Wiadomości, dla Was


środa, 13 listopada 2013

OGŁOSZENIE!

Moje drogie czytelniczki! Wracam do świata blogerskiego z nowym opowiadaniem :) Zapraszam serdecznie na mojego nowego bloga o tematyce Dramione :) Mam wielką nadzieję, że znów będziecie ze mną! :*
http://dramione-milosc-nienawisc.blogspot.com/

czwartek, 3 października 2013

Epilog.

                 Biegła. Cały czas biegła. W głowie kotłowała jej się tylko jedna myśl: Ginny i Harry są w niebezpieczeństwie. W Zakazanym Lesie. Z hukiem otworzyła Drzwi Wejściowe. Migiem przemierzyła dziedziniec, później błonia. Włosy rozwichrzyły jej się na wietrze. Niewygodnie było jej w szpilkach. Zatrzymała się. Zdjęła buty i chwyciła je w jedną rękę. Po chwili znów biegła. Nie zważała na to, że kaleczy stopy, nie to było teraz ważne. Przebiegła obok chatki Hagrida. Kątem oka zauważyła, że gajowego nie ma. Było ciemno. Zatrzymała się na skraju Lasu. Nie wiedziała, w którą stronę ma biec. Postanowiła zaryzykować i udała się w prawą stronę. Przeciskała się przez chaszcze już dobre dziesięć minut, jednak nadal nie mogła znaleźć przyjaciół. Ogarniało ją coraz większe przerażenie. Potknęła się i wylądowała w błocie. Jej jasna bluzka była cała brudna, a spódnica rozdarta. Nie mogę się poddać. – pomyślała. Szybko wstała i zaczęła biec dalej.
Po chwili wpadła na jasną, oświetloną polanę. Zdziwiła się, że w środku ciemnego Lasu jest takie miejsce. W oddali zauważyła ciemną postać. Ogarnęła ją panika. Była przekonana, że to Voldemort. Przemogła się i podeszła bliżej. Życie jej przyjaciół było ważniejsze niż jej własne. Im bliżej podchodziła, tym większe oczy robiła ze zdziwienia.
- Fred?! – w końcu krzyknęła.
Chłopak stał na środku polany uśmiechnięty od ucha co ucha. Wzrokiem lustrował Pannę Granger od góry do dołu. Na widok jej zakrwawionych nóg mina zmieniła mu się w poważną i zatroskaną.
- Miona! – też krzyknął. – Twoje nogi.. – zaczął.
- Nie to jest teraz ważne! Harry i Ginny. Są w niebezpieczeństwie. To Voldemort. Zaatakował ich. Pewnie walczą teraz o ży..
- Pocze.. – chciał jej przerwać.
- ..cie. Chodźmy Fred! Szybko! Każda sekunda się teraz liczy. – chciała biec dalej, jednak bliźniak złapał ją za ramiona.
- Spokojnie Hermiono. – powiedział cicho. – Wszystko jest w porządku. Harry i Ginny są bezpieczni.
- Nie są! Nie było cię w Wieży, gdy wszyscy krzyczeli z przerażeniem, że Voldemort zaatakował zamek!
- Hermiono, nic się nie dzieje.. – kontynuował.
- Fred! Zrozum! Im grozi niebezpieczeństwo! – zaczęła się wyrywać.
- Uspokój się Miona w końcu! Nic im nie jest!
- Ale Fred.. – nie przestawała.
- To było kłamstwo Hermiona. Oni są teraz w Pokoju Wspólnym i dobrze się bawią.
- W Pokoju? Bawią? – powoli trawiła informacje. – Co?! – krzyknęła tak głośno, że aż ptaki z pobliskiego drzewa poderwały się do góry.
- Spokojnie.. – chciał ją przytulić, ale ta odepchnęła go od siebie.
- W co ty grasz Weasley?! – była wściekła.
- Ta cała impreza dzisiaj to był mój pomysł. – zaczął się tłumaczyć. – Wszystko było dokładnie przygotowane. Każdy miał do odegrania jakąś rolę, by tylko była możliwość ściągnięcia cię tutaj.
- Co?!
- Voldemorta nie ma. Harry z Gin specjalnie zniknęli. Gryfoni specjalnie krzyczeli o ata.. Ała! – krzyknął i złapał się za pulsujący policzek, w który sekundę temu uderzyła go dziewczyna.
- Jesteś największym idiotą jakiego znam! – krzyknęła.
- I tak mnie kochasz.. – powiedział cicho.
- A chcesz dostać jeszcze raz?! – przybrała wojowniczą pozę i spojrzała mu prosto w oczy.
- Nie oszukuj się Hermiono! – teraz to on się zdenerwował. – Nie oszukuj i siebie i mnie!
- Ach zamknij się Weasley!
- Granger do cholery! – ponownie złapał ją za ramiona. – Skoro tak to powiedz mi prosto w oczy, że nic do mnie nie czujesz! – przyciągnął ją do siebie tak, że prawie stykali się nosami.
- Nic do Cie-bie nie czu-ję! – specjalnie przesylabowała.
- Kłamiesz. – powiedział i uśmiechnął się.
- Taki jesteś pewny?
- Jestem tego pewny na sto procent Mała.
- Nie mów tak do mnie! – krzyknęła, jednak na słowo „mała” serce podskoczyło jej z radości do góry. Pozwoliła się przytulić. Po chwili jednak oderwała się od niego. – Kto to Caroline i Sarah?! Co cię z nimi łączy?
- Z tymi Krukonkami? Nic. – zaśmiał się. – Obiecałem im Weasley’owską amortencję w zamian za to, że przyjdą ze mną na imprezę i sprawią, byś była zazdrosna.
- Czy ty jesteś mądry? – była zła i nie ukrywała tego. – Nienawidzę cię!
- Mądry może i nie, ale zakochany! Zrozum to w końcu!
- Po co to dzisiaj było? Nie można było normalnie podejść i porozmawiać?!
- Nie.. – znów się uśmiechnął.
- Dlaczego? – jego dobry humor doprowadzał ją do szału.
- Bo miałaś przygotowaną na mnie zem..
- Skąd o tym wiesz?! – przerwała mu zdziwiona.
- Bo wiem. Teraz to tobie należała się nauczka.
- Zrobiłeś to wszystko, żeby się na mnie odegrać? – spojrzała smutnym wzrokiem na niego, w jej oczach zaszkliły się łzy. – Jak mogłeś Fred.. – jedna pojedyncza łza spłynęła po jej policzku.
- Jej.. – chłopak nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Przytulił ją mocno. – Przepraszam Miona. Nie chciałem. Nie płacz już. Przepr.. Ała! – złapał się za brzuch, a Hermiona z tryumfem zmierzyła go wzrokiem.
- Żeby mi to było ostatni raz Weasley!
- Ach zamknij się Granger i nie udawaj! – był wściekły i przyglądał jej się z złością. – Jesteś głupią dziewczyną, która ucieka od prawdziwego uczu..
- Kocham cię Weasley.
- ..cia. – dokończył i dopiero po chwili zrozumiał sens jej słów. – Co?! – krzyknął.
- Kocham cię ty najgłupszy debilu na świecie! – zaśmiała się, a on niewiele myśląc, chwycił ją w ramiona i zaczął namiętnie całować.
I tak stali. Na środku polany w Zakazanym Lesie. W końcu szczęśliwi. Ich historia nieszczęśliwej miłości powoli dobiegała końca. Wiedzieli, że teraz już wszystko będzie dobrze. Że będą najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. A potrzebowali na to pełnego niespodzianek i zwrotów akcji całego roku szkolnego. Potrzebowali przejść przez Petera, Angelinę, przyjaciół, Matta.. Ale udało się! Dopiero teraz zdali sobie sprawę, że walka o to uczucie była ich najlepszym wyborem.

