Moje drogie czytelniczki! Wracam do świata blogerskiego z nowym opowiadaniem :) Zapraszam serdecznie na mojego nowego bloga o tematyce Dramione :) Mam wielką nadzieję, że znów będziecie ze mną! :*
http://dramione-milosc-nienawisc.blogspot.com/
środa, 13 listopada 2013
czwartek, 3 października 2013
Epilog.
Biegła. Cały czas biegła. W głowie
kotłowała jej się tylko jedna myśl: Ginny i Harry są w
niebezpieczeństwie. W Zakazanym Lesie. Z hukiem otworzyła Drzwi
Wejściowe. Migiem przemierzyła dziedziniec, później błonia.
Włosy rozwichrzyły jej się na wietrze. Niewygodnie było jej w
szpilkach. Zatrzymała się. Zdjęła buty i chwyciła je w jedną
rękę. Po chwili znów biegła. Nie zważała na to, że kaleczy
stopy, nie to było teraz ważne. Przebiegła obok chatki Hagrida.
Kątem oka zauważyła, że gajowego nie ma. Było ciemno.
Zatrzymała się na skraju Lasu. Nie wiedziała, w którą stronę ma
biec. Postanowiła zaryzykować i udała się w prawą stronę.
Przeciskała się przez chaszcze już dobre dziesięć minut, jednak
nadal nie mogła znaleźć przyjaciół. Ogarniało ją coraz większe
przerażenie. Potknęła się i wylądowała w błocie. Jej jasna
bluzka była cała brudna, a spódnica rozdarta. Nie mogę się
poddać. – pomyślała. Szybko wstała i zaczęła biec dalej.
Po chwili wpadła na jasną,
oświetloną polanę. Zdziwiła się, że w środku ciemnego Lasu
jest takie miejsce. W oddali zauważyła ciemną postać. Ogarnęła
ją panika. Była przekonana, że to Voldemort. Przemogła się i
podeszła bliżej. Życie jej przyjaciół było ważniejsze niż jej
własne. Im bliżej podchodziła, tym większe oczy robiła ze
zdziwienia.
- Fred?! – w końcu krzyknęła.
Chłopak stał na środku polany uśmiechnięty od ucha co ucha. Wzrokiem lustrował Pannę Granger od góry do dołu. Na widok jej zakrwawionych nóg mina zmieniła mu się w poważną i zatroskaną.
Chłopak stał na środku polany uśmiechnięty od ucha co ucha. Wzrokiem lustrował Pannę Granger od góry do dołu. Na widok jej zakrwawionych nóg mina zmieniła mu się w poważną i zatroskaną.
- Miona! – też krzyknął. – Twoje
nogi.. – zaczął.
- Nie to jest teraz ważne! Harry i
Ginny. Są w niebezpieczeństwie. To Voldemort. Zaatakował ich.
Pewnie walczą teraz o ży..
- Pocze.. – chciał jej przerwać.
- ..cie. Chodźmy Fred! Szybko! Każda
sekunda się teraz liczy. – chciała biec dalej, jednak bliźniak
złapał ją za ramiona.
- Spokojnie Hermiono. – powiedział
cicho. – Wszystko jest w porządku. Harry i Ginny są bezpieczni.
- Nie są! Nie było cię w Wieży, gdy
wszyscy krzyczeli z przerażeniem, że Voldemort zaatakował zamek!
- Hermiono, nic się nie dzieje.. –
kontynuował.
- Fred! Zrozum! Im grozi
niebezpieczeństwo! – zaczęła się wyrywać.
- Uspokój się Miona w końcu! Nic im
nie jest!
- Ale Fred.. – nie przestawała.
- To było kłamstwo Hermiona. Oni są
teraz w Pokoju Wspólnym i dobrze się bawią.
- W Pokoju? Bawią? – powoli trawiła
informacje. – Co?! – krzyknęła tak głośno, że aż ptaki z
pobliskiego drzewa poderwały się do góry.
- Spokojnie.. – chciał ją
przytulić, ale ta odepchnęła go od siebie.
- W co ty grasz Weasley?! – była
wściekła.
- Ta cała impreza dzisiaj to był mój
pomysł. – zaczął się tłumaczyć. – Wszystko było dokładnie
przygotowane. Każdy miał do odegrania jakąś rolę, by tylko była
możliwość ściągnięcia cię tutaj.
- Co?!
- Voldemorta nie ma. Harry z Gin
specjalnie zniknęli. Gryfoni specjalnie krzyczeli o ata.. Ała! –
krzyknął i złapał się za pulsujący policzek, w który sekundę
temu uderzyła go dziewczyna.
- Jesteś największym idiotą jakiego
znam! – krzyknęła.
- I tak mnie kochasz.. – powiedział
cicho.
- A chcesz dostać jeszcze raz?! –
przybrała wojowniczą pozę i spojrzała mu prosto w oczy.
- Nie oszukuj się Hermiono! – teraz
to on się zdenerwował. – Nie oszukuj i siebie i mnie!
- Ach zamknij się Weasley!
- Granger do cholery! – ponownie
złapał ją za ramiona. – Skoro tak to powiedz mi prosto w oczy,
że nic do mnie nie czujesz! – przyciągnął ją do siebie tak, że
prawie stykali się nosami.
- Nic do Cie-bie nie czu-ję! –
specjalnie przesylabowała.
- Kłamiesz. – powiedział i
uśmiechnął się.
- Taki jesteś pewny?
- Jestem tego pewny na sto procent
Mała.
- Nie mów tak do mnie! – krzyknęła,
jednak na słowo „mała” serce podskoczyło jej z radości do
góry. Pozwoliła się przytulić. Po chwili jednak oderwała się od
niego. – Kto to Caroline i Sarah?! Co cię z nimi łączy?
- Z tymi Krukonkami? Nic. – zaśmiał
się. – Obiecałem im Weasley’owską amortencję w zamian za to,
że przyjdą ze mną na imprezę i sprawią, byś była zazdrosna.
- Czy ty jesteś mądry? – była zła
i nie ukrywała tego. – Nienawidzę cię!
- Mądry może i nie, ale zakochany!
Zrozum to w końcu!
- Po co to dzisiaj było? Nie można
było normalnie podejść i porozmawiać?!
- Nie.. – znów się uśmiechnął.
- Dlaczego? – jego dobry humor
doprowadzał ją do szału.
- Bo miałaś przygotowaną na mnie
zem..
- Skąd o tym wiesz?! – przerwała mu
zdziwiona.
- Bo wiem. Teraz to tobie należała
się nauczka.
- Zrobiłeś to wszystko, żeby się na
mnie odegrać? – spojrzała smutnym wzrokiem na niego, w jej oczach
zaszkliły się łzy. – Jak mogłeś Fred.. – jedna pojedyncza
łza spłynęła po jej policzku.
- Jej.. – chłopak nie spodziewał
się takiego obrotu spraw. Przytulił ją mocno. – Przepraszam
Miona. Nie chciałem. Nie płacz już. Przepr.. Ała! – złapał
się za brzuch, a Hermiona z tryumfem zmierzyła go wzrokiem.
- Żeby mi to było ostatni raz
Weasley!
- Ach zamknij się
Granger i nie udawaj! – był wściekły i przyglądał jej się z
złością. – Jesteś głupią dziewczyną, która ucieka od
prawdziwego uczu..
- Kocham cię Weasley.
- ..cia. – dokończył i dopiero po
chwili zrozumiał sens jej słów. – Co?! – krzyknął.
- Kocham cię ty najgłupszy debilu na
świecie! – zaśmiała się, a on niewiele myśląc, chwycił ją w
ramiona i zaczął namiętnie całować.
