźniak. Ale skoro Freda nie było, to George razem z Jasmine byli najlepszą parą parkietu.
                Tymczasem na górze Pokój Wspólny Gryffindoru był już zupełnie pusty. Wszyscy już dawno byli w Wielkiej Sali. Tylko jeden fotel był zajęty. Właśnie na nim siedział Fred. Był zdenerwowany. Angelina już dawno powinna tutaj być. Pytał jej współlokatorek, gdzie jest dziewczyna i te odpowiedziały mu, że zaraz zejdzie. Minęło już prawie pół godziny, a Panny Johnson nadal nie było widać. A to jej zależało na tym Balu. On sam nie chciał iść. Oddalił się od swojego rodzeństwa, od przyjaciół. Większość czasu spędzał sam lub ze swoją dziewczyną. Nie.. Angelina nie była jego dziewczyną. Ona była jedynie matką jego dziecka. Od dnia, w którym dowiedział się, że zostanie ojcem ani razu nie pocałował dziewczyny. Czasem tylko przytulał ją po przyjacielsku i nic więcej. Nie mógł. Bo w jego głowie była zupełnie inna Gryfonka. W końcu wstał i wściekły udał się do dormitorium Angeliny. Nawet nie zapukał, tylko wpadł do pomieszczenia, krzycząc.
- Dziewczyno, weź ty się zastanów, czego chcesz. Najpierw męczysz mnie o bal a teraz siedzisz tu i nie schodzisz na dół.. Angie! Matko. Co się stało? – przerwał robienie awantury, gdy zobaczył zapłakaną dziewczynę, leżącą na łóżku i ubraną w sukienkę. – Angie, co się dzieje? – szybko podszedł do niej, a ona przytuliła się do niego jak bezbronne dziecko. – Boli cię coś? – czuł, że kręci głową. – Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Obiecuję ci to. Ale nie płacz już. Mnie też to przerasta, ale zobaczysz poradzimy sobie. – próbował jakoś ją pocieszyć. – Nasze dziecko będzie najszczęśliwsze na świecie. – ta słysząc te słowa wybuchła jeszcze bardziej histerycznym płaczem. Fred złapał ją za ramiona i lekko odsunął od siebie. Spojrzał w jej ciemne, zapłakane oczy. – Angelina, co się dzieje?!
- Nic się nie dzieje. – odpowiedziała mu. – Już poprawiam makijaż i możemy zejść do Wielkiej Sali. – chciała wstać, jednak Fred zatrzymał ją.
- Popatrz na mnie! – mówił stanowczo, lecz spokojnie. – Powiedz mi w końcu co się dzieje.
- Ale-e Fred, ja-a nie mo-oogę. – zaczęła się jąkać.
- Musisz. I przestań się już wyrywać. – lekko uśmiechnął się do niej, a po jej twarzy zaczęło płynąć jeszcze więcej łez.
- Do-obrze.
- W końcu. – odetchnął z ulgą.
- Ale musisz obiecać mi, że nie będziesz mi przerywał i poczekasz do końca, zanim mnie osądzisz. Obiecujesz? – spojrzała na niego.
- Obiecuję. – na potwierdzenie pokiwał głową. – Mów już.
- Pamiętasz, gdy nigdy nie chciałam, byś poznał moich rodziców? – zapytała go.
- Tak.
- Mój ojciec ma na imię Ben. I od prawie 6 lat ukrywa się w puszczy. Moja mama, Adriana leży w Szpitalu Świętego Munga.
- Co jak to w szpita.. – zaczął, jednak ta przerwała mu.