Dziesięć lat później
Dwie małe istotki bawiły się w najlepsze na skraju lasu. Miały rozłożony różowy kocyk a wokół mnóstwo zabawek. Tuż obok, na polanie stał niewielki biały domek z niebieskimi okiennicami i tarasem wokół całego budynku. Dwie niskie huśtawki kołysały się lekko dzięki letniemu wietrzykowi. Pogoda była piękna. Sam środek lata. Słońce przygrzewało, ale niezbyt mocno. Na niebie nie było widać ani jednej chmurki. Wszędzie było bardzo kolorowo. Cała polana usłana była kwiatami. Czerwonymi, żółtymi, fioletowymi, niebieskimi. Tutaj aż chciało się żyć. Nie bez powodu to miejsce nazwano „Tęczową Doliną”. Co chwilę można było tu usłyszeć dziecięcy śmiech.
Teraz głośno roześmiała się jedna ze wspomnianych wcześniej istotek. Dziewczynka, około sześcioletnia. Długie, rude włosy zaplecione miała w dwa piękne warkocze zakończone zielonymi kokardkami. Ubrana była w żółte ogrodniczki i białą bluzeczkę. Na nóżkach miała zielone tenisówki. Jej siostrzyczka na pierwszy rzut oka była identyczna. Jej włosy jednak wpadały w lekki brązowy kolor. Ubrana była w krótką, czerwoną sukienkę i czerwone buciki. Oczy miały takie same. Duże, brązowe i cudowne. Ich uśmiechy były nieziemsko podobne do siebie, tak samo jak noski i usta. Były ślicznymi, zdrowymi, małymi dziewczynkami.
Po chwili z domu wyszła młoda kobieta z około dwuletnim chłopcem na rękach. On, tak samo jak jedna z bliźniaczek miał rude włoski i wyszczerzał ząbki, łapiąc swoją mamę za ucho.
- Emma! Julia! – zawołała kobieta. – Posprzątajcie zabawki i chodźcie do domu. Zaraz będzie tatuś.
- Jeszcze chwilkę mamo, prosimy! – odkrzyknęła jej brązowowłosa dziewczynka, czyli Emma.
- Ale tylko chwilkę. Tommy na was czeka. – na te słowa chłopiec pomachał siostrom rączką, na co te roześmiały się głośno.
- Już idziemy. – powiedziała jeszcze Julia.
Dziewczynki szybko zebrały zabawki i poszły w stronę domu. Weszły tylnymi drzwiami do przestronnej i przytulnej kuchni, całej wykonanej z drewna. Ich mama siedziała przy stole, karmiąc ich brata Tommy’ego. Nagle ktoś wszedł do domu frontowym wejściem. W drzwiach pomieszczenia stanął wysoki, przystojny, rudy mężczyzna ubrany w zieloną szatę.
- Tatuuuuuuuuuś! – krzyknęły razem dziewczynki i rzuciły się na mężczyznę, który podniósł je obie do góry.
- Hej, bo mnie udusicie. – roześmiał się. – Patrzcie co dla was mam! – wyciągnął z torby Czekoladowe Żaby i Cytrynowe Dropsy. Jego żona widząc to, pokiwała tylko głową z udawanym niezadowoleniem. – Po obiedzie idziemy wszyscy do wujka George’a i cioci Camili. Tam ma też być wujek Harry z ciocią Ginny. – oświadczył wszystkim, na co dziewczynki szczerze się ucieszyły.
- Mamo, możemy zabrać nasze lalki? Pobawimy się z Lily i z Roxy. – zawołała Julia i popatrzyła na swoją mamę.
- Oczywiście! – roześmiała się ich rodzicielka.
- Dziękujemy! – wykrzyknęły obie i pobiegły schodkami na górę do swojego pokoju.
Mężczyzna, który jeszcze przed chwilą stał w progu, podszedł do swojej żony. Uśmiechnął się ciepło do niej i pocałował w policzek.
- Cześć kochanie. – powiedział.
- Ach Fred. Nie było cię tylko parę godzin, a tak się stęskniłam za tobą. – odpowiedziała mu Hermiona. – Jak w pracy?
- W porządku, jak zawsze. Masa klientów. – złapał swojego syna i podniósł wysoko do góry. – Cześć maluchu!
- Gu gu gu.. – odpowiedział mu Tommy, na co małżeństwo roześmiało się.

Marzenie spełniło się. Sen Hermiony Granger stał się rzeczywistością.

KONIEC.



Kochani dziękuję za to, że czytaliście, komentowaliście, że byliście ze mną. Żegnam się z Wami trochę smutna, bo niestety.. To już koniec. Nie obiecuję, że wrócę, bo boję się, że mogę tej obietnicy nie dotrzymać. Ale nie bądźcie zaskoczeni, gdy pojawi się nowe opowiadanie o trochę odmiennej tematyce. Jednak nadal w kręgach Harry'ego. Jestem z siebie dumna, bo doprowadziłam tę historię do końca. Wy też bądźcie! Pozdrawiam Was gorąco i jeszcze raz dziękuję.

Wasza Maja.

poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział 46.

