Wiadomości, dla Was


sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 43.

                Siedemnastoletni Puchon szedł korytarzem trzeciego piętra wściekły jak nigdy. Zbliżał się do biblioteki, gdzie miał do odwalenia dwa dodatkowe eseje. Co najgorsze, nie jego eseje. Powoli nadchodziły dni egzaminów. Był na ostatnim roku, więc czekały go owutemy, a nawet nie miał czasu, by się do nich przygotowywać. Ta „ruda małpa”, jak nazywał Ginny Weasley w myślach, przysyłała mu listy z wymaganiami średnio co dwa dni. Zaczęła od prostych rzeczy. Przygotowanie śniadania do jej dormitorium, czy pomoc Hagridowi przy sklątkach, jednak powoli zadania robiły się coraz gorsze. Coraz bardziej czasochłonne. Dzisiaj dla piątoklasistki musiał napisać wypracowanie z eliksirów i historii magii. Dwóch przedmiotów, których nienawidził najbardziej na świecie. Powoli nie znajdował nawet minuty na spotkania z Jasmine i wiedział, że właśnie taki był cel Gryfonki. Ze swoją dziewczyną, Hermioną widywał się jak do tej pory, by nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Zrezygnowany wszedł do biblioteki, udał się w stronę półek, a następnie usiadł i zaczął pisać.
                W tym samym czasie dwie Gryfonki siedziały w Pokoju Wspólnym ich Wieży żartując i śmiejąc się. Dopisywał im świetny humor.
- Widziałam się z nim dzisiaj po obiedzie. – powiedziała Hermiona. – Gdybyś widziała, jaką miał minę.
- Jaką? – spytała Gin.
- Przerażoną. Musimy chyba powoli z tym kończyć. Faktycznie, jestem wredna, ale chyba nie chcę mieć jego załamania nerwowego na sumieniu.
- W sumie masz rację. – Ruda pokiwała głową. – Ale jeszcze może z dwie krótkie akcje, co?
- Dobra. – potwierdziła Panna Granger i po chwili roześmiała się głośno.
- A tobie co? Z czego się cieszysz?
- Właśnie sobie wyobraziłam, że on tak siedzi w tej bibliotece i pisze. I nie ma zielonego pojęcia, że..
- Że te prace są już dawno oddane. – dokończyła za nią Panna Weasley i również wybuchła śmiechem.
                Harry z Ronem, Fredem i Georgiem wracali dziedzińcem do zamku po treningu Quidditcha. Byli potwornie zmęczeni, jednak jednemu z nich nadal towarzyszyła niesamowita energia.
- A ty co dzisiaj taki nabuzowany? – spytał brata Fred.
- Właśnie. Zachowujesz się, jakbyś wypił co najmniej litr jakiegoś płynu dopingującego. – dodał George.
- Ronuś nam się zakochał. – zaśmiał się Harry.
- Zakochał?! – krzyknął zdziwiony bliźniak.
- Niby w kim? – Fred nie krył złości, ponieważ w głowie miał to, jak jego młodszy brat uganiał się za Hermioną. – Mam nadzieję, że to nie jest MOJA Hermiona. – powiedział, akcentując przedostatnie słowo.
- Ej Fred, przypominam ci, że Hermiona wcale nie jest twoja. – odezwał się Harry. – Nadal jest z Mattem.
- I w ogóle nie chce z nami o tym gadać. – dodał Ron, na chwilę zapominając o jego nowej miłości życia.
- Dajcie jej czas. – powiedział Fred. – Zrozumie, że źle robi, jak się przejedzie kolejny raz. – George na słowa brata pokiwał tylko głową. – Dobra, ale skoro to nie Miona to w kim się Ronaldziku zakochałeś?
- To tajemnica! – zdenerwował się Ron.
- W Dori z Ravenclawu. – powiedział Harry, nie zważając na swojego przyjaciela. – Ona pomogła Hermionie w akcji z Malfoyem i Peterem.
- To naprawdę była jej sprawka? – spytał Fred.
- Tak. Nasza kujonka ma niezły łeb. – odpowiedział mu brat bliźniak.
- A na twoim miejscu stary bym się trochę obawiał. Coś nam się Hermionka mściwa zrobiła ostatnio. – głos zabrał Harry. – I dobiera się do skór wszystkich swoich eks.
- Dajcie spokój. Mi to nie grozi. – powiedział Fred.
- I co z tą Dori? – zmienił temat ciekawski George.
- Umówili się na randkę. – odpowiedział Potter zamiast Weasleya.
- Co? – spytał Fred.
- Jak? – spytał George.
- Gdzie?
- Kiedy?
- Przecież ona jest ładna!
- Jak to zrobiłeś?!
- No nie wierze!
- No dokładnie!
- Totalnie!
- Kompletnie!
- Dzięki stary.. – powiedział cicho Ronald do Harry’ego i szybszym krokiem niż reszta, wszedł do zamku, starając się nie słuchać przekrzykiwań swoich starszych braci.
                Było grubo po 22, kiedy Matt w końcu skończył eseje dla Ginny. Był padnięty, jedyne o czym marzył, to o położeniu się do łóżka. Wszedł do Pokoju Wspólnego Puchonów, udał, że nie słyszy wołań kolegów z domu i wszedł do swojego dormitorium. Przebrał się w piżamę i wskoczył do łóżka. Już prawie zasypiał, gdy obudziło go pukanie do okna. Otworzył oczy, spojrzał w tamtym kierunku i jęknął głośno. To była sowa. Sowa Ginny Weasley. Wstał szybko i wpuścił sówkę do środka. Ta wystawiła nóżkę, a on odwiązał i rozłożył list.