- Odkąd tylko pamiętam ojciec bił mamę. Był chory. Ona nigdy mu nic złego nie zrobiła. Okładał ją pięściami z byle powodu. Gdy nie smakował mu obiad, gdy niedokładnie umyła okna. A ona znosiła do wszystko do czasu. Gdy dostałam list z Hogwartu, postanowiła, że od niego odejdzie. Spakowała swoje i moje rzeczy, złapała mnie za rękę i chciała wyjść z domu. Ojciec jednak ją zatrzymał. Najpierw użył Drętwoty, przez co mama straciła na chwilę przytomność. Mnie złapał, zaniósł do drugiego pokoju i przywiązał do łóżka. Zostawił otwarte drzwi. Torturował ją zaklęciem Cruciatus. A ja wszystko widziałam. Jak krzyczała, wiła się po podłodze. A ja nic nie mogłam zrobić. Później przyszedł do mnie i powiedział: żegnaj córeczko. Kocham cie. I wyszedł. Krzyczałam najgłośniej, jak umiałam, jednak nikt nic nie słyszał. Myślałam, że mama nie żyje. Dopiero kilkanaście godzin później przyszła babcia zaniepokojona tym, że nie przychodzimy, bo to do niej mieliśmy się przeprowadzić. Ojca od tamtej pory nie widziałam. Nikt nie ma pojęcia, co się stało. Sąsiedzi myślą, że wyjechał za granicę i tam założył nową rodzinę. Jedynie lekarze w Świętym Mungu wiedzą, ale objęci są tajemnicą lekarską. Wychowała mnie babcia, a mama.. Mama nie ma pojęcia kim jestem. Odwiedzam ją w każde ferie i wakacje, jednak ona mnie nie poznaje..
- Angie, dlaczego ty mi tego.. – chciał coś powiedzieć.
- Jeszcze nie skończyłam. – znów mu przerwała i jakby całkowicie zmieniła temat. – Peter Franklin chciał kiedyś się ze mną umówić, jednak ja nie zgodziłam się. Nie był w moim typie, jednak on strasznie nalegał. Byłam nieugięta. Pewnego dnia w wakacje zaczął mnie śledzić. Widział, jak wchodzę do Świętego Munga i sprawdził, co tam robiłam. Jednej z pielęgniarek dał Veritaserum. Ona powiedziała mu wszystko. On wie, jaka jest moja rodzina.
- Ale..
- Gdy Hermiona z nim zerwała i dowiedział się, że jest z tobą, zaczął mnie szantażować. Powiedział, że rozpowie moją tajemnicę wszystkim, jeśli nie doprowadzę do waszego zerwania. Nie miałam innego wyjścia Fred. Musiałam skłamać. Nie jestem w ciąży. Nigdy nie byłam. Przepraszam..
                Twarz chłopaka przybierała po kolei różne kolory. Była blada, czerwona, a po chwili zielona. Nie wiedział, jak ma to sobie wytłumaczyć. Jednak nie będzie ojcem. Jest wolnym człowiekiem. Może teraz iść, przeprosić Hermionę, być z nią szczęśliwy. Może wszystko zmienić.
- Powiedz coś, proszę. – z rozmyślań wyrwał go głos dziewczyny.
                On jednak nadal milczał. Jak ona mogła? Jak ona mogła to zrobić? Przecież kiedyś ją kochał, spędził z nią cudowny czas. Była mu tak bliska. Oszukała go i to w takiej sprawie. Zniszczyła mu życie. Zburzyła cały jego świat, który musiał odbudować na nowo. Bez niej. Bez miłości jego życia.
                Ale co mogła zrobić innego? Ten cały Franklin ją szantażował. Nie miała innego wyjścia, musiała tak postąpić. Ale dlaczego przyznała się, tak późno? Dlaczego tak długo zwlekała?
- Angelina? – spojrzała na niego zapłakanymi oczami. – Dlaczego powiedziałaś mi o tym teraz?  Dlaczego właśnie teraz? – chciał znać odpowiedź na to pytanie.
- Bo Peter zauważył, że Hermiona strasznie dużo czasu spędza z Ronem. Widział, jak się przytulają. Dowiedział się, że idą razem na bal. Jego też kazał mi zniszczyć, ale ja nie mogłam. Nie mogłam zniszczyć kolejnej osobie życia. Nie twojemu bratu..