                Dni nagle zaczęły mijać w zastraszającym tempie. Przyjaciele w tym czasie nie robili nic szczególnego uwagi. Ale to nauczyciele postanowili  tak umiejętnie dawać im w kość. Zadania domowe, zaliczenia, nadchodzące egzaminy. Żyli od weekendu do weekendu. Dopiero w sobotę czy niedzielę znajdowali chwilę, by spędzić czas razem. Chodzili w słońcu po błoniach, grali w Eksplodującego Durnia, śmiali się i wygłupiali.
                Hermiona uczyła się i pisała eseje niezwykle pilnie. Rzadko kiedy miała czas na myślenie o czymkolwiek innym. Dopiero wieczorami, gdy kładła się do łóżka, nawiedzały ją różne sytuacje z przeszłości. Przystojny, rudowłosy chłopak z ciepłymi brązowymi oczami. Spotkania, pocałunki. Tak wiele ich kiedyś łączyło. Ale tak mocno wbiła sobie do głowy to, że chłopak też potrzebuje nauczki, ze nie była w stanie mu odpuścić. Nie wymyśliła jednak nic ciekawego i to odpędzało jej sen z powiek.
                Pewnego popołudnia biegiem przemierzała korytarze Hogwartu. Była spóźniona już pięć minut. Profesor McGonagall nie będzie zadowolona. Wezwała ją do swojego gabinetu, by omówić jakieś ważne sprawy dotyczące egzaminów młodszych lat. Panna Granger nie wiedziała, co ma z tym wspólnego, ale przyzwyczaiła się, że jako Prefekt Naczelny miała dużo obowiązków.
                Przechodziła właśnie obok Pokoju Życzeń, gdy za sobą usłyszała głośne kroki.
- Hermiono, poczekaj! – ktoś zawołał, a ona odwróciła się odruchowo.
- Matt? – zdziwiła się. – Czego chcesz? – zrobiła groźną minę.
- Pogadać. – odpowiedział cicho.
- Zapomnij! – rzuciła i odeszła.
- Ale Hermiono, proszę! – zawołał jeszcze za nią.
- Odwal się! – krzyknęła na cały korytarz.
                Po wyjściu z gabinetu psorki, dziewczyna zaczęła się zastanawiać, czego mógł od niej chcieć Puchon. Snuła się po zamku z głową pełną myśli. Nie zauważała ludzi wokół. Była zdziwiona, że to jedno spotkanie tak ją wyprowadziło ją z równowagi, jednak to co zobaczyła niedaleko sowiarni, zwaliło ją z nóg.
                Już z daleka, po raz kolejny dzisiejszego dnia, dostrzegła Matta. Stał z kimś i rozmawiał szeptem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby jego towarzyszką nie była jej przyjaciółka. Ginny w skupieniu słuchała chłopaka. Hermiona zatrzymała się. Przypatrywała się im chwilę, ale nie wytrzymała, gdy Ruda chwyciła Puchona z rękę i ścisnęła ją mocno.
- Czy ty już całkowicie zwariowałaś?! – Panna Granger spytała z gniewem.
- Hermiona?! – Ginny speszyła się. – Co ty tu robisz?!
- No to chyba mało istotne, nie sądzisz? – z ironią powiedziała Gryfonka.
- To nie tak, jak myślisz Miona. – Ruda szukała wsparcia u chłopaka.
- Skąd wiesz, co ja myś.. – chciała spytać, jednak Matt jej przerwał.
- Przestań Hermiona. – spojrzał prosto w jej oczy. – Zatrzymałem tu Ginny, by prosić ją, żeby pomogła mi z tobą porozmawiać. Bo sama nie chciałaś. – mówił spokojnie.
- Czego Ty jeszcze chcesz Matt? – dziewczyna spytała z wyrzutem.
- Przeprosić cię! – powiedział zdecydowanie. – Źle się czuję z tym, co się stało. – Hermiona patrzyła w jego stronę z niedowierzeniem. – Przepraszam, ze cię krzywdzi..
- Daj spokój. – nagle obudziła się. – To nic nie zmieni.
- Dla mnie zmieni. – obruszył się. – Nie proszę cię, byś zapomniała i zachowywała się, jakby się nic nie stało. Chcę tylko, żebyś mi wybaczyła.
- No Miona.. – odezwała się Gin. – Nie daj się prosić.
- A dajcie wy mi wszyscy święty spokój! – krzyknęła w ich stronę i pobiegła do Wieży Gryffindoru.
                Dwa tygodnie później było już po egzaminach. Ginny czekała na wyniki sumów, Harry, Ron i Hermiona na zwykłych egzaminów, a Fred i George na owutemy. W końcu mieli trochę wolnego. Wylegiwali się na kocach i z niecierpliwieniem czekali na zbliżające się wielkimi krokami wakacje. Pogoda była wspaniała. Pannę Granger złapały już pierwsze promienie słoneczne, dzięki którym była jeszcze piękniejsza. Z Rudą wyjaśniły wszystkie nieporozumienia. Starsza Gryfonka wybaczyła Puchonowi, jednak nie miała zamiaru się z nim zadawać, ba, nawet rozmawiać. Ginny przyznała się, że najzwyczajniej w świecie dręczyły ją tak mocne wyrzuty sumienia, że nie mogła patrzeć na ciężką sytuację Matta i dlatego zdecydowała się mu pomóc.
                W ostatni wtorek roku szkolnego w Pokoju Wspólnym Griffindoru zawisł plakat. Co chwilę ktoś podchodził do niego z wielkim zainteresowaniem. Ponowni zwycięzcy Pucharu Domów! – brzmiał tytuł. – Wielka końcowo roczna IMPREZA! Czwartek, godzina 21:00. Krukoni i Puchoni mile widziani. Ślizgonom wstęp wzbroniony!  Zapewniamy przekąski z kuchni skrzatów i oczywiście ALKOHOL. Zapraszamy!
                Hermiona razem z Ginny siedziały na fotelach przy zgaszonym kominku i żywo rozprawiały na temat nowej informacji. Zastanawiały się, dlaczego uczniowie innych domów też są zaproszeni. Wcześniej to nigdy nie miało miejsca. Coś konkretnego musiało się za tym kryć.
- Ej Gin! – zawołała radośnie Panna Granger. – To będzie świetna okazja, żeby dopiec trochę Fredowi.
- Jej serio? – Ruda zrobiła żałosną minę. – Nadal o tym myślisz?
- Przecież nie zrobię mu krzywdy jak tamtym, spokojnie! – uśmiechnęła się, a Panna Weasley odetchnęła z ulgą. – Załatwię go jego własną bronią i zepsuję mu imprezę.
- Co masz na myśli?
- Jakiś okropny eliksir w piwie kremowym i pozamiatane. W sumie można by nawet wykorzystać jego krwotoczki albo omdlejki.  Spędzi wieczór w swoim dormitorium, a ja bardzo chętnie się nim zajmę.
- Hermiono? O co tu chodzi? – Ruda z uwagą przyjrzała się przyjaciółce.