I tak stali. Na środku polany w
Zakazanym Lesie. W końcu szczęśliwi. Ich historia nieszczęśliwej
miłości powoli dobiegała końca. Wiedzieli, że teraz już
wszystko będzie dobrze. Że będą najszczęśliwszymi ludźmi na
świecie. A potrzebowali na to pełnego niespodzianek i zwrotów
akcji całego roku szkolnego. Potrzebowali przejść przez Petera,
Angelinę, przyjaciół, Matta.. Ale udało się! Dopiero teraz zdali
sobie sprawę, że walka o to uczucie była ich najlepszym wyborem.
Dziesięć lat później
Dwie
małe istotki bawiły się w najlepsze na skraju lasu. Miały
rozłożony różowy kocyk a wokół mnóstwo zabawek. Tuż obok, na
polanie stał niewielki biały domek z niebieskimi okiennicami i
tarasem wokół całego budynku. Dwie niskie huśtawki kołysały się
lekko dzięki letniemu wietrzykowi. Pogoda była piękna. Sam środek
lata. Słońce przygrzewało, ale niezbyt mocno. Na niebie nie było
widać ani jednej chmurki. Wszędzie było bardzo kolorowo. Cała
polana usłana była kwiatami. Czerwonymi, żółtymi, fioletowymi,
niebieskimi. Tutaj aż chciało się żyć. Nie bez powodu to miejsce
nazwano „Tęczową Doliną”. Co chwilę można było tu usłyszeć
dziecięcy śmiech.
Teraz
głośno roześmiała się jedna ze wspomnianych wcześniej istotek.
Dziewczynka, około sześcioletnia. Długie, rude włosy zaplecione
miała w dwa piękne warkocze zakończone zielonymi kokardkami.
Ubrana była w żółte ogrodniczki i białą bluzeczkę. Na nóżkach
miała zielone tenisówki. Jej siostrzyczka na pierwszy rzut oka była
identyczna. Jej włosy jednak wpadały w lekki brązowy kolor. Ubrana
była w krótką, czerwoną sukienkę i czerwone buciki. Oczy miały
takie same. Duże, brązowe i cudowne. Ich uśmiechy były nieziemsko
podobne do siebie, tak samo jak noski i usta. Były ślicznymi,
zdrowymi, małymi dziewczynkami.
Po
chwili z domu wyszła młoda kobieta z około dwuletnim chłopcem na
rękach. On, tak samo jak jedna z bliźniaczek miał rude włoski i
wyszczerzał ząbki, łapiąc swoją mamę za ucho.
-
Emma! Julia! – zawołała kobieta. – Posprzątajcie zabawki i
chodźcie do domu. Zaraz będzie tatuś.
-
Jeszcze chwilkę mamo, prosimy! – odkrzyknęła jej brązowowłosa
dziewczynka, czyli Emma.
-
Ale tylko chwilkę. Tommy na was czeka. – na te słowa chłopiec
pomachał siostrom rączką, na co te roześmiały się głośno.
-
Już idziemy. – powiedziała jeszcze Julia.
Dziewczynki
szybko zebrały zabawki i poszły w stronę domu. Weszły tylnymi
drzwiami do przestronnej i przytulnej kuchni, całej wykonanej z
drewna. Ich mama siedziała przy stole, karmiąc ich brata Tommy’ego.
Nagle ktoś wszedł do domu frontowym wejściem. W drzwiach
pomieszczenia stanął wysoki, przystojny, rudy mężczyzna ubrany w
zieloną szatę.
-
Tatuuuuuuuuuś! – krzyknęły razem dziewczynki i rzuciły się na
mężczyznę, który podniósł je obie do góry.
-
Hej, bo mnie udusicie. – roześmiał się. – Patrzcie co dla was
mam! – wyciągnął z torby Czekoladowe Żaby i Cytrynowe Dropsy.
Jego żona widząc to, pokiwała tylko głową z udawanym
niezadowoleniem. – Po obiedzie idziemy wszyscy do wujka George’a
i cioci Camili. Tam ma też być wujek Harry z ciocią Ginny. –
oświadczył wszystkim, na co dziewczynki szczerze się ucieszyły.
-
Mamo, możemy zabrać nasze lalki? Pobawimy się z Lily i z Roxy. –
zawołała Julia i popatrzyła na swoją mamę.
-
Oczywiście! – roześmiała się ich rodzicielka.
-
Dziękujemy! – wykrzyknęły obie i pobiegły schodkami na górę
do swojego pokoju.
Mężczyzna,
który jeszcze przed chwilą stał w progu, podszedł do swojej żony.
Uśmiechnął się ciepło do niej i pocałował w policzek.
-
Cześć kochanie. – powiedział.
-
Ach Fred. Nie było cię tylko parę godzin, a tak się stęskniłam
za tobą. – odpowiedziała mu Hermiona. – Jak w pracy?
-
W porządku, jak zawsze. Masa klientów. – złapał swojego syna i
podniósł wysoko do góry. – Cześć maluchu!
-
Gu gu gu.. – odpowiedział mu Tommy, na co małżeństwo roześmiało
się.
Marzenie
spełniło się. Sen Hermiony Granger stał się rzeczywistością.
KONIEC.
Kochani dziękuję za to, że czytaliście, komentowaliście, że byliście ze mną. Żegnam się z Wami trochę smutna, bo niestety.. To już koniec. Nie obiecuję, że wrócę, bo boję się, że mogę tej obietnicy nie dotrzymać. Ale nie bądźcie zaskoczeni, gdy pojawi się nowe opowiadanie o trochę odmiennej tematyce. Jednak nadal w kręgach Harry'ego. Jestem z siebie dumna, bo doprowadziłam tę historię do końca. Wy też bądźcie! Pozdrawiam Was gorąco i jeszcze raz dziękuję.
Wasza Maja.
poniedziałek, 23 września 2013
Rozdział 46.
Dni nagle zaczęły mijać w
zastraszającym tempie. Przyjaciele w tym czasie nie robili nic szczególnego
uwagi. Ale to nauczyciele postanowili tak umiejętnie dawać im w kość. Zadania
domowe, zaliczenia, nadchodzące egzaminy. Żyli od weekendu do weekendu. Dopiero
w sobotę czy niedzielę znajdowali chwilę, by spędzić czas razem. Chodzili w
słońcu po błoniach, grali w Eksplodującego Durnia, śmiali się i wygłupiali.
Hermiona uczyła się i pisała
eseje niezwykle pilnie. Rzadko kiedy miała czas na myślenie o czymkolwiek
innym. Dopiero wieczorami, gdy kładła się do łóżka, nawiedzały ją różne
sytuacje z przeszłości. Przystojny, rudowłosy chłopak z ciepłymi brązowymi
oczami. Spotkania, pocałunki. Tak wiele ich kiedyś łączyło. Ale tak mocno wbiła
sobie do głowy to, że chłopak też potrzebuje nauczki, ze nie była w stanie mu
odpuścić. Nie wymyśliła jednak nic ciekawego i to odpędzało jej sen z powiek.
Pewnego popołudnia biegiem
przemierzała korytarze Hogwartu. Była spóźniona już pięć minut. Profesor
McGonagall nie będzie zadowolona. Wezwała ją do swojego gabinetu, by omówić
jakieś ważne sprawy dotyczące egzaminów młodszych lat. Panna Granger nie
wiedziała, co ma z tym wspólnego, ale przyzwyczaiła się, że jako Prefekt
Naczelny miała dużo obowiązków.
Przechodziła właśnie obok Pokoju
Życzeń, gdy za sobą usłyszała głośne kroki.
- Hermiono,
poczekaj! – ktoś zawołał, a ona odwróciła się odruchowo.
- Matt? –
zdziwiła się. – Czego chcesz? – zrobiła groźną minę.
- Pogadać. –
odpowiedział cicho.
- Zapomnij! –
rzuciła i odeszła.
- Ale
Hermiono, proszę! – zawołał jeszcze za nią.
- Odwal się!
– krzyknęła na cały korytarz.