                Fred spojrzał na nią nieco cieplejszym spojrzeniem. Nie wiedział co ma teraz zrobić. Zostawić ją tu samą i lecieć na dół powiedzieć o wszystkim Hermionie? Że nie będzie ojcem, że mogą być razem? Czy zostać tu i wesprzeć Angelinę? Potrzebowała go. To dobra dziewczyna. – pomyślał i przytulił Pannę Johnson najmocniej, jak umiał. A ona w jego ramionach poczuła się w końcu bezpiecznie.  



Z okazji znienawidzonych przeze mnie walentynek prezent! Nowy rozdział :p Udanego dnia i miłego czytania kochani :)

Maja.

poniedziałek, 11 lutego 2013

Rozdział 22.


                Hermiona następnego dnia wstała w wyśmienitym humorze. Wszystko było przygotowane. Wyprasowana sukienka wisiała w szafie, a tuż obok leżały buty z piętnastocentymetrowym obcasem. Biżuteria schowana była w kufrze, wystarczyło tylko ją wyciągnąć. Na popołudnie umówiona była z Gin, by się przygotować. Pomalować paznokcie, ułożyć włosy, zrobić makijaż.
                Obiecała sobie, że tego dnia nie będzie myśleć o przeszłości. O tej pięknej, lecz krótkiej przeszłości spędzonej z Fredem. Nie wiedziała, czy bliźniak wybiera się z Angeliną na Bal. Nie mogła tego wiedzieć. Nie rozmawiała z nim. Nie widziała go. A z jego rodzeństwem nie rozmawiała na ten temat. Co ma być, to będzie. – mówiła do siebie w myślach.
                Wstała i poszła do łazienki zrobić podstawowe czynności. Szybko naciągnęła na siebie dżinsy, włożyła czarną bluzkę i zeszła do Pokoju Wspólnego. Na fotelach niedaleko kominka siedział Harry z Ginny. Uśmiechnęła się na ich widok.
- Cześć gołąbeczki! – zawołała do nich. – Piękny dziś mamy dzień, prawda?
- Hej Hermiono. – odpowiedziała jej Gin. – Dobrze się czujesz?
- Tak, świetnie! Jestem strasznie głodna, chodźmy na śniadanie. – powiedziała do przyjaciół i udała się w stronę portretu.
                Harry szturchnął Ginny i rzucił jej znaczące spojrzenie.
- Nie jest pijana, uwierz mi. – Ruda powiedziała do niego szeptem. – Chodźmy już! – wstała i pociągnęła go za rękę.
                Hermiona była już w połowie korytarza. W podskokach biegła ku schodom, z których wyłonił się Ron. Przywitała przyjaciela buziakiem w policzek i najpromienniejszym uśmiechem, na jaki było ją stać.
- Łał Hermiono! – zawołał chłopak. – Czym sobie zasłużyłem na takie powitanie?
- Tym, że zabierasz mnie na Bal. – zaśmiała się. – Będziemy się świetnie bawić, wiesz?
- Wiem. – odpowiedział jej. – Z tobą zawsze się dobrze bawię.
- To do zobaczenia wieczorem. – przytuliła się do niego jeszcze i szybko zbiegła po schodach.
                Ronald był zdziwiony zachowaniem Hermiony. Jego serce dwa razy podskoczyło do góry. Zawsze coś czuł do Gryfonki, ale całkowicie odpuścił sobie w momencie, w którym dowiedział się, co Hermiona ma do jego brata. Ale może jest jeszcze nadzieja. – pomyślał. Po chwili otrząsnął się z tych marzeń, bo zobaczył zbliżającego się Harry’ego z Ginny.
- Cześć stary. – rzucił mu Wybraniec. – Byłeś już na śniadaniu?
- Właśnie wracam. Co jest z Hermioną? – zapytał przyjaciela.
- Ma podejrzanie dobry humor. – odpowiedział mu.