- Dobrze wiesz.. Nie udawaj głupiej Ginny. – westchnęła. – Nadal mi zależy. Dlatego spróbuję jeszcze ra.. – chciała powiedzieć, jednak nagle ktoś rzucił jej się na szyję i zaczął mocno przytulać.
- Tak się ciesze! Juhuuuu! Nawet nie wiesz jak bardzo! Hura hura hura! – nie mogła się powstrzymać.
- Dobra, dobra dziewczyno, złaź ze mnie, bo mnie udusisz!
- Co tu się dzieje, moje drogie? – nawet nie zauważyły, jak podszedł do nich George.
- Świętujemy braciszku! – krzyknęła uradowana Panna Weasley.
- Ale co? – zdziwił się.
- Tajemnica! – odpowiedziała mu Hermiona i puściła oczko do swojej przyjaciółki.
- Właśnie George.. Wiemy, że to wy organizujecie imprezę, więc dlaczego Puchoni i Krukoni też są zaproszeni?
- Yghm.. – chłopak zawiesił się. – To przez Freda. – powiedział w końcu.
- Jak to przez Freda? – dziewczyny zdziwiły się.
- No.. Bo..
- Mów wreszcie!
- Zaczął się spotykać z dwiema dziewczynami z Ravenclawu.
- Serio? – zapytała Ginny, a Hermiona niemiłosiernie zbladła.
- Niestety. – odpowiedział. – A teraz idę. Muszę go znaleźć. – dodał jeszcze i poszedł.
                Hermiona zagłębiła się w myślach. To nie tak miało być! – powiedziała w swojej głowie. – Ale trudno! I tak spróbuję! Nie poddam się!
- No to pięknie. – doszedł ją cichy głos Ginny.
- Megazarąbiście. – dodała Panna Granger.
- Wspaniale.
- Wręcz bosko. – skończyła temat Hermiona.
                Czwartek nadszedł w mgnieniu oka. Dziewczyny ani się obejrzały, a już szykowały się do wielkiej imprezy w Wieży Gryffindoru. Hermiona postawiła na modne połączenie nowości z klasyką. Czarna, imitująca skórę rozkloszowana spódnica, biała koszulowa bluzka bez rękawów włożona do środka i wysokie beżowe szpilki. Usta pomalowała czerwoną szminką i zrobiła kreski na oczach. Włosy upięła w luźny kok. Jak zawsze wyglądała prześlicznie. Ginny założyła czarną sukienkę mini i czarne szpilki. Włosy zostawiła rozpuszczone, jednak inaczej niż na co dzień, dziś układały jej się na plecach falami. Lekki makijaż i duże srebrne kolczyki w uszach. Urodą nie odstępowała przyjaciółce nawet na krok.
- Masz wszystko przygotowane? – zapytała przyjaciółkę Ruda.
- Tak, mam krwotoczki w torebce.
- Myślisz, że się uda? – z niepokojem ponownie spytała.
- Tak. Spokojnie Gin. – odpowiedziała i uśmiechnęła się szeroko pokazując rząd śnieżnobiałych zębów.
- W takim razie chodźmy!
                Zeszły schodkami na dół. Dochodziła już dwudziesta druga. Pokój Wspólny był pełen ludzi. Wszyscy razem świętowali sukces Gryfonów. W oddali zobaczyli Harry’ego i Rona, którzy od razu do nich podeszli.
- Najpierw pijemy czy tańczymy? – zapytał je Ronald.
- Tańczymy. – odpowiedziała Ginny.
- Pijemy. – w tym samym czasie odezwała się Hermiona. Spojrzały na siebie i wybuchły śmiechem.
- To ja idę z Harry’m tańczyć. – Ruda złapała swojego chłopaka z rękę i pociągnęła na parkiet.
- A my się napijemy. – zaśmiał się Ron i razem poszli w stronę stołu z napojami.
                Tam czekali na nich Neville z Luną oraz George. Freda nie było nigdzie widać. Jednak Hermiona cały czas szukała go wzrokiem ze zniecierpliwieniem.
- Cześć! – przywitała się Luna i cmoknęła Pannę Granger w policzek.
- Hej! Ślicznie wyglądasz kochana! – też się przywitała. – George, gdzie Fred? – spytała szeptem bliźniaka.
- Gdzieś tu go widziałem z dziewczynami. Pewnie zaraz do nas dołączy. – uśmiechnął się.
                Jak na zawołanie nagle z ziemi przed nimi wyrósł drugi bliźniak. Minę miał błogą. Na jego ramionach uwieszone były dwie dziewczyny. Obie bardzo ładne. Jedna blondynka o jasnych niebieskich oczach, niska, ale szczupła z pięknym uśmiechem. Druga włosy miała farbowane na ciemne bordo. Kolczyk w nosie, intensywne zielone oczy i zalotne spojrzenie. Trudno się dziwić, że Fred na nie poleciał. – pomyślała Hermiona.
- Chciałem wam przedstawić moje koleżanki. – odezwał się Fred. – To jest Caroline. – wskazał na blondynkę. – A to Sarah. – teraz na farbowaną. – Obie są Krukonkami. Na piątym roku.
- Przecież my się znamy! – zawołała Luna. – Nie wiedziałam, że spotykacie się z Fredem. Cześć dziewczyny. – ciepło uśmiechnęła się w ich stronę, co od razu odwzajemniły.
- Miło mi was poznać. – powiedziała Hermiona i uścisnęła obu rękę. Postanowiła robić dobrą minę do złej gry.
- Chodźmy tańczyć! – zawołał Neville i wszyscy udali się na parkiet.
                Tańczyli blisko siebie, ponieważ tłum był ogromny. Hermiona między Ronem i Georgem dawała popis swoich tanecznych umiejętności. Wiła się w rytm muzyki jak rasowa kotka. Dużo chłopców wpatrywało się w nią z oczarowaniem. Nagle Fred razem ze swoimi koleżankami zniknął z pola widzenia. Panna Granger dojrzała go, jak wchodził razem z dziewczętami do swojego dormitorium, które teraz świeciło pustkami. To całkowicie popsuło jej humor. Nie zdołała wypełnić swojego planu. Wszystko straciła.
                Odłączyła się od grupy przyjaciół i ponownie podeszła do stołu z napojami. Chwyciła butelkę Ognistej Whisky i udała się w najbardziej odległe miejsce pomieszczenia. W rogu Pokoju stał samotny fotel, postawiony przodem do ściany. Podciągnęła nogi do góry, złapała je jedną ręką, a drugą pociągnęła zdrowy łyk z butelki.
                Tak mijały sekundy, minuty, chyba nawet godziny. Nikt jej nie szukał. Była z tego powodu bardzo szczęśliwa. Dochodziła ją głośna muzyka, rozmowy prowadzone podniesionym głosem, ale ona sama chciała pomyśleć. Być sama ze sobą. Ze swoją głową, ze swoimi emocjami i uczuciami. Butelka napełniała się sama dzięki zaklęciu. Nie wiedziała, ile wypiła. Pół litra, litr, dwa. Nie miało to żadnej różnicy. Nagle doszedł ją głośny krzyk.
- Harry! Ginny!
- Zakazany Las!
- Voldemort!!!