Po wyjściu z gabinetu psorki,
dziewczyna zaczęła się zastanawiać, czego mógł od niej chcieć Puchon. Snuła się
po zamku z głową pełną myśli. Nie zauważała ludzi wokół. Była zdziwiona, że to
jedno spotkanie tak ją wyprowadziło ją z równowagi, jednak to co zobaczyła
niedaleko sowiarni, zwaliło ją z nóg.
Już z daleka, po raz kolejny
dzisiejszego dnia, dostrzegła Matta. Stał z kimś i rozmawiał szeptem. Nie
byłoby w tym nic dziwnego, gdyby jego towarzyszką nie była jej przyjaciółka.
Ginny w skupieniu słuchała chłopaka. Hermiona zatrzymała się. Przypatrywała się
im chwilę, ale nie wytrzymała, gdy Ruda chwyciła Puchona z rękę i ścisnęła ją
mocno.
- Czy ty już
całkowicie zwariowałaś?! – Panna Granger spytała z gniewem.
- Hermiona?!
– Ginny speszyła się. – Co ty tu robisz?!
- No to
chyba mało istotne, nie sądzisz? – z ironią powiedziała Gryfonka.
- To nie
tak, jak myślisz Miona. – Ruda szukała wsparcia u chłopaka.
- Skąd
wiesz, co ja myś.. – chciała spytać, jednak Matt jej przerwał.
- Przestań
Hermiona. – spojrzał prosto w jej oczy. – Zatrzymałem tu Ginny, by prosić ją,
żeby pomogła mi z tobą porozmawiać. Bo sama nie chciałaś. – mówił spokojnie.
- Czego Ty
jeszcze chcesz Matt? – dziewczyna spytała z wyrzutem.
- Przeprosić
cię! – powiedział zdecydowanie. – Źle się czuję z tym, co się stało. – Hermiona
patrzyła w jego stronę z niedowierzeniem. – Przepraszam, ze cię krzywdzi..
- Daj
spokój. – nagle obudziła się. – To nic nie zmieni.
- Dla mnie
zmieni. – obruszył się. – Nie proszę cię, byś zapomniała i zachowywała się,
jakby się nic nie stało. Chcę tylko, żebyś mi wybaczyła.
- No Miona..
– odezwała się Gin. – Nie daj się prosić.
- A dajcie
wy mi wszyscy święty spokój! – krzyknęła w ich stronę i pobiegła do Wieży
Gryffindoru.
Dwa tygodnie później było już po
egzaminach. Ginny czekała na wyniki sumów, Harry, Ron i Hermiona na zwykłych
egzaminów, a Fred i George na owutemy. W końcu mieli trochę wolnego. Wylegiwali
się na kocach i z niecierpliwieniem czekali na zbliżające się wielkimi krokami
wakacje. Pogoda była wspaniała. Pannę Granger złapały już pierwsze promienie słoneczne,
dzięki którym była jeszcze piękniejsza. Z Rudą wyjaśniły wszystkie
nieporozumienia. Starsza Gryfonka wybaczyła Puchonowi, jednak nie miała zamiaru
się z nim zadawać, ba, nawet rozmawiać. Ginny przyznała się, że najzwyczajniej
w świecie dręczyły ją tak mocne wyrzuty sumienia, że nie mogła patrzeć na
ciężką sytuację Matta i dlatego zdecydowała się mu pomóc.
W ostatni wtorek roku szkolnego
w Pokoju Wspólnym Griffindoru zawisł plakat. Co chwilę ktoś podchodził do niego
z wielkim zainteresowaniem. Ponowni
zwycięzcy Pucharu Domów! – brzmiał tytuł. – Wielka końcowo roczna IMPREZA! Czwartek, godzina 21:00. Krukoni i
Puchoni mile widziani. Ślizgonom wstęp wzbroniony! Zapewniamy przekąski z kuchni skrzatów i
oczywiście ALKOHOL. Zapraszamy!
Hermiona razem z Ginny siedziały
na fotelach przy zgaszonym kominku i żywo rozprawiały na temat nowej
informacji. Zastanawiały się, dlaczego uczniowie innych domów też są
zaproszeni. Wcześniej to nigdy nie miało miejsca. Coś konkretnego musiało się
za tym kryć.
- Ej Gin! –
zawołała radośnie Panna Granger. – To będzie świetna okazja, żeby dopiec trochę
Fredowi.
- Jej serio?
– Ruda zrobiła żałosną minę. – Nadal o tym myślisz?
- Przecież
nie zrobię mu krzywdy jak tamtym, spokojnie! – uśmiechnęła się, a Panna Weasley
odetchnęła z ulgą. – Załatwię go jego własną bronią i zepsuję mu imprezę.
- Co masz na
myśli?
- Jakiś okropny
eliksir w piwie kremowym i pozamiatane. W sumie można by nawet wykorzystać jego
krwotoczki albo omdlejki. Spędzi wieczór
w swoim dormitorium, a ja bardzo chętnie się nim zajmę.
- Hermiono?
O co tu chodzi? – Ruda z uwagą przyjrzała się przyjaciółce.
- Dobrze
wiesz.. Nie udawaj głupiej Ginny. – westchnęła. – Nadal mi zależy. Dlatego
spróbuję jeszcze ra.. – chciała powiedzieć, jednak nagle ktoś rzucił jej się na
szyję i zaczął mocno przytulać.
- Tak się
ciesze! Juhuuuu! Nawet nie wiesz jak bardzo! Hura hura hura! – nie mogła się
powstrzymać.
- Dobra,
dobra dziewczyno, złaź ze mnie, bo mnie udusisz!
- Co tu się
dzieje, moje drogie? – nawet nie zauważyły, jak podszedł do nich George.
- Świętujemy
braciszku! – krzyknęła uradowana Panna Weasley.
- Ale co? –
zdziwił się.
- Tajemnica!
– odpowiedziała mu Hermiona i puściła oczko do swojej przyjaciółki.
- Właśnie
George.. Wiemy, że to wy organizujecie imprezę, więc dlaczego Puchoni i Krukoni
też są zaproszeni?
- Yghm.. –
chłopak zawiesił się. – To przez Freda. – powiedział w końcu.
- Jak to
przez Freda? – dziewczyny zdziwiły się.
- No.. Bo..
- Mów
wreszcie!
- Zaczął się
spotykać z dwiema dziewczynami z Ravenclawu.
- Serio? –
zapytała Ginny, a Hermiona niemiłosiernie zbladła.
- Niestety. –
odpowiedział. – A teraz idę. Muszę go znaleźć. – dodał jeszcze i poszedł.
Hermiona zagłębiła się w
myślach. To nie tak miało być! – powiedziała w swojej głowie. – Ale trudno! I tak
spróbuję! Nie poddam się!
- No to
pięknie. – doszedł ją cichy głos Ginny.
-
Megazarąbiście. – dodała Panna Granger.
- Wspaniale.
- Wręcz
bosko. – skończyła temat Hermiona.
Czwartek
nadszedł w mgnieniu oka. Dziewczyny ani się obejrzały, a już szykowały się do
wielkiej imprezy w Wieży Gryffindoru. Hermiona postawiła na modne połączenie nowości
z klasyką. Czarna, imitująca skórę rozkloszowana spódnica, biała koszulowa
bluzka bez rękawów włożona do środka i wysokie beżowe szpilki. Usta pomalowała
czerwoną szminką i zrobiła kreski na oczach. Włosy upięła w luźny kok. Jak
zawsze wyglądała prześlicznie. Ginny założyła czarną sukienkę mini i czarne
szpilki. Włosy zostawiła rozpuszczone, jednak inaczej niż na co dzień, dziś
układały jej się na plecach falami. Lekki makijaż i duże srebrne kolczyki w
uszach. Urodą nie odstępowała przyjaciółce nawet na krok.