Cześć frajerze.
Dostałam eseje, są całkiem przyzwoite, dzięki.
Masz nową misję.
Neville dostał szlaban, ale nie ma czasu go odrobić.
Posprzątasz wszystkie szatnie na boisku, jutro o 18:00.
Hooch przyjdzie je sprawdzić o 19:00,
więc ma Cię tam już nie być.
Pozdrawiam.
Twoja ulubiona koleżanka G.W.
(lub jak wolisz R.M. – nie myśl, że nie wiem)

                Matt zaklął głośno. Jutro w końcu miał spędzić czas z Jasmine. Dziewczyna bardzo denerwowała się, że Puchon nie ma dla niej czasu, ale niestety.. Już kolejne spotkanie będzie trzeba odłożyć. Obiecał sobie w myślach, że gdy tylko nadarzy się okazja to zabije Rudą, wrócił do łóżka i szybko zasnął.
                Kolejne parę dni minęły wszystkim bardzo szybko. Po odbębnieniu nie swojego szlabanu, Matt dostał trzy dni wolnego, ale wiedział, że jest to jedynie cisza przed burzą. Ginny uśmiechała się do niego szyderczo na korytarzach, a on udawał, że tego nie zauważa. Był jednak pewny, że dziewczyna nie wygadała się, ponieważ z Hermioną układało mu się wspaniale. Nie kłócili się, spędzali ze sobą mnóstwo czasu. Podczas jednego z ich spotkań chłopak zaczął się zastanawiać, czy na pewno dobrze robi. Zaczęło mu dużo bardziej zależeć na Gryfonce. Na początku spotykał się z nią jedynie przez to, że miał dług wobec Franklina, jednak teraz dziewczyna zaczęła go cholernie pociągać. W głowie kłębiły mu się setki różnych myśli. Miał dylemat, czy czasami nie zerwać z Jass i nie przyznać się Hermionie do tego, co zrobił, mając nadzieję, że Panna Granger mu wybaczy. Bo to Hermiona była słodka, niewinna, inteligentna, piękna. Jasmine to jego koleżanka od dziecka i najzwyczajniej w świecie, chyba powoli zaczynała mu się nudzić.
                Gdy obudził się piątkowego ranka, sówka Ginny czekała na niego na oparciu krzesła. Przełknął głośno ślinę. Nie wiedział, czego ma się tym razem spodziewać. Dłonie mu drżały, gdy rozkładał kartkę.