                W ciągu sekundy wyparował z niej cały alkohol. Pierwsza wybiegła z Pokoju Wspólnego. Była tak przerażona, że nawet nie zauważyła, że nikt nie biegnie za nią.



No i zbliżamy się ku końcowi. Już za około tydzień epilog, więc i zakończenie historii. Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem. Pozdrawiam! ;)

Maja.

wtorek, 17 września 2013

Rozdział 45.

                Następnego ranka Hermiona Granger obudziła się w całkiem dobrym humorze. Wyjrzała przez okno. Pogoda zachęcała do wstania z łóżka. Słońce kusiło swoimi promykami, widać było, że powoli nadchodzą bardzo ciepłe dni. Dziewczyna szybko podniosła się z łóżka, wcześniej patrząc na zegarek. Była siódma. Do spotkania z Ginny zostało jej pół godziny. Weszła do łazienki i wykonała wszystkie potrzebne czynności. Włosy jedynie przeczesała dłońmi. Układały się dziś wspaniale. Wyciągnęła tusz i szybko przeciągnęła nim rzęsy. Na policzki nałożyła odrobinę różu, a na usta bezbarwny błyszczyk. Ogólnie rzadko się malowała, jednak dzisiaj miała dobry dzień. Wróciła do swojego dormitorium. Założyła szatę i po cichu, by nie obudzić swoich współlokatorek, wyszła.
                Ruda już czekała na nią w Pokoju Wspólnym. Razem miały iść na śniadanie do Wielkiej Sali. Hermiona już z daleka promiennie uśmiechnęła się do przyjaciółki. Ku jej zdziwieniu, Gryfonka tego gestu nie odwzajemniła. Na jej twarzy malowało się lekkie zdenerwowanie, oczy miała smutne. Panna Granger przyjrzała się dziewczynie. Była blada, jej piegi były dużo wyraźniejsze. Widać było, że w nocy płakała.
- Gin, co się stało? – Hermiona spytała z niemałym przerażeniem. – Przecież wczoraj rozstawałyśmy się po północy i wszystko było w porządku.
- Przecież jest w porządku! – Ruda robiła dobrą minę do złej gry. – Wszystko jest dobrze. – jeszcze raz zapewniła.
- Nie kłam, proszę. – odpowiedziała jej przyjaciółka. – Co jest?
- Mam wyrzuty sumienia.. – powiedziała szczerze i z westchnieniem Panna Weasley.
- Z jakiego powodu? – starsza Gryfonka zdziwiła się.
- Nie powinnyśmy były tego robić..
- O czym ty mówisz Gin? Nic nie rozumiem..
- Nie powinnyśmy były mścić się na Matt’cie.
- A ty o tym.. – Hermiona ponownie przyjrzała się twarzy przyjaciółki. – I to tak wyprowadziło cię z równowagi?
- No tak..
- Oj Ginny Ginny. – uśmiechnęła się. – Wiem, że twoja duszyczka jest czysta i jesteś dobrym człowiekiem, ale to było koniecznie. Wiem, faktycznie, może nie powinnam cię prosić o pomoc. Gdybym przewidziała twoją reakcję, na pewno bym tego nie zrobiła i przepraszam, ale naprawdę to nie powinno być przyczyną twojego złego humoru.
- Ale Miona.. – dziewczyna zaczęła, jednak Hermiona od razu jej przerwała.
- Głowa do góry Gin. Matt’owi się należało, a zobaczysz, że Jass jeszcze nam za to podziękuje.
- W sumie masz rację. Nie cierpię jej, ale gdyby nie my, pewnie nadal frajer robiłby jej wodę z mózgu.
- Dokładnie! – Panna Granger zaśmiała się. – Więc uśmiech i do przodu. A teraz na śniadanie, bo ta moja wredota mnie wykańcza. Muszę się najeść.
                Ginny na te słowa wybuchła śmiechem. Po paru sekundach po jej złym nastroju nie było już śladu. Policzki nabrały rumieńców, a oczy zalśniły codziennym blaskiem. Dziewczyny wyszły z Wieży Gryffindoru i skierowały się w stronę Wielkiej Sali. Pozdrawiały mijających znajomych i uśmiechały się serdecznie. Ta historia zbliżyła je do siebie jeszcze bardziej. Wiedziały, że mogą sobie bezgranicznie ufać.
                Ku ich zdziwieniu nagle zza zakrętu korytarza wyszedł nie kto inny, jak siedemnastoletni Puchon, ich ulubiony kolega. Nie spodziewały się go, ponieważ myślały, że jest w Skrzydle Szpitalnym. Gryfonki spojrzały na niego z ironią. Jego twarz nadal była zielonkawa, a oczy nadmiernie przekrwione. To musiała być dla niego ciężka noc. – obie pomyślały i przesłały sobie porozumiewawcze spojrzenia. Chciały coś powiedzieć w jego kierunku, Hermiona już nawet otwierała buzię, jednak gdy chłopak je tylko zauważył, zawrócił i uciekł w pośpiechu, w zupełnie innym kierunku. Bał się. Nadal czuł przerażenie. Ta sytuacja wprawiła przyjaciółki w jeszcze lepszy humor i z uśmiechami weszły na śniadanie.
                Dzień minął im bardzo szybko. Nauczyciele wyjątkowo nie męczyli trudnymi zaklęciami, zadaniami, a na zajęciach było niezwykle interesująco. Hermiona zarobiła 50 punktów dla swojego domu i wieczorem siedziała zadowolona przy kominku, nie mając na kolanach ani jednej książki. Po jakimś czasie dołączyła do niej Ginny i tak spędzały czas, plotkując i śmiejąc się.
- Ekhm.. – ktoś stanął przy kanapie dziewcząt. – Mogę na chwilę? – głos był bardzo cichy i spokojny.
- Jasne. – Ruda pokiwała głową z przejęciem, a Panna Granger przyglądała się z uwagą przybyłej osobie.
- Chciałam wam podziękować. – dziewczyna mówiła prawie szeptem. – Gdyby nie wy pewnie dalej wierzyłabym w to, że mnie kocha. – jej głos stawał się coraz pewniejszy. – Wiem, że pewnie mnie nienawidzicie za to, co zrobiłam Georgowi, ale mi naprawdę na nim w swoim czasie zależało. Później wszystko się pokomplikowało. Na Balu Bożenarodzeniowym..
- Nie tłumacz się. – Hermiona przerwała jej. – Nie musisz. My wszystko rozumiemy. Faktycznie, nie byłaś fair wobec bliźniaka, ale każdy ma prawo popełniać błędy.
- I każdy zasługuje na drugą szansę. – dodała Ginny.
- Więc nie jesteście na mnie złe? Nie żywicie już urazy? – Jasmine nie była pewna, czy dobrze zrozumiała.
- My nie.. – odpowiedziała jej Ruda. – Ale obawiam się, ze mój brat nadal tak. – dziewczyna kątem oka dostrzegła przypatrującym się tej sytuacji zaskoczonym bliźniakom. Jass podążyła wzrokiem w tym samym kierunku.
- Tak, pójdę już. – powiedziała, wstając. – Jeszcze raz dzięki dziewczyny. – dodała i odeszła.
                Hermiona spojrzała na przyjaciółkę specyficznym wzrokiem, znaczącym „a nie mówiłam?!”. Ginny uśmiechnęła się do niej i razem zaśmiały się głośno. Po chwili podeszli do nich bracia Weasleyowie i Harry Potter. Rozsiedli się na fotelach, a George wpakował się na kanapę między dziewczyny. Złapał obie za ręce.
- Możecie nam powiedzieć o co tu chodzi? – zapytał z niepokojem.
- Że siedzicie sobie tutaj spokojnie z Jasmine.. – powiedział Wybraniec.
- A Matt w popłochu na korytarzach przed wami ucieka. – dodał Ronald.
- Co się wydarzyło, o czym nie wiemy? – to pytanie zadał Fred.
                Przyjaciółki ponownie wymieniły spojrzenia i wybuchły niepohamowanym śmiechem. Chłopcy patrzyli na nie z niezbyt inteligentnymi minami. Cała czwórka miała uniesione do góry brwi i czekała, aż przejdzie im ta głupawka. Hermiona z Ginny w końcu się uspokoiły i opowiedziały im całą historię.
- Wy jesteście nienormalne! – po usłyszeniu całości, pierwszy odezwał się Harry.
- One są zajebiste! – wrzasnął na całe pomieszczenie George, przywołując dziesiątki zaciekawionych spojrzeń. Dziewczyny w odpowiedzi sprzedały mu dwustronnego kuksańca.
- Gdyby to doszło do jakiegoś nauczyciela, wyleciałybyście ze szkoły. – dodał Fred.
- Albo dostałybyście szlaban do końca roku. – odezwał się Ron.
- Dajcie spokój. – zaśmiała się Panna Granger. – Nic się takiego nie stało.
- Ale mogło.. – Harry nie podzielał ich entuzjazmu.
- Myślicie, że Matt przyznałby się komuś do tego, że załatwiły go dwie młodsze Gryfonki? – powiedziała Ginny. – Ze wstydu by się spalił. – uśmiechnęła się szeroko.
- No właśnie! – potwierdziła szatynka. – Dostał za swoje.
- Jesteście świetne. – po przeanalizowaniu całości zdanie zmienił Ron. – Naprawdę.
- Wiemy. – powiedziały razem i cała szóstka przyjaciół wybuchła śmiechem.
                Zaczęli rozmawiać na zupełnie inny temat. Bardzo lubili tak spędzać czas. Wszyscy razem, przed kominkiem. Niedługo przeniosą się na błonia, bo na dworze z każdym dniem robiło się coraz cieplej. Byli zgraną grupą przyjaciół. Mimo, że tak wiele się między nimi wydarzyło, potrafili wybaczyć sobie wszystkie niedopowiedzenia, gorzkie słowa. Wiedzieli, że mogą na siebie liczyć. Na dobre i na złe.
- A teraz wybaczcie. – Hermiona podniosła się z kanapy. – Muszę na chwilę wyjść.
- Gdzie się wybierasz? – spytała przyjaciółkę Ginny.
- Umówiłam się z Dori. – odpowiedziała. – Chciała chwilę pogadać. Za pół godziny wracam.
- Oooo z Dori! – George roześmiał się. – Ronaldziku! Nie chcesz towarzyszyć Hermionce?
- Krukonka na pewno się ucieszy. – dołączył do niego Harry.
- No dalej Ronik. Idź, idź! – dodał Fred.
- A zamknijcie się wszyscy! – najmłodszy z braci Weasley spłonął rumieńcem.
- To pozdrów ją chociaż od naszego pięknego i czułego Ronaldzika! – zawołał jeszcze George.
                Ron spojrzał z nadzieją na przyjaciółkę. Ta uśmiechnęła się do niego tylko i kiwnęła głową, dając do zrozumienia, że nic Dori na jego temat nie powie. Weasley również się uśmiechnął. Hermiona udała się do portretu Grubej Damy.
                Tak jak obiecała, po niecałych trzydziestu minutach wracała już do Wieży. Dochodziła dwudziesta druga. Nie była zaskoczona, gdy śliczna Krukonka zaczęła temat Rona. Chłopak bardzo jej się podobał, a Panna Granger miała nadzieję, że im się uda. Opowiedziała dziewczynie o przyjacielu, pomijając niektóre żenujące szczegóły, jednak była szczera. O wadach Weasleya, Dori też się dowiedziała.
                Hermiona powoli zbliżała się do Pokoju Wspólnego. Nagle zza jednej z rzeźb doszedł ją głos.
- Hej Hermiono! – poznała go od razu.
- Fred? – zdziwiła się. – Co ty tu robisz? Już późno.
- Czekam na ciebie. – odpowiedział szczerze.
- Coś się stało?
- Więc teraz kolej na mnie, tak? – spytał.
- O czym ty mówisz? – udała, że nie wie, o co chłopakowi chodzi.
- Był Peter, później Matt, więc teraz ja.
- Daj spokój Fred. – chciała odejść, jednak złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie.
- Proszę tylko o jedno. – przybliżył się jeszcze bardziej i spojrzał prosto w jej brązowe tęczówki.
- O c-co? – głos jej się zachwiał. Nie wiedziała, czego się spodziewać.
- Bądź delikatna.
                Stał tak blisko, że wydawać, by się mogło, że chce ją pocałować. Hermiona jednak szybko odkoczyła od niego.
- Strzeż się Weasley. – zaśmiała się i dała mu buziaka w policzek. – Dobranoc! – dodała jeszcze i ruszyła do Wieży Gryffindoru, zostawiając go samego.