- Masz
wszystko przygotowane? – zapytała przyjaciółkę Ruda.
- Tak, mam
krwotoczki w torebce.
- Myślisz,
że się uda? – z niepokojem ponownie spytała.
- Tak.
Spokojnie Gin. – odpowiedziała i uśmiechnęła się szeroko pokazując rząd
śnieżnobiałych zębów.
- W takim
razie chodźmy!
Zeszły schodkami na dół.
Dochodziła już dwudziesta druga. Pokój Wspólny był pełen ludzi. Wszyscy razem
świętowali sukces Gryfonów. W oddali zobaczyli Harry’ego i Rona, którzy od razu
do nich podeszli.
- Najpierw
pijemy czy tańczymy? – zapytał je Ronald.
- Tańczymy. –
odpowiedziała Ginny.
- Pijemy. –
w tym samym czasie odezwała się Hermiona. Spojrzały na siebie i wybuchły
śmiechem.
- To ja idę
z Harry’m tańczyć. – Ruda złapała swojego chłopaka z rękę i pociągnęła na
parkiet.
- A my się
napijemy. – zaśmiał się Ron i razem poszli w stronę stołu z napojami.
Tam czekali na nich Neville z
Luną oraz George. Freda nie było nigdzie widać. Jednak Hermiona cały czas szukała
go wzrokiem ze zniecierpliwieniem.
- Cześć! –
przywitała się Luna i cmoknęła Pannę Granger w policzek.
- Hej! Ślicznie
wyglądasz kochana! – też się przywitała. – George, gdzie Fred? – spytała szeptem
bliźniaka.
- Gdzieś tu
go widziałem z dziewczynami. Pewnie zaraz do nas dołączy. – uśmiechnął się.
Jak na zawołanie nagle z ziemi
przed nimi wyrósł drugi bliźniak. Minę miał błogą. Na jego ramionach uwieszone
były dwie dziewczyny. Obie bardzo ładne. Jedna blondynka o jasnych niebieskich
oczach, niska, ale szczupła z pięknym uśmiechem. Druga włosy miała farbowane na
ciemne bordo. Kolczyk w nosie, intensywne zielone oczy i zalotne spojrzenie.
Trudno się dziwić, że Fred na nie poleciał. – pomyślała Hermiona.
- Chciałem
wam przedstawić moje koleżanki. – odezwał się Fred. – To jest Caroline. –
wskazał na blondynkę. – A to Sarah. – teraz na farbowaną. – Obie są Krukonkami.
Na piątym roku.
- Przecież
my się znamy! – zawołała Luna. – Nie wiedziałam, że spotykacie się z Fredem.
Cześć dziewczyny. – ciepło uśmiechnęła się w ich stronę, co od razu
odwzajemniły.
- Miło mi
was poznać. – powiedziała Hermiona i uścisnęła obu rękę. Postanowiła robić
dobrą minę do złej gry.
- Chodźmy
tańczyć! – zawołał Neville i wszyscy udali się na parkiet.
Tańczyli blisko siebie, ponieważ
tłum był ogromny. Hermiona między Ronem i Georgem dawała popis swoich
tanecznych umiejętności. Wiła się w rytm muzyki jak rasowa kotka. Dużo chłopców
wpatrywało się w nią z oczarowaniem. Nagle Fred razem ze swoimi koleżankami
zniknął z pola widzenia. Panna Granger dojrzała go, jak wchodził razem z
dziewczętami do swojego dormitorium, które teraz świeciło pustkami. To
całkowicie popsuło jej humor. Nie zdołała wypełnić swojego planu. Wszystko
straciła.
Odłączyła się od grupy
przyjaciół i ponownie podeszła do stołu z napojami. Chwyciła butelkę Ognistej
Whisky i udała się w najbardziej odległe miejsce pomieszczenia. W rogu Pokoju
stał samotny fotel, postawiony przodem do ściany. Podciągnęła nogi do góry,
złapała je jedną ręką, a drugą pociągnęła zdrowy łyk z butelki.
Tak mijały sekundy, minuty, chyba
nawet godziny. Nikt jej nie szukał. Była z tego powodu bardzo szczęśliwa.
Dochodziła ją głośna muzyka, rozmowy prowadzone podniesionym głosem, ale ona
sama chciała pomyśleć. Być sama ze sobą. Ze swoją głową, ze swoimi emocjami i
uczuciami. Butelka napełniała się sama dzięki zaklęciu. Nie wiedziała, ile
wypiła. Pół litra, litr, dwa. Nie miało to żadnej różnicy. Nagle doszedł ją
głośny krzyk.
- Harry!
Ginny!
- Zakazany
Las!
- Voldemort!!!
W ciągu sekundy wyparował z niej
cały alkohol. Pierwsza wybiegła z Pokoju Wspólnego. Była tak przerażona, że
nawet nie zauważyła, że nikt nie biegnie za nią.
No i zbliżamy się ku końcowi. Już za około tydzień epilog, więc i zakończenie historii. Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem. Pozdrawiam! ;)
Maja.
wtorek, 17 września 2013
Rozdział 45.
Następnego ranka Hermiona
Granger obudziła się w całkiem dobrym humorze. Wyjrzała przez okno. Pogoda
zachęcała do wstania z łóżka. Słońce kusiło swoimi promykami, widać było, że
powoli nadchodzą bardzo ciepłe dni. Dziewczyna szybko podniosła się z łóżka,
wcześniej patrząc na zegarek. Była siódma. Do spotkania z Ginny zostało jej pół
godziny. Weszła do łazienki i wykonała wszystkie potrzebne czynności. Włosy
jedynie przeczesała dłońmi. Układały się dziś wspaniale. Wyciągnęła tusz i
szybko przeciągnęła nim rzęsy. Na policzki nałożyła odrobinę różu, a na usta
bezbarwny błyszczyk. Ogólnie rzadko się malowała, jednak dzisiaj miała dobry
dzień. Wróciła do swojego dormitorium. Założyła szatę i po cichu, by nie
obudzić swoich współlokatorek, wyszła.
Ruda już czekała na nią w Pokoju
Wspólnym. Razem miały iść na śniadanie do Wielkiej Sali. Hermiona już z daleka
promiennie uśmiechnęła się do przyjaciółki. Ku jej zdziwieniu, Gryfonka tego
gestu nie odwzajemniła. Na jej twarzy malowało się lekkie zdenerwowanie, oczy
miała smutne. Panna Granger przyjrzała się dziewczynie. Była blada, jej piegi
były dużo wyraźniejsze. Widać było, że w nocy płakała.
- Gin, co
się stało? – Hermiona spytała z niemałym przerażeniem. – Przecież wczoraj
rozstawałyśmy się po północy i wszystko było w porządku.
- Przecież
jest w porządku! – Ruda robiła dobrą minę do złej gry. – Wszystko jest dobrze. –
jeszcze raz zapewniła.
- Nie kłam,
proszę. – odpowiedziała jej przyjaciółka. – Co jest?
- Mam
wyrzuty sumienia.. – powiedziała szczerze i z westchnieniem Panna Weasley.
- Z jakiego
powodu? – starsza Gryfonka zdziwiła się.
- Nie
powinnyśmy były tego robić..
- O czym ty
mówisz Gin? Nic nie rozumiem..
- Nie
powinnyśmy były mścić się na Matt’cie.
- A ty o
tym.. – Hermiona ponownie przyjrzała się twarzy przyjaciółki. – I to tak
wyprowadziło cię z równowagi?
- No tak..
- Oj Ginny
Ginny. – uśmiechnęła się. – Wiem, że twoja duszyczka jest czysta i jesteś
dobrym człowiekiem, ale to było koniecznie. Wiem, faktycznie, może nie powinnam
cię prosić o pomoc. Gdybym przewidziała twoją reakcję, na pewno bym tego nie
zrobiła i przepraszam, ale naprawdę to nie powinno być przyczyną twojego złego
humoru.