Cześć frajerze.
Widzimy się dzisiaj na błoniach o 22:00.
Weź ze sobą tę kretynkę Jasmine.
Nie spóźnijcie się.
Pozdrawiam.
Twoja ulubiona koleżanka G.W.
(lub jak wolisz R.M. – nie myśl, że nie wiem)


Zaskoczył go brak nowego zadania. Poczuł przerażenie. Zastanawiał się, czy dostanie wykaz nowych czynności dziś wieczorem czy Rudą przestało to bawić i Miona dowie się o wszystkim. A nie mogła. Nie teraz. Nie, gdy postanowił niedługo sam jej o wszystkim powiedzieć. Serce zaczęło mu walić jak młotem. Bał się.



Pozdrawiam!


Maja.

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 42.

                W sobotni poranek Panna Granger postanowiła się wyspać. Gdy się obudziła, było już grubo po 11, a w jej sypialni, oprócz niej samej, nie było nikogo. Po przebudzeniu była całkowicie wypoczęta, jednak postanowiła jeszcze chwilę poleżeć. Dziewczyna była uśmiechnięta i zrelaksowana, mimo że w głowie kłębiło jej się setki różnych myśli. Miała nadzieję, że postępuje właściwie. Że nie będzie tego nigdy żałować.
                Nagle usłyszała głosy, dochodzące z korytarza. Do pokoju wpadły jej współlokatorki, Lavender i Parvati. Obie były lekko szurnięte, więc Hermiony to w sumie nie zdziwiło, ale była ciekawa, co wprowadziło je w taki stan. Wiedziała, że z ochotą powiedzą jej o co chodzi.  W końcu były uważane za jedne z największych plotkarek w Hogwarcie.
- Hermiono, nie uwierzysz, co się stało! – Hermiona nawet nie musiała pytać, bo od razu odezwała się podekscytowana Panna Brown.
- Żałuj, że nie było cię na śniadaniu! – dołączyła się do niej z ekscytacją jedna z bliźniaczek Patil.
- No to dalej. – Hermiona szeroko się do nich uśmiechnęła. – Opowiadajcie! – ponagliła.
- Wyobraź sobie, że jemy sobie spokojnie śniadanie w Wielkiej Sali, a przejściem między stołami biegnie Parkinson..
- A za nią leci kto? W życiu nie zgadniesz..
- Twój były, Peter Franklin.
- I wykrzykuje: Pansy kocham cię, bądź moją dziewczyną, nigdy nie wybaczę sobie tego, jak cię potraktowałem..
- No co wy? – Hermiona wybuchła głośnym śmiechem.
- Gdybyś widziała Parkinson! Odganiała się od niego rękami, jak od jakiejś olbrzymiej muchy.
- I co było dalej? – Panna Granger dalej była ciekawa.
- Ogólnie sprawa by się pewnie rozniosła bez echa..
- Ale gdy ona tak biegała to w drzwiach Wielkiej Sali stał Malfoy.
- A wiesz przecież, że oni chodzą ze sobą. To znaczy Draco z Pansy.
- No tak, wiem. – potwierdziła dziewczyna.
- Pansy zatoczyła koło w całym pomieszczeniu, na ogonie cały czas mając Petera i podbiegła do Malfoya. A Franklin cały czas wołał, jak to kocha Parkinson. Malfoy jak to usłyszał to dał kumplowi w twarz.
- A co najśmieszniejsze Peter mu oddał i zaczęli się trzaskać przy wszystkich.