                Fred przez chwilę stał sam, mając pełno myśli w głowie. Po paru sekundach ocknął się jednak, dogonił ją i razem weszli do Pokoju Wspólnego. 



Jest nowy rozdział. Jeśli czytacie to komentujcie, proszę :) to dodaje mi chęci do dalszej pracy. Pozdrawiam Was serdecznie :*

Maja.

poniedziałek, 9 września 2013

Rozdział 44.

                Matt szedł przez korytarze Hogwartu. Trudno było odczytać cokolwiek na jego twarzy. Dopiero w oczach jak na tacy widać było zwykłe przerażenie. Weź się w garść – pomyślał. To tylko Ruda. Hermiona jest jej przyjaciółką, więc nigdy się nie wygada, by jej nie skrzywdzić. Ta myśl poprawiła lekko jego nastawienie. Wszedł do Wielkiej Sali i skierował się w stronę stołu Puchonów. Kątem oka dostrzegł Pannę Weasley w towarzystwie Pottera. Ona też go dojrzała. Kolejny raz przesłała mu szyderczy uśmiech, a on jak zawsze odwrócił głowę, udając, że tego nie widzi. Usiadł przy swoich kolegach i znów zagłębił się w myślach.
- Hej! Halo! Koleś! Co z tobą?! – nie dochodziły do niego żadne słowa. – Matt! Halo! Ziemia! – to były już głośne okrzyki, w końcu otrząsnął się.
- I czego się drzesz? – żachnął się i spojrzał na kumpla z roku.
- Ja rozumiem, że Granger zaśmieca cały twój umysł, ale ja pieprze stary.. – Ben westchnął głośno.
- To nie twoja sprawa. – odpowiedział krótko Matt.
- Nie moja? – chłopak zdenerwował się. – Za dwa tygodnie owutemy. I co? – spojrzał na niego srogo.
- A co ma być? Zda się.
- Jasne. – pokiwał z ironią głową. – Weź się w garść chłopie, bo ja nie wiem, co ostatnio się z tobą dzieje.
- A odczep się. – odgryzł się, nawet nie patrząc na Bena, a ten wkurzony wstał i wyszedł, mając nadzieję, że za miesiąc, po wynikach nie będzie musiał kumpla pocieszać.
                Parę godzin później Ginny wyszła z Pokoju Wspólnego Griffindoru. Pożegnała się z Harrym, nie tłumacząc się, gdzie wychodzi. Chłopak darzył ją zaufaniem, więc nawet nie pytał. Zeszła do Sali Wejściowej i otworzyła wielkie drzwi. Było późno. Dochodziła dwudziesta druga. Wiedziała, że jeśli złapie ją Filch, to będzie miała kłopoty, ale sprawa była ważna. Na dworze powitał ją lekki wiosenny wietrzyk. Było chłodno, ale w powietrzu można było wyczuć orzeźwiającą nutę. Skierowała się w stronę boiska. Przy wejściu zauważyła dwie osoby. Świetnie. – pomyślała. - Już na mnie czekają. Podeszła bliżej. Jasmine uwieszona była na Puchonie, jak na wieszaku. Ruda uśmiechnęła się ironicznie na ten widok.
- No witam. – przywitała się z udawaną uprzejmością. Chłopak od razu zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów. Nie zraziło jej to. Przesłała mu ten sam uśmiech, co w Wielkiej Sali.
- Czego chcesz Weasley? – Matt spytał z wrogością.
- Grzeczniej. – odpowiedziała.
- Co tym razem? Eseje, jakiś szlaban, sprzątanie, a może egzamin mam za ciebie napisać? – strzelał słowami jak z karabinu.
- To nie jest zły pomysł frajerze. – roześmiała się.
- Ty głupia, parszywa zdzi..
- Nie kończ, bo to się źle dla ciebie skończy. – spojrzała mu z oczy, była cholernie pewna siebie.
- Ginny zlituj się. – odezwała się Jasmine. – Daj nam żyć spokojnie. – chciała wziąć dziewczynę na litość.
- Zamknij się. Kto ci dał prawo do odzywania się? Zdradzałaś mojego brata przez ponad pół roku, więc z łaski swojej przymknij jadaczkę. – Ruda rzuciła w jej stronę i splunęła dziewczynie pod nogi. Jasmine przypatrywała się temu z niemałym przerażeniem. Nie znała takiej Panny Weasley.
- Więc co tym razem? – Matt wrócił do tematu, który interesował go najbardziej.
- Jakie znasz zaklęcia niewybaczalne? – Ginny spojrzała na niego z uśmiechem, a chłopak głośno przełknął ślinę. Tego się nie spodziewał.
- O co ci chodzi Weasley? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
- No jakie? – Ruda ponagliła go.
- Imperius. – zaczął. – Cru-uciatus. – głos mu się powoli załamywał. Mówił coraz ciszej. – I Avada Kedavra. – Panna Weasley usłyszała tylko szept.  
- Brawo! 10 punktów dla Hufflepuffu! – zaśmiała się, a Puchon zbladł jeszcze bardziej. – Jeju odzyskaj kolory, dzieciaczku. – Ruda pokręciła głową, widząc jego minę. – Avada nie będzie nam potrzebna. Nie martw się.
- Słu-ucham? – zająknął się.
- Używałeś ich kiedyś? – spytała z powagą, a ten pokręcił głową. – No to będziesz miał okazję.
- One są zakazane Weasley! – krzyknęła Jasmine.
- Co ty nie powiesz? – Ginny spytała z ironią. – Mówiłam już, że masz się zamknąć. – zmieniła ton. – Więc co frajerze? Cieszysz się, że sobie trochę poczarujesz? – ponownie zwróciła się do chłopaka.
- Ty żartujesz, prawda? – jeszcze miał nadzieję.
- Ależ skąd. Konkretnie będzie interesowało cię Crucio. I trzy osoby. Słuchaj uważnie.. – przerwała na chwilę. - Malfoy, bo go nie lubię, Franklin, bo jest idiotą i.. Ta twoja dziunia. Jasmine..
- Tego za wiele Weasley! – krzyknął Puchon, gdy w końcu dotarło do niego, że Ginny nie zartuje. Jass osunęła się na ziemię, a po jej policzkach spłynęły łzy. Bała się.
- Bo jest głupią, podłą krową, która nie szanuje uczuć innych. – Panna Weasley dokończyła. – I co ty na to, frajerze?
- Nie zro-obię tego. – starał się być spokojny, ale jego głos drżał, a oczy zaszkliły się.
- Zrobisz. Jeśli nie, to Hermiona dowie się o wszystkim.
                Matt spojrzał w oczy Ginny. Tliła się w nich nienawiść. Złość, iskra szaleństwa. Na początku myślał, że to tylko gra. Okazuje się, że jednak nie. Ruda mówiła poważnie. Nogi miał jak z waty. Po policzku spłynęła pierwsza łza. Był słaby, wiedział to. W głowie kłębiły się setki myśli. Poległ. Musiał to zrobić. Musiał, bo zależało mu na Hermionie.
                Ginny z uwagą przypatrywała się jego twarzy. Widać było, że z czymś walczy. Nie sądziła jednak, że aż tak da się omotać. Dotarła do niej jedna myśl. Jej przyjaciółka naprawdę była dla niego ważna. Nie spodziewała się tego. Myślała, że to tylko dług, jaki miał spłacić Peterowi, jednak nie. Tu chodziło o miłość. Miłość jaką Matt darzył Hermionę. Odwróciła wzrok. Niedaleko Matta na ziemi leżała Jasmine. Płakała.
- Dobrze. – Ruda usłyszała szept, który przywrócił ją z rozmyślań. – Zrobię to.
- Yy.. – głos jej się zachwiał. – Dobry wybór! – odzyskała panowanie nad sobą. – Ma ich boleć, mają krzyczeć, płakać, jęczeć. – jego twarz z każdym słowem była coraz bledsza. - Mają się zwijać z cierpnie..
- Wystarczy Ginny! – rozległ się doniosły głos. – Jemu już wystarczy. Zrozumiał..
                Wiatr zawiał mocniej. Natychmiast zrobiło się chłodniej. Ginny odwróciła się w stronę Zakazanego Lasu, skąd doszedł ją głos. Zmrużyła oczy, by lepiej widzieć. W ich stronę zbliżała się jakaś postać. Dopiero po chwili Ruda rozpoznała ją i odetchnęła z ulgą. To była Hermiona. Minę miała zaciętą. Słyszała całą rozmowę. Zdała sobie sprawę, że ta sytuacja zaszła za daleko. Chciała się zemścić i zrobiła to, ale nie była złym człowiekiem. Podeszła do nich i stanęła obok swojej przyjaciółki. Matt nie odezwał się. Na jego twarzy było widać jeszcze większe przerażenie.
- Witajcie. – Panna Granger odezwała się. – Matt, pomóż wstać Jasmine. – zwróciła się do chłopaka.
                Puchon jak zahipnotyzowany, bez mrugnięcia okiem, powoli odwrócił się do dziewczyny i złapał ją pod boki. Twarz usmarowaną miała tuszem do rzęs, z oczu nadal kapały łzy, a szata była brudna od błota. Stanęli razem naprzeciwko dwóch Gryfonek. Matt przytrzymywał ją, by ponownie nie upadła.
- Wiem o wszystkim Matt. – Hermiona spojrzała w stronę Matta. – Wiem, że byłeś ze mną tylko dla zabawy, wiem, że przez cały czas spotykałeś się z Jass, zdradzałeś mnie, kłamałeś, oszukiwałeś, wiem, że nigdy mnie nie kochałeś, że ci nie zależało, że nie byłam dla Ciebie nikim wa..
- Nie mów tak! – Puchon krzyknął. W końcu odzyskał głos. Hermiona zrobiła zdziwioną minę. – To wszystko nie jest tak! Na początku tak było, teraz już nie jest! Ja przepraszam..
- Prze-co?! – głos odzyskała również Jasmine i spojrzała z furią na swojego chłopaka, on jednak cały czas wpatrywał się w twarz Panny Granger.
- Pogubiłem się. – powiedział szczerze. – Nie wiedziałem, co mam zrobić. Spotkałem się z wami równocześnie, ale tak naprawdę zależy mi tylko na tobie, Hermio.. – Jasmine nie pozwoliła mu dokończyć. Odepchnęła go od siebie i uderzyła w twarz. Matt jednak nawet się nie zachwiał.
- Z tobą chcę być, nie z Jasmine, ty jesteś dla mnie ważna.. – Panna Granger spojrzała na niego wielkimi oczami, ale z tego stanu wyrwała ją Ginny.
- Wystarczy frajerze! – odzyskała dawny ton. – Koniec z tym! Masz o niej zapomnieć, rozumiesz? Za-pom-nieć! – przesylabowała. - Ona nie jest dla ciebie! – dodała jeszcze i pociągnęła przyjaciółkę w stronę zamku.
- Ale ja cię kocham Hermiono! – krzyknął. – Nie mogę bez Ciebie żyć!
                Ku zdziwieniu Ginny, Panna Granger zatrzymała się i odwróciła się jeszcze raz w kierunku Puchona. To był ułamek sekundy.
- Ślugus Reducto! – krzyknęła, celując różdżką w byłego chłopaka. – Koniec zemsty, frajerze. – dodała tonem Ginny Weasley i pobiegła z przyjaciółką do zamku.
                A Matt leżał w miejscu, w którym wcześniej leżała Jasmine. Z jego ust, jak rzeka sypływały setki ślimaków. Trzymał się za brzuch, to było ohydne uczucie. Jego przyjaciółka od dziecka stała obok i patrzyła na niego ze złością. Zdała sobie sprawę, że przegrała, ale chciała na koniec jeszcze zrobić mu na złość.
- Jęzlep. – powiedziała szeptem, wcześniej wyciągając różdżkę. – Niech to cię czegoś nauczy. Żegnaj frajerze.

                Doigrał się. Dwie dziewczyny, na których mu zależało odwróciły się bezpowrotnie od niego. Nie miał jednak czasu o tym myśleć. Zaklęcie Jasmine spowodowało, że nie mógł wypluwać ślimaków. Był cały zielony, musiał je połykać. 


Przepraszam za tygodniowe opóźnienie. Nie było mnie w domu. Zapraszam do komentowania. Pozdrawiam!

Maja.

sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 43.