- Ale
Miona.. – dziewczyna zaczęła, jednak Hermiona od razu jej przerwała.
- Głowa do
góry Gin. Matt’owi się należało, a zobaczysz, że Jass jeszcze nam za to
podziękuje.
- W sumie
masz rację. Nie cierpię jej, ale gdyby nie my, pewnie nadal frajer robiłby jej
wodę z mózgu.
- Dokładnie!
– Panna Granger zaśmiała się. – Więc uśmiech i do przodu. A teraz na śniadanie,
bo ta moja wredota mnie wykańcza. Muszę się najeść.
Ginny na te słowa wybuchła
śmiechem. Po paru sekundach po jej złym nastroju nie było już śladu. Policzki
nabrały rumieńców, a oczy zalśniły codziennym blaskiem. Dziewczyny wyszły z
Wieży Gryffindoru i skierowały się w stronę Wielkiej Sali. Pozdrawiały
mijających znajomych i uśmiechały się serdecznie. Ta historia zbliżyła je do
siebie jeszcze bardziej. Wiedziały, że mogą sobie bezgranicznie ufać.
Ku ich zdziwieniu nagle zza
zakrętu korytarza wyszedł nie kto inny, jak siedemnastoletni Puchon, ich
ulubiony kolega. Nie spodziewały się go, ponieważ myślały, że jest w Skrzydle
Szpitalnym. Gryfonki spojrzały na niego z ironią. Jego twarz nadal była
zielonkawa, a oczy nadmiernie przekrwione. To musiała być dla niego ciężka noc.
– obie pomyślały i przesłały sobie porozumiewawcze spojrzenia. Chciały coś
powiedzieć w jego kierunku, Hermiona już nawet otwierała buzię, jednak gdy
chłopak je tylko zauważył, zawrócił i uciekł w pośpiechu, w zupełnie innym
kierunku. Bał się. Nadal czuł przerażenie. Ta sytuacja wprawiła przyjaciółki w
jeszcze lepszy humor i z uśmiechami weszły na śniadanie.
Dzień minął im bardzo szybko.
Nauczyciele wyjątkowo nie męczyli trudnymi zaklęciami, zadaniami, a na
zajęciach było niezwykle interesująco. Hermiona zarobiła 50 punktów dla swojego
domu i wieczorem siedziała zadowolona przy kominku, nie mając na kolanach ani
jednej książki. Po jakimś czasie dołączyła do niej Ginny i tak spędzały czas,
plotkując i śmiejąc się.
- Ekhm.. –
ktoś stanął przy kanapie dziewcząt. – Mogę na chwilę? – głos był bardzo cichy i
spokojny.
- Jasne. –
Ruda pokiwała głową z przejęciem, a Panna Granger przyglądała się z uwagą
przybyłej osobie.
- Chciałam
wam podziękować. – dziewczyna mówiła prawie szeptem. – Gdyby nie wy pewnie
dalej wierzyłabym w to, że mnie kocha. – jej głos stawał się coraz pewniejszy. –
Wiem, że pewnie mnie nienawidzicie za to, co zrobiłam Georgowi, ale mi naprawdę
na nim w swoim czasie zależało. Później wszystko się pokomplikowało. Na Balu
Bożenarodzeniowym..
- Nie
tłumacz się. – Hermiona przerwała jej. – Nie musisz. My wszystko rozumiemy.
Faktycznie, nie byłaś fair wobec bliźniaka, ale każdy ma prawo popełniać błędy.
- I każdy
zasługuje na drugą szansę. – dodała Ginny.
- Więc nie
jesteście na mnie złe? Nie żywicie już urazy? – Jasmine nie była pewna, czy
dobrze zrozumiała.
- My nie.. –
odpowiedziała jej Ruda. – Ale obawiam się, ze mój brat nadal tak. – dziewczyna kątem
oka dostrzegła przypatrującym się tej sytuacji zaskoczonym bliźniakom. Jass
podążyła wzrokiem w tym samym kierunku.
- Tak, pójdę
już. – powiedziała, wstając. – Jeszcze raz dzięki dziewczyny. – dodała i
odeszła.
Hermiona spojrzała na
przyjaciółkę specyficznym wzrokiem, znaczącym „a nie mówiłam?!”. Ginny
uśmiechnęła się do niej i razem zaśmiały się głośno. Po chwili podeszli do nich
bracia Weasleyowie i Harry Potter. Rozsiedli się na fotelach, a George wpakował
się na kanapę między dziewczyny. Złapał obie za ręce.
- Możecie
nam powiedzieć o co tu chodzi? – zapytał z niepokojem.
- Że
siedzicie sobie tutaj spokojnie z Jasmine.. – powiedział Wybraniec.
- A Matt w
popłochu na korytarzach przed wami ucieka. – dodał Ronald.
- Co się
wydarzyło, o czym nie wiemy? – to pytanie zadał Fred.
Przyjaciółki ponownie wymieniły
spojrzenia i wybuchły niepohamowanym śmiechem. Chłopcy patrzyli na nie z
niezbyt inteligentnymi minami. Cała czwórka miała uniesione do góry brwi i
czekała, aż przejdzie im ta głupawka. Hermiona z Ginny w końcu się uspokoiły i
opowiedziały im całą historię.
- Wy
jesteście nienormalne! – po usłyszeniu całości, pierwszy odezwał się Harry.
- One są
zajebiste! – wrzasnął na całe pomieszczenie George, przywołując dziesiątki
zaciekawionych spojrzeń. Dziewczyny w odpowiedzi sprzedały mu dwustronnego
kuksańca.
- Gdyby to
doszło do jakiegoś nauczyciela, wyleciałybyście ze szkoły. – dodał Fred.
- Albo dostałybyście
szlaban do końca roku. – odezwał się Ron.
- Dajcie
spokój. – zaśmiała się Panna Granger. – Nic się takiego nie stało.
- Ale
mogło.. – Harry nie podzielał ich entuzjazmu.
- Myślicie,
że Matt przyznałby się komuś do tego, że załatwiły go dwie młodsze Gryfonki? –
powiedziała Ginny. – Ze wstydu by się spalił. – uśmiechnęła się szeroko.
- No
właśnie! – potwierdziła szatynka. – Dostał za swoje.
- Jesteście
świetne. – po przeanalizowaniu całości zdanie zmienił Ron. – Naprawdę.
- Wiemy. –
powiedziały razem i cała szóstka przyjaciół wybuchła śmiechem.
Zaczęli rozmawiać na zupełnie
inny temat. Bardzo lubili tak spędzać czas. Wszyscy razem, przed kominkiem.
Niedługo przeniosą się na błonia, bo na dworze z każdym dniem robiło się coraz
cieplej. Byli zgraną grupą przyjaciół. Mimo, że tak wiele się między nimi
wydarzyło, potrafili wybaczyć sobie wszystkie niedopowiedzenia, gorzkie słowa.
Wiedzieli, że mogą na siebie liczyć. Na dobre i na złe.
- A teraz
wybaczcie. – Hermiona podniosła się z kanapy. – Muszę na chwilę wyjść.
- Gdzie się
wybierasz? – spytała przyjaciółkę Ginny.
- Umówiłam
się z Dori. – odpowiedziała. – Chciała chwilę pogadać. Za pół godziny wracam.
- Oooo z
Dori! – George roześmiał się. – Ronaldziku! Nie chcesz towarzyszyć Hermionce?
- Krukonka
na pewno się ucieszy. – dołączył do niego Harry.
- No dalej
Ronik. Idź, idź! – dodał Fred.
- A zamknijcie
się wszyscy! – najmłodszy z braci Weasley spłonął rumieńcem.
- To pozdrów
ją chociaż od naszego pięknego i czułego Ronaldzika! – zawołał jeszcze George.