- Przy uczniach, nauczycielach, dosłownie wszystkich!
- I za żadne skarby nie dało się ich rozdzielić. Parkinson tak płakała.
- Aż na chwilę mi się jej żal zrobiło, uwierz Hermiono.
- Dobrze jej tak! – słów Parvati nie podzieliła Lavender.
- Nie mów tak Lav! Przecież dziewczyna nie jest niczemu winna. To Peterowi odbiło.
- Ale Pansy i tak jest kretynką.. – słysząc to, Panna Granger znów się zaśmiała.
- No i jak to się skończyło?
- Interwencja Snape’a. Obaj leżą w Skrzydle Szpitalnym. I do końca roku mają szlaban.
- I ten szlaban będą mieli razem!
- Tej historii Hogwart do końca nie zapomni!
- Taka draka!
- To było świetne!
- Dokładnie!
                Hermiona przestała słuchać swoich koleżanek. Śmiała się w duchu. Jedną sprawę zakończyła. Musiała tylko jeszcze raz podziękować Dori za pomoc. Jej koleżanka spisała się na medal. Świetna organizacja, świetna akcja i wszystko się udało. – powiedziała do siebie w myślach.
                Pospiesznie wstała i udała się do łazienki. Wykonała wszystkie potrzebne czynności i zeszła do Pokoju Wspólnego. Na kanapie zobaczyła siedzących przyjaciół. Z daleka było widać, że są w świetnych humorach. Z ochotą podeszła do nich.
- Cześć! – przywitała się. – Z czego się tak cieszycie?
- Hej Miona! – odezwali się wszyscy.
- Mamy ci do opowiedzenia świetną historię. – zaczął Harry.
- O Malfoyu, Franklinie i Parkinson. – dodał Ronald.
- Lali się na środku Sali Wejściowej! Wyobrażasz sobie?
- Naprawdę? – Hermiona udała zaskoczoną. – Dlaczego?
- Bo Peter zako.. – zaczął Potter, jednak jego dziewczyna przerwała mu.
- Aj Hermiona! – prawie krzyknęła ze śmiechem Ginny. – Nie zgrywaj się! Jesteś genialna! Nie mogę pojąć, jak ty to zrobiłaś! – uściskała przyjaciółkę.
- Miałam małą pomoc. – przyznała się dziewczyna.
- Jaką pomoc? – zdziwił się Harry.
- To twoja sprawka? – zawtórował mu Ron.
- Och wy głupki. – westchnęła Gin. – Niczego się nie domyśliliście? Szczerze powiem Hermiono, że na początku nie pochwalałam tego twojego planu zemsty, jednak to co zrobiłaś, było świetne.
- Dzięki Gin. – Hermiona uśmiechnęła się do przyjaciółki.
- Możecie nam w końcu powiedzieć o co tu chodzi? – chłopcy powoli denerwowali się.
- Sama jestem ciekawa, jak to dokładnie było. – powiedziała Ruda.
- Kojarzycie Dori? – spytała Panna Granger. – To Krukonka. Taka śliczna blondynka.
- Ta co wiecznie sprzedaje babeczki, żeby pomóc mugolskim, chorym dzieciom?
- Dokładnie! No to sprzedała ostatnio jedną wyjątkową babeczkę. Petrowi. Z amortencją. – przyjaciele zrobili wielkie oczy ze zdziwienia, jednak zaraz wybuchli gromkim śmiechem. – Reszty się domyślacie?