- Brała coś? – zaśmiał się Weasley.
- Ach zamknij się Ron! – Ginny zdenerwowała się. – Jak płacze, to narzekacie. Jak się cieszy, to też narzekacie. Dajcie jej spokój. Ważne, że jest lepiej.
- Siostra ale ona się na mnie rzuciła na środku korytarza!
- Źle ci? – Ruda spytała brata, na co on zrobił się cały czerwony.
- No nie..
- To nie analizuj. Harry, chodźmy, bo też już jestem głodna.
                Gdy dotarli do Wielkiej Sali Hermiona już w najlepsze zajadała się naleśnikami. Usiedli obok niej i nałożyli sobie bekonu.
- Weźcie naleśniki! – powiedziała do nich między jednym kęsem a drugim. – Wiecie jakie pyszne?
- Wiemy. – zaśmiali się oboje.
- O Ron! – chłopaka zauważyła Panna Granger. – Przyszedłeś na naleśniki? Siadaj!
                Chłopak posłał siostrze spojrzenie o treści: „Sprawdź to. Ona na pewno coś brała”, na co Ruda jedynie wzruszyła ramionami.
- Nie przyszedłem jeść. Szukam Lavender. Widzieliście ją?
- Tą sukę? – spytała go Hermiona. – Nie.
- Su.. co?! – Harry był w szoku.
- Sukę.
- O czym Ty mówisz Hermiono? – Ron też był zdziwiony słowami Hermiony. – Przecież to twoja koleżanka z pokoju.
- A od kiedy koleżanka z pokoju popycha na ścianę? Przez co mam guza jak stąd do Las Vegas? – Gryfonka mówiła o tym spokojnie.
- Popycha na ścianę? Guza? – teraz dołączyła się jeszcze Ginny. – Hermiono! Brałaś coś?!
- Co? Nie. Dotknij. – wzięła rękę przyjaciółki i przystawiła ją sobie do głowy.
- Fakt. Ma guza. – potwierdziła Ruda.
- Ale za co ona ci to zrobiła? – spytał Harry.
- Bo z jednym Weasleyem mi nie wyszło, to się wzięłam za drugiego. – odpowiedziała i wybuchnęła histerycznym śmiechem. Odłożyła szybko widelec, wstała, cmoknęła Rona w policzek i wyszła z Wielkiej Sali bez pożegnania.
                Ginny popatrzyła na brata i Harry’ego. Była w takim  samym szoku jak i oni.
- Dobra masz misję Gin. – rzucił do siostry Ron. – Przed balem chce wiedzieć o co tu chodzi, bo tak wylewna w uczuciach do mnie to ona nigdy nie była. Łyknęła jakieś amortencji? Dowiedz się! A ja idę poszukać Lavender.
                Całą sytuację przy stole Gryfonów obserwował Peter. Wcześniej widział też jak Hermiona przytula się do Rona na korytarzu przy portrecie Grubej Damy. Był wściekły, ale nie dał tego po sobie poznać. Spokojnie konsumował śniadanie. Już nie mógł doczekać się Balu. Wiedział, że tam wydarzy się coś, co zmieni całe życie zarówno jego jak i Gryfonki.
                Przedpołudnie minęło Hermionie bardzo szybko. Około godziny czternastej wykąpała się i zaczęła szykować się z Ginny. Pomalowała przyjaciółce paznokcie, a ona ułożyła jej włosy. Każda pomalowała się sama. Panna Granger wyglądała pięknie. Włosy w lekkich falach spływały jej po plecach. Makijaż miała wyrazisty, ale bardzo dziewczęcy, utrzymany w jasnych kolorach.
- Hermiono? – zagadnęła przyjaciółkę Ruda.
- Tak? – dziewczyna uśmiechnęła się.
- Ty czujesz coś do Rona? – spytała.
- Słucham? – starsza Gryfonka nie kryła zdziwienia. – Do Rona? Nie! Skąd ci to przyszło do głowy?