Ron spojrzał z nadzieją na
przyjaciółkę. Ta uśmiechnęła się do niego tylko i kiwnęła głową, dając do
zrozumienia, że nic Dori na jego temat nie powie. Weasley również się
uśmiechnął. Hermiona udała się do portretu Grubej Damy.
Tak jak obiecała, po niecałych
trzydziestu minutach wracała już do Wieży. Dochodziła dwudziesta druga. Nie
była zaskoczona, gdy śliczna Krukonka zaczęła temat Rona. Chłopak bardzo jej
się podobał, a Panna Granger miała nadzieję, że im się uda. Opowiedziała
dziewczynie o przyjacielu, pomijając niektóre żenujące szczegóły, jednak była
szczera. O wadach Weasleya, Dori też się dowiedziała.
Hermiona powoli zbliżała się do
Pokoju Wspólnego. Nagle zza jednej z rzeźb doszedł ją głos.
- Hej
Hermiono! – poznała go od razu.
- Fred? –
zdziwiła się. – Co ty tu robisz? Już późno.
- Czekam na
ciebie. – odpowiedział szczerze.
- Coś się stało?
- Więc teraz
kolej na mnie, tak? – spytał.
- O czym ty
mówisz? – udała, że nie wie, o co chłopakowi chodzi.
- Był Peter,
później Matt, więc teraz ja.
- Daj spokój
Fred. – chciała odejść, jednak złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie.
- Proszę
tylko o jedno. – przybliżył się jeszcze bardziej i spojrzał prosto w jej
brązowe tęczówki.
- O c-co? –
głos jej się zachwiał. Nie wiedziała, czego się spodziewać.
- Bądź
delikatna.
Stał tak blisko, że wydawać, by
się mogło, że chce ją pocałować. Hermiona jednak szybko odkoczyła od niego.
- Strzeż się
Weasley. – zaśmiała się i dała mu buziaka w policzek. – Dobranoc! – dodała jeszcze
i ruszyła do Wieży Gryffindoru, zostawiając go samego.
Fred przez chwilę stał sam,
mając pełno myśli w głowie. Po paru sekundach ocknął się jednak, dogonił ją i
razem weszli do Pokoju Wspólnego.
Jest nowy rozdział. Jeśli czytacie to komentujcie, proszę :) to dodaje mi chęci do dalszej pracy. Pozdrawiam Was serdecznie :*
Maja.
poniedziałek, 9 września 2013
Rozdział 44.
Matt szedł przez korytarze
Hogwartu. Trudno było odczytać cokolwiek na jego twarzy. Dopiero w oczach jak
na tacy widać było zwykłe przerażenie. Weź się w garść – pomyślał. To tylko
Ruda. Hermiona jest jej przyjaciółką, więc nigdy się nie wygada, by jej nie skrzywdzić.
Ta myśl poprawiła lekko jego nastawienie. Wszedł do Wielkiej Sali i skierował
się w stronę stołu Puchonów. Kątem oka dostrzegł Pannę Weasley w towarzystwie
Pottera. Ona też go dojrzała. Kolejny raz przesłała mu szyderczy uśmiech, a on
jak zawsze odwrócił głowę, udając, że tego nie widzi. Usiadł przy swoich
kolegach i znów zagłębił się w myślach.
- Hej! Halo!
Koleś! Co z tobą?! – nie dochodziły do niego żadne słowa. – Matt! Halo! Ziemia!
– to były już głośne okrzyki, w końcu otrząsnął się.
- I czego
się drzesz? – żachnął się i spojrzał na kumpla z roku.
- Ja
rozumiem, że Granger zaśmieca cały twój umysł, ale ja pieprze stary.. – Ben westchnął
głośno.
- To nie
twoja sprawa. – odpowiedział krótko Matt.
- Nie moja? –
chłopak zdenerwował się. – Za dwa tygodnie owutemy. I co? – spojrzał na niego
srogo.
- A co ma
być? Zda się.
- Jasne. –
pokiwał z ironią głową. – Weź się w garść chłopie, bo ja nie wiem, co ostatnio
się z tobą dzieje.
- A odczep
się. – odgryzł się, nawet nie patrząc na Bena, a ten wkurzony wstał i wyszedł,
mając nadzieję, że za miesiąc, po wynikach nie będzie musiał kumpla pocieszać.
Parę godzin później Ginny wyszła
z Pokoju Wspólnego Griffindoru. Pożegnała się z Harrym, nie tłumacząc się,
gdzie wychodzi. Chłopak darzył ją zaufaniem, więc nawet nie pytał. Zeszła do
Sali Wejściowej i otworzyła wielkie drzwi. Było późno. Dochodziła dwudziesta
druga. Wiedziała, że jeśli złapie ją Filch, to będzie miała kłopoty, ale sprawa
była ważna. Na dworze powitał ją lekki wiosenny wietrzyk. Było chłodno, ale w
powietrzu można było wyczuć orzeźwiającą nutę. Skierowała się w stronę boiska.
Przy wejściu zauważyła dwie osoby. Świetnie. – pomyślała. - Już na mnie
czekają. Podeszła bliżej. Jasmine uwieszona była na Puchonie, jak na wieszaku.
Ruda uśmiechnęła się ironicznie na ten widok.
- No witam. –
przywitała się z udawaną uprzejmością. Chłopak od razu zmierzył ją wzrokiem od
stóp do głów. Nie zraziło jej to. Przesłała mu ten sam uśmiech, co w Wielkiej
Sali.
- Czego
chcesz Weasley? – Matt spytał z wrogością.
-
Grzeczniej. – odpowiedziała.
- Co tym
razem? Eseje, jakiś szlaban, sprzątanie, a może egzamin mam za ciebie napisać? –
strzelał słowami jak z karabinu.
- To nie
jest zły pomysł frajerze. – roześmiała się.
- Ty głupia,
parszywa zdzi..
- Nie kończ,
bo to się źle dla ciebie skończy. – spojrzała mu z oczy, była cholernie pewna
siebie.
- Ginny
zlituj się. – odezwała się Jasmine. – Daj nam żyć spokojnie. – chciała wziąć dziewczynę
na litość.
- Zamknij
się. Kto ci dał prawo do odzywania się? Zdradzałaś mojego brata przez ponad pół
roku, więc z łaski swojej przymknij jadaczkę. – Ruda rzuciła w jej stronę i
splunęła dziewczynie pod nogi. Jasmine przypatrywała się temu z niemałym
przerażeniem. Nie znała takiej Panny Weasley.
- Więc co
tym razem? – Matt wrócił do tematu, który interesował go najbardziej.
- Jakie
znasz zaklęcia niewybaczalne? – Ginny spojrzała na niego z uśmiechem, a chłopak
głośno przełknął ślinę. Tego się nie spodziewał.
- O co ci
chodzi Weasley? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
- No jakie? –
Ruda ponagliła go.
- Imperius. – zaczął. – Cru-uciatus. – głos mu się powoli
załamywał. Mówił coraz ciszej. – I Avada
Kedavra. – Panna Weasley usłyszała tylko szept.
- Brawo! 10
punktów dla Hufflepuffu! – zaśmiała się, a Puchon zbladł jeszcze bardziej. –
Jeju odzyskaj kolory, dzieciaczku. – Ruda pokręciła głową, widząc jego minę. – Avada nie będzie nam potrzebna. Nie
martw się.
- Słu-ucham?
– zająknął się.
- Używałeś
ich kiedyś? – spytała z powagą, a ten pokręcił głową. – No to będziesz miał
okazję.
- One są
zakazane Weasley! – krzyknęła Jasmine.
- Co ty nie
powiesz? – Ginny spytała z ironią. – Mówiłam już, że masz się zamknąć. – zmieniła
ton. – Więc co frajerze? Cieszysz się, że sobie trochę poczarujesz? – ponownie zwróciła
się do chłopaka.
- Ty
żartujesz, prawda? – jeszcze miał nadzieję.