- Na brodę Merlina Hermiono. Jesteś totalną wariatką! – krzyknął Harry, a dziewczyna jedynie wzruszyła ramionami i też się roześmiała.
                Przez cały dzień w Hogwarcie nie mówiono o niczym innym. Gdy w końcu amortencja przestała działać, Peterowi wróciły zdrowe zmysły. Próbował ze wszystkich sił w jakiś sposób przekonać przyjaciela, że Pansy nic dla niego nie znaczy, jednak Draco nie wierzył. Za bardzo był zazdrosny o swoją dziewczynę. Ich kolejną kłótnię było słychać w całym zamku. A Parkinson wypłakiwała sobie oczy w Pokoju Wspólnym Ślizgonów.
                Wieczorem Matt pewnym krokiem przemierzał zamek, kierując się w stronę starej klasy transmutacji, gdzie umówił się z Jasmine. Był zadowolony z wolnego wieczoru. Hermiona powiedziała mu, że spędza wieczór z przyjaciółmi, więc nie było żadnej możliwości, by spotkał ją gdzieś na korytarzach Hogwartu. Była dziewczyna jednego z bliźniaków już na niego czekała. Ciepło uśmiechnęła się do Puchona, a jego oczy rozświetliły się jasnym blaskiem. Podszedł do Jasmine i gorąco ją pocałował.
- Ekhm. – ktoś odchrząknął zza rzeźby stojącej w kącie.
                Zakochani z przerażeniem oderwali się od siebie. Ich miny były nie do opisania. Na twarzach malował się strach. Z ciemności wyłoniła się rudowłosa postać. Z szyderczym uśmiechem i bystrymi oczyma.
- Ginny! – krzyknęła Jasmine.
- Co ty tu robisz Weasley? – z odrazą spytał Matt.
- Trochę milej frajerze. – fuknęła dziewczyna.
- Co ty tu robisz Gin? – grzecznie spytała Rudą Jasmine.
- Spaceruję. – odpowiedziała. – A wy jak widzę świetnie się bawicie. Jak wam nie wstyd!
- Ale ja już nie jestem z Georgiem. – Jass próbowała obronić się.
- Ale ty chyba nadal chodzisz z moją najlepszą przyjaciółką, co? – zwróciła się do chłopaka, a on spuścił głowę. – Nie będziecie mieli życia w Hogwarcie, gdy to wszystko się wyda. Hermiona jest jedną z najbardziej lubianych uczennic, bliźniaków zresztą też wszyscy lubią. – uśmiechnęła się z kpiną. – Zjedzą was tu. Zdajecie sobie z tego sprawę?
- Ginny, nie możesz nikomu powiedzieć tego, co widziałaś. Proszę. – powiedziała cicho dziewczyna.
- Przymknij się Jass. Mogę zrobić, co tylko zechcę, prawda Matt?
- Nie zrobisz tego! – Puchon zaczął krzyczeć.
- Nie krzycz kochany, bo tylko pogarszasz sprawę. – powiedziała słodko. - Jesteś pewny, że nikomu nic nie powiem?
- W sumie to.. nie.. – chłopak zwątpił.
- Będziesz musiał się trochę postarać. – uśmiechnęła się sztucznie w jego stronę.
- Ginny, nie możesz. Zrobię wszystko, by tylko Hermiona się nie dowiedziała.
- Świetnie! – Ruda ucieszyła się. - Jutro wyślę przez sowę pierwsze instrukcje. A teraz kontynuujcie. – zaśmiała się. – Udanej zabawy! – dodała jeszcze i odeszła, zostawiając ich w całkowitym osłupieniu.