                Siedemnastoletni Puchon szedł korytarzem trzeciego piętra wściekły jak nigdy. Zbliżał się do biblioteki, gdzie miał do odwalenia dwa dodatkowe eseje. Co najgorsze, nie jego eseje. Powoli nadchodziły dni egzaminów. Był na ostatnim roku, więc czekały go owutemy, a nawet nie miał czasu, by się do nich przygotowywać. Ta „ruda małpa”, jak nazywał Ginny Weasley w myślach, przysyłała mu listy z wymaganiami średnio co dwa dni. Zaczęła od prostych rzeczy. Przygotowanie śniadania do jej dormitorium, czy pomoc Hagridowi przy sklątkach, jednak powoli zadania robiły się coraz gorsze. Coraz bardziej czasochłonne. Dzisiaj dla piątoklasistki musiał napisać wypracowanie z eliksirów i historii magii. Dwóch przedmiotów, których nienawidził najbardziej na świecie. Powoli nie znajdował nawet minuty na spotkania z Jasmine i wiedział, że właśnie taki był cel Gryfonki. Ze swoją dziewczyną, Hermioną widywał się jak do tej pory, by nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Zrezygnowany wszedł do biblioteki, udał się w stronę półek, a następnie usiadł i zaczął pisać.
                W tym samym czasie dwie Gryfonki siedziały w Pokoju Wspólnym ich Wieży żartując i śmiejąc się. Dopisywał im świetny humor.
- Widziałam się z nim dzisiaj po obiedzie. – powiedziała Hermiona. – Gdybyś widziała, jaką miał minę.
- Jaką? – spytała Gin.
- Przerażoną. Musimy chyba powoli z tym kończyć. Faktycznie, jestem wredna, ale chyba nie chcę mieć jego załamania nerwowego na sumieniu.
- W sumie masz rację. – Ruda pokiwała głową. – Ale jeszcze może z dwie krótkie akcje, co?
- Dobra. – potwierdziła Panna Granger i po chwili roześmiała się głośno.
- A tobie co? Z czego się cieszysz?
- Właśnie sobie wyobraziłam, że on tak siedzi w tej bibliotece i pisze. I nie ma zielonego pojęcia, że..
- Że te prace są już dawno oddane. – dokończyła za nią Panna Weasley i również wybuchła śmiechem.
                Harry z Ronem, Fredem i Georgiem wracali dziedzińcem do zamku po treningu Quidditcha. Byli potwornie zmęczeni, jednak jednemu z nich nadal towarzyszyła niesamowita energia.
- A ty co dzisiaj taki nabuzowany? – spytał brata Fred.
- Właśnie. Zachowujesz się, jakbyś wypił co najmniej litr jakiegoś płynu dopingującego. – dodał George.
- Ronuś nam się zakochał. – zaśmiał się Harry.
- Zakochał?! – krzyknął zdziwiony bliźniak.
- Niby w kim? – Fred nie krył złości, ponieważ w głowie miał to, jak jego młodszy brat uganiał się za Hermioną. – Mam nadzieję, że to nie jest MOJA Hermiona. – powiedział, akcentując przedostatnie słowo.
- Ej Fred, przypominam ci, że Hermiona wcale nie jest twoja. – odezwał się Harry. – Nadal jest z Mattem.
- I w ogóle nie chce z nami o tym gadać. – dodał Ron, na chwilę zapominając o jego nowej miłości życia.
- Dajcie jej czas. – powiedział Fred. – Zrozumie, że źle robi, jak się przejedzie kolejny raz. – George na słowa brata pokiwał tylko głową. – Dobra, ale skoro to nie Miona to w kim się Ronaldziku zakochałeś?
- To tajemnica! – zdenerwował się Ron.
- W Dori z Ravenclawu. – powiedział Harry, nie zważając na swojego przyjaciela. – Ona pomogła Hermionie w akcji z Malfoyem i Peterem.
- To naprawdę była jej sprawka? – spytał Fred.
- Tak. Nasza kujonka ma niezły łeb. – odpowiedział mu brat bliźniak.
- A na twoim miejscu stary bym się trochę obawiał. Coś nam się Hermionka mściwa zrobiła ostatnio. – głos zabrał Harry. – I dobiera się do skór wszystkich swoich eks.
- Dajcie spokój. Mi to nie grozi. – powiedział Fred.
- I co z tą Dori? – zmienił temat ciekawski George.
- Umówili się na randkę. – odpowiedział Potter zamiast Weasleya.
- Co? – spytał Fred.
- Jak? – spytał George.
- Gdzie?
- Kiedy?
- Przecież ona jest ładna!
- Jak to zrobiłeś?!
- No nie wierze!
- No dokładnie!
- Totalnie!
- Kompletnie!
- Dzięki stary.. – powiedział cicho Ronald do Harry’ego i szybszym krokiem niż reszta, wszedł do zamku, starając się nie słuchać przekrzykiwań swoich starszych braci.
                Było grubo po 22, kiedy Matt w końcu skończył eseje dla Ginny. Był padnięty, jedyne o czym marzył, to o położeniu się do łóżka. Wszedł do Pokoju Wspólnego Puchonów, udał, że nie słyszy wołań kolegów z domu i wszedł do swojego dormitorium. Przebrał się w piżamę i wskoczył do łóżka. Już prawie zasypiał, gdy obudziło go pukanie do okna. Otworzył oczy, spojrzał w tamtym kierunku i jęknął głośno. To była sowa. Sowa Ginny Weasley. Wstał szybko i wpuścił sówkę do środka. Ta wystawiła nóżkę, a on odwiązał i rozłożył list.

Cześć frajerze.
Dostałam eseje, są całkiem przyzwoite, dzięki.
Masz nową misję.
Neville dostał szlaban, ale nie ma czasu go odrobić.
Posprzątasz wszystkie szatnie na boisku, jutro o 18:00.
Hooch przyjdzie je sprawdzić o 19:00,
więc ma Cię tam już nie być.
Pozdrawiam.
Twoja ulubiona koleżanka G.W.
(lub jak wolisz R.M. – nie myśl, że nie wiem)

                Matt zaklął głośno. Jutro w końcu miał spędzić czas z Jasmine. Dziewczyna bardzo denerwowała się, że Puchon nie ma dla niej czasu, ale niestety.. Już kolejne spotkanie będzie trzeba odłożyć. Obiecał sobie w myślach, że gdy tylko nadarzy się okazja to zabije Rudą, wrócił do łóżka i szybko zasnął.
                Kolejne parę dni minęły wszystkim bardzo szybko. Po odbębnieniu nie swojego szlabanu, Matt dostał trzy dni wolnego, ale wiedział, że jest to jedynie cisza przed burzą. Ginny uśmiechała się do niego szyderczo na korytarzach, a on udawał, że tego nie zauważa. Był jednak pewny, że dziewczyna nie wygadała się, ponieważ z Hermioną układało mu się wspaniale. Nie kłócili się, spędzali ze sobą mnóstwo czasu. Podczas jednego z ich spotkań chłopak zaczął się zastanawiać, czy na pewno dobrze robi. Zaczęło mu dużo bardziej zależeć na Gryfonce. Na początku spotykał się z nią jedynie przez to, że miał dług wobec Franklina, jednak teraz dziewczyna zaczęła go cholernie pociągać. W głowie kłębiły mu się setki różnych myśli. Miał dylemat, czy czasami nie zerwać z Jass i nie przyznać się Hermionie do tego, co zrobił, mając nadzieję, że Panna Granger mu wybaczy. Bo to Hermiona była słodka, niewinna, inteligentna, piękna. Jasmine to jego koleżanka od dziecka i najzwyczajniej w świecie, chyba powoli zaczynała mu się nudzić.
                Gdy obudził się piątkowego ranka, sówka Ginny czekała na niego na oparciu krzesła. Przełknął głośno ślinę. Nie wiedział, czego ma się tym razem spodziewać. Dłonie mu drżały, gdy rozkładał kartkę.

Cześć frajerze.
Widzimy się dzisiaj na błoniach o 22:00.
Weź ze sobą tę kretynkę Jasmine.
Nie spóźnijcie się.
Pozdrawiam.
Twoja ulubiona koleżanka G.W.
(lub jak wolisz R.M. – nie myśl, że nie wiem)


Zaskoczył go brak nowego zadania. Poczuł przerażenie. Zastanawiał się, czy dostanie wykaz nowych czynności dziś wieczorem czy Rudą przestało to bawić i Miona dowie się o wszystkim. A nie mogła. Nie teraz. Nie, gdy postanowił niedługo sam jej o wszystkim powiedzieć. Serce zaczęło mu walić jak młotem. Bał się.



Pozdrawiam!


Maja.

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 42.