- Ależ skąd.
Konkretnie będzie interesowało cię Crucio.
I trzy osoby. Słuchaj uważnie.. – przerwała na chwilę. - Malfoy, bo go nie lubię,
Franklin, bo jest idiotą i.. Ta twoja dziunia. Jasmine..
- Tego za
wiele Weasley! – krzyknął Puchon, gdy w końcu dotarło do niego, że Ginny nie
zartuje. Jass osunęła się na ziemię, a po jej policzkach spłynęły łzy. Bała
się.
- Bo jest
głupią, podłą krową, która nie szanuje uczuć innych. – Panna Weasley
dokończyła. – I co ty na to, frajerze?
- Nie zro-obię
tego. – starał się być spokojny, ale jego głos drżał, a oczy zaszkliły się.
- Zrobisz. Jeśli
nie, to Hermiona dowie się o wszystkim.
Matt spojrzał w oczy Ginny.
Tliła się w nich nienawiść. Złość, iskra szaleństwa. Na początku myślał, że to
tylko gra. Okazuje się, że jednak nie. Ruda mówiła poważnie. Nogi miał jak z
waty. Po policzku spłynęła pierwsza łza. Był słaby, wiedział to. W głowie
kłębiły się setki myśli. Poległ. Musiał to zrobić. Musiał, bo zależało mu na
Hermionie.
Ginny z uwagą przypatrywała się
jego twarzy. Widać było, że z czymś walczy. Nie sądziła jednak, że aż tak da
się omotać. Dotarła do niej jedna myśl. Jej przyjaciółka naprawdę była dla
niego ważna. Nie spodziewała się tego. Myślała, że to tylko dług, jaki miał
spłacić Peterowi, jednak nie. Tu chodziło o miłość. Miłość jaką Matt darzył
Hermionę. Odwróciła wzrok. Niedaleko Matta na ziemi leżała Jasmine. Płakała.
- Dobrze. –
Ruda usłyszała szept, który przywrócił ją z rozmyślań. – Zrobię to.
- Yy.. –
głos jej się zachwiał. – Dobry wybór! – odzyskała panowanie nad sobą. – Ma ich
boleć, mają krzyczeć, płakać, jęczeć. – jego twarz z każdym słowem była coraz
bledsza. - Mają się zwijać z cierpnie..
- Wystarczy
Ginny! – rozległ się doniosły głos. – Jemu już wystarczy. Zrozumiał..
Wiatr zawiał mocniej. Natychmiast
zrobiło się chłodniej. Ginny odwróciła się w stronę Zakazanego Lasu, skąd
doszedł ją głos. Zmrużyła oczy, by lepiej widzieć. W ich stronę zbliżała się
jakaś postać. Dopiero po chwili Ruda rozpoznała ją i odetchnęła z ulgą. To była
Hermiona. Minę miała zaciętą. Słyszała całą rozmowę. Zdała sobie sprawę, że ta
sytuacja zaszła za daleko. Chciała się zemścić i zrobiła to, ale nie była złym
człowiekiem. Podeszła do nich i stanęła obok swojej przyjaciółki. Matt nie
odezwał się. Na jego twarzy było widać jeszcze większe przerażenie.
- Witajcie. –
Panna Granger odezwała się. – Matt, pomóż wstać Jasmine. – zwróciła się do
chłopaka.
Puchon jak zahipnotyzowany, bez
mrugnięcia okiem, powoli odwrócił się do dziewczyny i złapał ją pod boki. Twarz
usmarowaną miała tuszem do rzęs, z oczu nadal kapały łzy, a szata była brudna
od błota. Stanęli razem naprzeciwko dwóch Gryfonek. Matt przytrzymywał ją, by ponownie
nie upadła.
- Wiem o
wszystkim Matt. – Hermiona spojrzała w stronę Matta. – Wiem, że byłeś ze mną
tylko dla zabawy, wiem, że przez cały czas spotykałeś się z Jass, zdradzałeś
mnie, kłamałeś, oszukiwałeś, wiem, że nigdy mnie nie kochałeś, że ci nie
zależało, że nie byłam dla Ciebie nikim wa..
- Nie mów
tak! – Puchon krzyknął. W końcu odzyskał głos. Hermiona zrobiła zdziwioną minę.
– To wszystko nie jest tak! Na początku tak było, teraz już nie jest! Ja przepraszam..
- Prze-co?! –
głos odzyskała również Jasmine i spojrzała z furią na swojego chłopaka, on
jednak cały czas wpatrywał się w twarz Panny Granger.
- Pogubiłem
się. – powiedział szczerze. – Nie wiedziałem, co mam zrobić. Spotkałem się z
wami równocześnie, ale tak naprawdę zależy mi tylko na tobie, Hermio.. –
Jasmine nie pozwoliła mu dokończyć. Odepchnęła go od siebie i uderzyła w twarz.
Matt jednak nawet się nie zachwiał.
- Z tobą
chcę być, nie z Jasmine, ty jesteś dla mnie ważna.. – Panna Granger spojrzała
na niego wielkimi oczami, ale z tego stanu wyrwała ją Ginny.
- Wystarczy
frajerze! – odzyskała dawny ton. – Koniec z tym! Masz o niej zapomnieć,
rozumiesz? Za-pom-nieć! – przesylabowała. - Ona nie jest dla ciebie! – dodała jeszcze
i pociągnęła przyjaciółkę w stronę zamku.
- Ale ja cię
kocham Hermiono! – krzyknął. – Nie mogę bez Ciebie żyć!
Ku zdziwieniu Ginny, Panna
Granger zatrzymała się i odwróciła się jeszcze raz w kierunku Puchona. To był
ułamek sekundy.
- Ślugus Reducto! – krzyknęła, celując
różdżką w byłego chłopaka. – Koniec zemsty, frajerze. – dodała tonem Ginny
Weasley i pobiegła z przyjaciółką do zamku.
A Matt leżał w miejscu, w którym
wcześniej leżała Jasmine. Z jego ust, jak rzeka sypływały setki ślimaków.
Trzymał się za brzuch, to było ohydne uczucie. Jego przyjaciółka od dziecka
stała obok i patrzyła na niego ze złością. Zdała sobie sprawę, że przegrała,
ale chciała na koniec jeszcze zrobić mu na złość.
- Jęzlep. – powiedziała szeptem, wcześniej
wyciągając różdżkę. – Niech to cię czegoś nauczy. Żegnaj frajerze.
Doigrał się. Dwie dziewczyny, na
których mu zależało odwróciły się bezpowrotnie od niego. Nie miał jednak czasu
o tym myśleć. Zaklęcie Jasmine spowodowało, że nie mógł wypluwać ślimaków. Był
cały zielony, musiał je połykać.
Przepraszam za tygodniowe opóźnienie. Nie było mnie w domu. Zapraszam do komentowania. Pozdrawiam!
Maja.
sobota, 24 sierpnia 2013
Rozdział 43.
Siedemnastoletni Puchon szedł
korytarzem trzeciego piętra wściekły jak nigdy. Zbliżał się do biblioteki,
gdzie miał do odwalenia dwa dodatkowe eseje. Co najgorsze, nie jego eseje.
Powoli nadchodziły dni egzaminów. Był na ostatnim roku, więc czekały go
owutemy, a nawet nie miał czasu, by się do nich przygotowywać. Ta „ruda małpa”,
jak nazywał Ginny Weasley w myślach, przysyłała mu listy z wymaganiami średnio
co dwa dni. Zaczęła od prostych rzeczy. Przygotowanie śniadania do jej dormitorium,
czy pomoc Hagridowi przy sklątkach, jednak powoli zadania robiły się coraz
gorsze. Coraz bardziej czasochłonne. Dzisiaj dla piątoklasistki musiał napisać
wypracowanie z eliksirów i historii magii. Dwóch przedmiotów, których
nienawidził najbardziej na świecie. Powoli nie znajdował nawet minuty na
spotkania z Jasmine i wiedział, że właśnie taki był cel Gryfonki. Ze swoją
dziewczyną, Hermioną widywał się jak do tej pory, by nie wzbudzać żadnych
podejrzeń. Zrezygnowany wszedł do biblioteki, udał się w stronę półek, a
następnie usiadł i zaczął pisać.