                Gdy tylko minęła róg korytarza, puściła się biegiem w stronę Wieży Griffindoru. Tam czekała na nią brązowowłosa postać. Ginny uśmiechnęła się do niej porozumiewawczo, kiwnęła głową na znak, że wszystko poszło zgodnie z planem i razem weszły do Pokoju Wspólnego Gryfonów w wyśmienitych humorach. 


Pozdrawiam! :)

Maja.

piątek, 9 sierpnia 2013

Rozdział 41.

                Następnego ranka Hermiona Granger pewnym i szybkim krokiem zbliżała się do Wielkiej Sali. Wyglądała perfekcyjnie. Na jej twarzy nie było widać nawet cienia wczorajszej złości czy łez. Przyróżowione policzki, czarny tusz na rzęsach i błyszczyk na ustach. Włosy rozpuszczone, lekko falujące. Uśmiechała się i pozdrawiała wszystkich mijających ją znajomych.
                Przy stole Gryfonów zobaczyła Harry’ego, Rona i Ginny. Od razu do nich podeszła i przywitała się.
- Dzień dobry kochani! – zawołała z nieukrywaną radością.
- Cześć. – mruknęli przyjaciele, a Ruda zmierzyła szatynkę wzrokiem, domyślając się, co kryje się pod jej wspaniałym humorem.
                Panna Granger usiadła i nałożyła sobie na talerz dwa tosty, które posmarowała dżemem. Do picia wzięła sok z dyni i powoli zaczęła konsumować śniadanie.
- Hermiona? – zagadnął ją Harry. – Wszystko w porządku?
- Tak. – odpowiedziała spokojnie. – A dlaczego pytasz?
- No.. – chłopak na chwilę zatrzymał się. – Wczoraj wyglądałaś zupełnie inaczej. Ale nieważne.. Co z Mattem?  - zmienił temat.
- A co ma być? – Hermiona zdziwiła się. – Wszystko w porządku. Nawet bardzo. – na te słowa Ginny skrzywiła się.
- Coo ty mówisz? Jak to w porządku?! – krzyknął Ron.
- Widzieliście, jakie piękne kwiaty od niego dostałam? To najlepszy chłopak na świecie. Jestem szczęśliwa. – tym stwierdzeniem zakończyła swój wywód. – A teraz lecę do niego. Do zobaczenia na zajęciach!
                Poderwała się szybko od stołu, zostawiając chłopców z szeroko otwartymi buziami. Ginny tylko wzdrygnęła ramionami, dając tym do zrozumienia bratu i swojemu chłopakowi, że ich przyjaciółka postradała zmysły.
                Panna Granger wbiegła w podskokach do Sali Wejściowej. Zauważyła schodzącego po schodach Freda z jego bratem bliźniakiem, jednak udała, że ich nie widzi. Z drugiej strony natomiast wyłaniała się grupa Puchonów. Dziewczyna wśród nich zauważyła swojego chłopaka – Matta. Uśmiechnęła się do niego szeroko i poczekała, aż zbliży się do niej.
- Cześć ślicznotko! – powiedział do niej. – Wyspana?
- No hej kochanie. – odpowiedziała. – Tak, zdecydowanie. – skłamała.
- Impreza szybko się skończyła?
- No już przed dwunastą leżałam w łóżku. – skłamała po raz drugi, a następnie pocałowała go gorąco.
- Oj a za co to? – Puchon zdziwił się.
- Za to, że jesteś. – odpowiedziała słodko. – Stęskniłam się. – dodała jeszcze.
- Kocham cię maleńka.
- Ja ciebie też. – odpowiedziała szeptem i kolejny raz ich usta połączyły się.
                Bliźniacy widzieli całą tę scenę. Nie kryli swojej złości. Jednak bardziej wkurzony nie okazał się były chłopak dziewczyny, a jego brat. Do stołu Gryfonów doszli, zawzięcie dyskutując.
- Ona jest nienormalna! – krzyczał George. – Totalna kretynka.
- Odbiło jej, to fakt, ale to nie nasza sprawa Georgie. – uspokajał go Fred.
- Jak to nie nasza?! Przecież to Hermiona. Przyjaźnimy się z nią, zapomniałeś?!
- Nie zapomniałem, ale to jej życie, zrozum..
- Nie wierzę w to, co mówisz.. Nie zależy ci już na niej?
- Daj spokój. Nie będziemy teraz o tym gadać.. – powiedział, zauważając ciekawskie spojrzenia innych uczniów.