                W sobotni poranek Panna Granger postanowiła się wyspać. Gdy się obudziła, było już grubo po 11, a w jej sypialni, oprócz niej samej, nie było nikogo. Po przebudzeniu była całkowicie wypoczęta, jednak postanowiła jeszcze chwilę poleżeć. Dziewczyna była uśmiechnięta i zrelaksowana, mimo że w głowie kłębiło jej się setki różnych myśli. Miała nadzieję, że postępuje właściwie. Że nie będzie tego nigdy żałować.
                Nagle usłyszała głosy, dochodzące z korytarza. Do pokoju wpadły jej współlokatorki, Lavender i Parvati. Obie były lekko szurnięte, więc Hermiony to w sumie nie zdziwiło, ale była ciekawa, co wprowadziło je w taki stan. Wiedziała, że z ochotą powiedzą jej o co chodzi.  W końcu były uważane za jedne z największych plotkarek w Hogwarcie.
- Hermiono, nie uwierzysz, co się stało! – Hermiona nawet nie musiała pytać, bo od razu odezwała się podekscytowana Panna Brown.
- Żałuj, że nie było cię na śniadaniu! – dołączyła się do niej z ekscytacją jedna z bliźniaczek Patil.
- No to dalej. – Hermiona szeroko się do nich uśmiechnęła. – Opowiadajcie! – ponagliła.
- Wyobraź sobie, że jemy sobie spokojnie śniadanie w Wielkiej Sali, a przejściem między stołami biegnie Parkinson..
- A za nią leci kto? W życiu nie zgadniesz..
- Twój były, Peter Franklin.
- I wykrzykuje: Pansy kocham cię, bądź moją dziewczyną, nigdy nie wybaczę sobie tego, jak cię potraktowałem..
- No co wy? – Hermiona wybuchła głośnym śmiechem.
- Gdybyś widziała Parkinson! Odganiała się od niego rękami, jak od jakiejś olbrzymiej muchy.
- I co było dalej? – Panna Granger dalej była ciekawa.
- Ogólnie sprawa by się pewnie rozniosła bez echa..
- Ale gdy ona tak biegała to w drzwiach Wielkiej Sali stał Malfoy.
- A wiesz przecież, że oni chodzą ze sobą. To znaczy Draco z Pansy.
- No tak, wiem. – potwierdziła dziewczyna.
- Pansy zatoczyła koło w całym pomieszczeniu, na ogonie cały czas mając Petera i podbiegła do Malfoya. A Franklin cały czas wołał, jak to kocha Parkinson. Malfoy jak to usłyszał to dał kumplowi w twarz.
- A co najśmieszniejsze Peter mu oddał i zaczęli się trzaskać przy wszystkich.
- Przy uczniach, nauczycielach, dosłownie wszystkich!
- I za żadne skarby nie dało się ich rozdzielić. Parkinson tak płakała.
- Aż na chwilę mi się jej żal zrobiło, uwierz Hermiono.
- Dobrze jej tak! – słów Parvati nie podzieliła Lavender.
- Nie mów tak Lav! Przecież dziewczyna nie jest niczemu winna. To Peterowi odbiło.
- Ale Pansy i tak jest kretynką.. – słysząc to, Panna Granger znów się zaśmiała.
- No i jak to się skończyło?
- Interwencja Snape’a. Obaj leżą w Skrzydle Szpitalnym. I do końca roku mają szlaban.
- I ten szlaban będą mieli razem!
- Tej historii Hogwart do końca nie zapomni!
- Taka draka!
- To było świetne!
- Dokładnie!
                Hermiona przestała słuchać swoich koleżanek. Śmiała się w duchu. Jedną sprawę zakończyła. Musiała tylko jeszcze raz podziękować Dori za pomoc. Jej koleżanka spisała się na medal. Świetna organizacja, świetna akcja i wszystko się udało. – powiedziała do siebie w myślach.
                Pospiesznie wstała i udała się do łazienki. Wykonała wszystkie potrzebne czynności i zeszła do Pokoju Wspólnego. Na kanapie zobaczyła siedzących przyjaciół. Z daleka było widać, że są w świetnych humorach. Z ochotą podeszła do nich.
- Cześć! – przywitała się. – Z czego się tak cieszycie?
- Hej Miona! – odezwali się wszyscy.
- Mamy ci do opowiedzenia świetną historię. – zaczął Harry.
- O Malfoyu, Franklinie i Parkinson. – dodał Ronald.
- Lali się na środku Sali Wejściowej! Wyobrażasz sobie?
- Naprawdę? – Hermiona udała zaskoczoną. – Dlaczego?
- Bo Peter zako.. – zaczął Potter, jednak jego dziewczyna przerwała mu.
- Aj Hermiona! – prawie krzyknęła ze śmiechem Ginny. – Nie zgrywaj się! Jesteś genialna! Nie mogę pojąć, jak ty to zrobiłaś! – uściskała przyjaciółkę.
- Miałam małą pomoc. – przyznała się dziewczyna.
- Jaką pomoc? – zdziwił się Harry.
- To twoja sprawka? – zawtórował mu Ron.
- Och wy głupki. – westchnęła Gin. – Niczego się nie domyśliliście? Szczerze powiem Hermiono, że na początku nie pochwalałam tego twojego planu zemsty, jednak to co zrobiłaś, było świetne.
- Dzięki Gin. – Hermiona uśmiechnęła się do przyjaciółki.
- Możecie nam w końcu powiedzieć o co tu chodzi? – chłopcy powoli denerwowali się.
- Sama jestem ciekawa, jak to dokładnie było. – powiedziała Ruda.
- Kojarzycie Dori? – spytała Panna Granger. – To Krukonka. Taka śliczna blondynka.
- Ta co wiecznie sprzedaje babeczki, żeby pomóc mugolskim, chorym dzieciom?
- Dokładnie! No to sprzedała ostatnio jedną wyjątkową babeczkę. Petrowi. Z amortencją. – przyjaciele zrobili wielkie oczy ze zdziwienia, jednak zaraz wybuchli gromkim śmiechem. – Reszty się domyślacie?
- Na brodę Merlina Hermiono. Jesteś totalną wariatką! – krzyknął Harry, a dziewczyna jedynie wzruszyła ramionami i też się roześmiała.
                Przez cały dzień w Hogwarcie nie mówiono o niczym innym. Gdy w końcu amortencja przestała działać, Peterowi wróciły zdrowe zmysły. Próbował ze wszystkich sił w jakiś sposób przekonać przyjaciela, że Pansy nic dla niego nie znaczy, jednak Draco nie wierzył. Za bardzo był zazdrosny o swoją dziewczynę. Ich kolejną kłótnię było słychać w całym zamku. A Parkinson wypłakiwała sobie oczy w Pokoju Wspólnym Ślizgonów.
                Wieczorem Matt pewnym krokiem przemierzał zamek, kierując się w stronę starej klasy transmutacji, gdzie umówił się z Jasmine. Był zadowolony z wolnego wieczoru. Hermiona powiedziała mu, że spędza wieczór z przyjaciółmi, więc nie było żadnej możliwości, by spotkał ją gdzieś na korytarzach Hogwartu. Była dziewczyna jednego z bliźniaków już na niego czekała. Ciepło uśmiechnęła się do Puchona, a jego oczy rozświetliły się jasnym blaskiem. Podszedł do Jasmine i gorąco ją pocałował.
- Ekhm. – ktoś odchrząknął zza rzeźby stojącej w kącie.
                Zakochani z przerażeniem oderwali się od siebie. Ich miny były nie do opisania. Na twarzach malował się strach. Z ciemności wyłoniła się rudowłosa postać. Z szyderczym uśmiechem i bystrymi oczyma.
- Ginny! – krzyknęła Jasmine.
- Co ty tu robisz Weasley? – z odrazą spytał Matt.
- Trochę milej frajerze. – fuknęła dziewczyna.
- Co ty tu robisz Gin? – grzecznie spytała Rudą Jasmine.
- Spaceruję. – odpowiedziała. – A wy jak widzę świetnie się bawicie. Jak wam nie wstyd!
- Ale ja już nie jestem z Georgiem. – Jass próbowała obronić się.
- Ale ty chyba nadal chodzisz z moją najlepszą przyjaciółką, co? – zwróciła się do chłopaka, a on spuścił głowę. – Nie będziecie mieli życia w Hogwarcie, gdy to wszystko się wyda. Hermiona jest jedną z najbardziej lubianych uczennic, bliźniaków zresztą też wszyscy lubią. – uśmiechnęła się z kpiną. – Zjedzą was tu. Zdajecie sobie z tego sprawę?
- Ginny, nie możesz nikomu powiedzieć tego, co widziałaś. Proszę. – powiedziała cicho dziewczyna.
- Przymknij się Jass. Mogę zrobić, co tylko zechcę, prawda Matt?
- Nie zrobisz tego! – Puchon zaczął krzyczeć.
- Nie krzycz kochany, bo tylko pogarszasz sprawę. – powiedziała słodko. - Jesteś pewny, że nikomu nic nie powiem?
- W sumie to.. nie.. – chłopak zwątpił.
- Będziesz musiał się trochę postarać. – uśmiechnęła się sztucznie w jego stronę.
- Ginny, nie możesz. Zrobię wszystko, by tylko Hermiona się nie dowiedziała.
- Świetnie! – Ruda ucieszyła się. - Jutro wyślę przez sowę pierwsze instrukcje. A teraz kontynuujcie. – zaśmiała się. – Udanej zabawy! – dodała jeszcze i odeszła, zostawiając ich w całkowitym osłupieniu.

                Gdy tylko minęła róg korytarza, puściła się biegiem w stronę Wieży Griffindoru. Tam czekała na nią brązowowłosa postać. Ginny uśmiechnęła się do niej porozumiewawczo, kiwnęła głową na znak, że wszystko poszło zgodnie z planem i razem weszły do Pokoju Wspólnego Gryfonów w wyśmienitych humorach. 


Pozdrawiam! :)

Maja.