- Rzuciłaś mu się na szyję dzisiaj dwa razy!
- Ale ja jestem tylko wdzięczna mu za to, że zabiera mnie na Bal. Nic więcej.
- Jesteś pewna? – Ruda nie była przekonana.
- Oczywiście. – opowiedziała jej przyjaciółka, wstając. – Nie mogłabym być z Ronem. – podeszła do szafy. - Nie po tym, co stało się ze mną i z waszym bra.. Kurwa! – krzyknęła tak głośno i niespodziewanie, że Ruda ze strachu wsadziła sobie kredkę do oka.
- Aaaaaał! Czego się drzesz! Co się stało? – Ginny była wściekła.
- Zobacz moją sukienkę! – krzyknęła.
                Z szafy wyciągnęła zniszczoną jasną sukienkę. Dół był całkowicie poobrywany. Widać było, że ktoś majstrował przy niej nożyczkami. Góra jednak nie była ruszona. W oczach Hermiony zaszkliły się łzy.
- A to miał być piękny dzień! – krzyknęła i wybuchnęła płaczem.
- Nie rycz, bo zepsujesz makijaż. Zaraz to naprawimy! – w swojej głowie Ruda już miała pomysł.
- Ale to Lavender. Ta zazdrosna idiotka. A mnie przecież nic z Ronem nie łączy. – mówiła ciągiem szlochając Panna Granger.
- Nie płacz, mówię ci i dawaj tą kieckę. – w rękach już trzymała nożyczki.
- Co ty chcesz zrobić? – spytała Hermiona i z wahaniem podała przyjaciółce sukienkę.
- Wyrównam ją. Będzie dobrze. Idź, popraw oczy.4
                Starsza Gryfonka podeszła do toaletki, wyciągnęła cienie i eyeliner i zaczęła poprawiać to co zniszczyła. Zajęło jej to niecałe 10 minut. Gdy już kończyła rozległ się krzyk Ginny.
- Zrobione! Przymierzaj!
- Ale Gin. Ona jest strasznie krótka. – odpowiedziała jej Hermiona.
- Nic innego nie dało się zrobić. Dalej. – podała przyjaciółce skróconą sukienkę, która ta szybko włożyła na siebie. – Ja jegooo Hermiono! Ale masz długie nogi!
- Jak wyglądam? – uśmiechnęła się do niej.
- Ale będziesz miała branie! Łał! Wyglądasz pięknie. – Ruda nie mogła wyjść z podziwu.
- Dziękuję! Ale to tylko dzięki tobie. Dzięki, że kolejny raz uratowałaś mnie z ciężkiej sytuacji. – Panna Granger przytuliła ją.
- Też cię kocham Hermi. – odpowiedziała jej. – Ale puść mnie już, bo teraz ja się muszę ubrać. Zobacz, która godzina. Chłopcy już na pewno czekają.
- To dalej. – zaśmiała się.
                Po pięciu minutach obie już były gotowe. Z wielkimi uśmiechami na twarzy zeszły na dół po schodkach prowadzących do dormitorium. W Pokoju Wspólnym Gryfonów było mnóstwo ludzi. Wypatrzyły Harry’ego i Rona i zaczęły się do nich zbliżać. Nagle Hermiona zatrzymała się. Jej twarz całkowicie zmieniła swój wyraz. Tuż obok jej dzisiejszego partnera nie stał nikt inny, jak tylko Fred Weasley. Nogi miała jak z waty. Wiedziała, że najlepszym wyjściem będzie ucieczka.


Wróciłam. Mam straszne zaległości na Waszych blogach, ale postaram się je dzisiaj nadrobić. Byłabym wdzięczna, gdybyście nie nalegali na nowe rozdziały wcześniej. Wiem, jak to jest czekać i jakie to jest denerwujące, ale uwierzcie.. Ja też mam swoje życie. Nie żyję tylko tym blogiem. Proszę o zrozumienie. Pozdrawiam!

Maja.