- Co jest chłopaki? – zagadnęła bliźniaków ich młodsza siostra.
- Widzieliście to?! – George nadal nie potrafił ukryć zdenerwowania.
- Ale co? – Harry i Ron zdziwili się.
- Hermionę z tym frajerem. Gruchają jak dwa gołąbki!
- Co?! – przyjaciele aż zapowietrzyli się, a Ginny nie zareagowała.
- To co powiedziałem.
- Dajcie spokoj! – odezwał się Fred. – To jej sprawa, co robi. Najwyżej później będzie żałować.
- Dokładnie. – zgodziła się z nim Ginny.
- Co wy mówicie? Gdzie twoje szare komórki, Gin?! – George krzyknął na Rudą.
- Odpuść. – odpowiedziała mu spokojnie. – Idę na lekcje. – wstała i wyszła z pomieszczenia.
- Co jej się stało? – zapytał przyjaciół Harry. – Zwykle martwiła się o Hermionę, a teraz spłynęło to po niej całkowicie.
- Hermiona zachowuje się jak głupia idiotka! – ponownie zaczął George.
- A na końcu będzie ryczeć! – dodał Ron.
- Dokła.. – chciał coś powiedzieć Potter, jednak Fred mu przerwał.
- Koniec! – krzyknął. – Zajmijcie się sobą! Mam was dość!
                Wybiegł z zamku wprost na dziedziniec. Wziął głęboki oddech. Domyślał się o co chodzi Hermionie. Miała dobre serce, ale gdy ktoś krzywdził ją tak mocno, jak to robił Matt, wiedział, że nie odpuści. Zrobi wszystko, by chłopaka bolało tak samo, jak boli ją. Taka już była. I pewnie długo jeszcze taka będzie.
                Postanowił zrobić sobie krótki spacer przed zajęciami. Gdy przechodził koło boiska do Quidditcha zauważył Ginny. Ona też go zobaczyła i pomachała w jego stronę ręką. Bliźniak podszedł do siostry.
- Wiedziałam, że zbyt długo nie wytrzymasz ich gadania. – zaśmiała się.
- Nie dało się. – odpowiedział jej z uśmiechem.
- Nie boisz się?
- Czego? – Ruda zaskoczyła go tym pytaniem.
- Tego, co na Ciebie wymyśli Miona.
- Na mnie też ma plan? – zdziwił się.
- Podobno. Zresztą czego się spodziewałeś? Odrzuciłeś przecież jej uczucia..
- Wiesz przecież, dlaczego to zrobiłem. – powiedział cicho.
- Kochasz ją, co?
- Jak nikogo innego. Ale ona musi w końcu to zrozumieć.
- Że nie może traktować cię jak koło ratunkowe.. – westchnęła Ruda.
- Dokładnie. – potwierdził Fred. – Zrozumie. Tylko musi zamknąć wszystko inne i zapomnieć o przeszłości.
- Będziesz czekał? – zapytała jeszcze Ginny.
- Jeśli będzie trzeba, to całe życie. – odpowiedział, a siostra przytuliła go mocno.
                W tym samym czasie w Sowiarni siedziała Hermiona. Czekała na kogoś i ze zniecierpliwienia tupała nogą. Nagle ze strony schodów rozległ się głos kroków. Ze schodów wyłoniła się blondwłosa, śliczna dziewczyna. Miała na sobie szatę Ravenclavu.
- Jesteś w końcu Dori. Co tak długo?
- Przepraszam, ale ciężko jest złapać Petera samego.
- Ale zrobiłaś to, o co cię prosiłam?
- Tak, oczywiście. Wydaje mi się, że łyknął haczyk.
- Doskonale! – Panna Granger uśmiechnęła się szeroko. – Będę ci wdzięczna do końca życia. – cmoknęła Krukonkę w policzek i w błyskawicznym tempie zbiegła na sam dół.
                W pustym Pokoju Wspólnym Gryfonów George rozmawiał ze swoją dziewczyną, Jasmine. Chłopak przeszywał ją zimnym spojrzeniem, a po jej policzkach płynęły łzy. Sztuczne i fałszywe łzy.
- Dlaczego to koniec? – spytała go łamanym głosem.
- Nie kocham cię. – skłamał. – To nie miało już sensu.
- Zrobiłam coś nie tak?
- Sama dobrze wiesz, co zrobiłaś Jass.
- Już nie ma żadnych szans?

- Nie, przykro mi.. – odpowiedział i odszedł, gratulując sobie w duchu, że dotrzymał obietnicy i nie zrobił dziewczynie awantury, wyjawiając całą prawdę.


Witam po dość długiej nieobecności i pozdrawiam gorąco! :)

Maja.