W tym samym czasie dwie Gryfonki
siedziały w Pokoju Wspólnym ich Wieży żartując i śmiejąc się. Dopisywał im
świetny humor.
- Widziałam
się z nim dzisiaj po obiedzie. – powiedziała Hermiona. – Gdybyś widziała, jaką
miał minę.
- Jaką? –
spytała Gin.
- Przerażoną.
Musimy chyba powoli z tym kończyć. Faktycznie, jestem wredna, ale chyba nie
chcę mieć jego załamania nerwowego na sumieniu.
- W sumie
masz rację. – Ruda pokiwała głową. – Ale jeszcze może z dwie krótkie akcje, co?
- Dobra. – potwierdziła
Panna Granger i po chwili roześmiała się głośno.
- A tobie
co? Z czego się cieszysz?
- Właśnie
sobie wyobraziłam, że on tak siedzi w tej bibliotece i pisze. I nie ma
zielonego pojęcia, że..
- Że te
prace są już dawno oddane. – dokończyła za nią Panna Weasley i również wybuchła
śmiechem.
Harry z Ronem, Fredem i Georgiem
wracali dziedzińcem do zamku po treningu Quidditcha. Byli potwornie zmęczeni,
jednak jednemu z nich nadal towarzyszyła niesamowita energia.
- A ty co
dzisiaj taki nabuzowany? – spytał brata Fred.
- Właśnie.
Zachowujesz się, jakbyś wypił co najmniej litr jakiegoś płynu dopingującego. –
dodał George.
- Ronuś nam
się zakochał. – zaśmiał się Harry.
- Zakochał?!
– krzyknął zdziwiony bliźniak.
- Niby w
kim? – Fred nie krył złości, ponieważ w głowie miał to, jak jego młodszy brat
uganiał się za Hermioną. – Mam nadzieję, że to nie jest MOJA Hermiona. –
powiedział, akcentując przedostatnie słowo.
- Ej Fred, przypominam
ci, że Hermiona wcale nie jest twoja. – odezwał się Harry. – Nadal jest z
Mattem.
- I w ogóle
nie chce z nami o tym gadać. – dodał Ron, na chwilę zapominając o jego nowej
miłości życia.
- Dajcie jej
czas. – powiedział Fred. – Zrozumie, że źle robi, jak się przejedzie kolejny
raz. – George na słowa brata pokiwał tylko głową. – Dobra, ale skoro to nie
Miona to w kim się Ronaldziku zakochałeś?
- To
tajemnica! – zdenerwował się Ron.
- W Dori z
Ravenclawu. – powiedział Harry, nie zważając na swojego przyjaciela. – Ona pomogła
Hermionie w akcji z Malfoyem i Peterem.
- To
naprawdę była jej sprawka? – spytał Fred.
- Tak. Nasza
kujonka ma niezły łeb. – odpowiedział mu brat bliźniak.
- A na twoim
miejscu stary bym się trochę obawiał. Coś nam się Hermionka mściwa zrobiła
ostatnio. – głos zabrał Harry. – I dobiera się do skór wszystkich swoich eks.
- Dajcie
spokój. Mi to nie grozi. – powiedział Fred.
- I co z tą
Dori? – zmienił temat ciekawski George.
- Umówili
się na randkę. – odpowiedział Potter zamiast Weasleya.
- Co? –
spytał Fred.
- Jak? –
spytał George.
- Gdzie?
- Kiedy?
- Przecież
ona jest ładna!
- Jak to
zrobiłeś?!
- No nie
wierze!
- No
dokładnie!
- Totalnie!
- Kompletnie!
- Dzięki
stary.. – powiedział cicho Ronald do Harry’ego i szybszym krokiem niż reszta,
wszedł do zamku, starając się nie słuchać przekrzykiwań swoich starszych braci.
Było grubo po 22, kiedy Matt w
końcu skończył eseje dla Ginny. Był padnięty, jedyne o czym marzył, to o
położeniu się do łóżka. Wszedł do Pokoju Wspólnego Puchonów, udał, że nie
słyszy wołań kolegów z domu i wszedł do swojego dormitorium. Przebrał się w
piżamę i wskoczył do łóżka. Już prawie zasypiał, gdy obudziło go pukanie do
okna. Otworzył oczy, spojrzał w tamtym kierunku i jęknął głośno. To była sowa.
Sowa Ginny Weasley. Wstał szybko i wpuścił sówkę do środka. Ta wystawiła nóżkę,
a on odwiązał i rozłożył list.
Cześć frajerze.
Dostałam eseje, są całkiem przyzwoite,
dzięki.
Masz nową misję.
Neville dostał szlaban, ale nie ma czasu go
odrobić.
Posprzątasz wszystkie szatnie na boisku,
jutro o 18:00.
Hooch przyjdzie je sprawdzić o 19:00,
więc ma Cię tam już nie być.
Pozdrawiam.
Twoja ulubiona koleżanka G.W.
(lub jak wolisz R.M. – nie myśl, że nie wiem)
Matt zaklął głośno. Jutro w
końcu miał spędzić czas z Jasmine. Dziewczyna bardzo denerwowała się, że Puchon
nie ma dla niej czasu, ale niestety.. Już kolejne spotkanie będzie trzeba
odłożyć. Obiecał sobie w myślach, że gdy tylko nadarzy się okazja to zabije
Rudą, wrócił do łóżka i szybko zasnął.
Kolejne parę dni minęły
wszystkim bardzo szybko. Po odbębnieniu nie swojego szlabanu, Matt dostał trzy
dni wolnego, ale wiedział, że jest to jedynie cisza przed burzą. Ginny
uśmiechała się do niego szyderczo na korytarzach, a on udawał, że tego nie
zauważa. Był jednak pewny, że dziewczyna nie wygadała się, ponieważ z Hermioną
układało mu się wspaniale. Nie kłócili się, spędzali ze sobą mnóstwo czasu.
Podczas jednego z ich spotkań chłopak zaczął się zastanawiać, czy na pewno
dobrze robi. Zaczęło mu dużo bardziej zależeć na Gryfonce. Na początku spotykał
się z nią jedynie przez to, że miał dług wobec Franklina, jednak teraz
dziewczyna zaczęła go cholernie pociągać. W głowie kłębiły mu się setki różnych
myśli. Miał dylemat, czy czasami nie zerwać z Jass i nie przyznać się Hermionie
do tego, co zrobił, mając nadzieję, że Panna Granger mu wybaczy. Bo to Hermiona
była słodka, niewinna, inteligentna, piękna. Jasmine to jego koleżanka od
dziecka i najzwyczajniej w świecie, chyba powoli zaczynała mu się nudzić.
Gdy obudził się piątkowego ranka,
sówka Ginny czekała na niego na oparciu krzesła. Przełknął głośno ślinę. Nie
wiedział, czego ma się tym razem spodziewać. Dłonie mu drżały, gdy rozkładał
kartkę.
Cześć frajerze.
Widzimy się dzisiaj na błoniach o 22:00.
Weź ze sobą tę kretynkę Jasmine.
Nie spóźnijcie się.
Pozdrawiam.
Twoja ulubiona koleżanka G.W.
(lub jak wolisz R.M. – nie myśl, że nie wiem)
Zaskoczył go brak nowego zadania. Poczuł przerażenie. Zastanawiał się,
czy dostanie wykaz nowych czynności dziś wieczorem czy Rudą przestało to bawić
i Miona dowie się o wszystkim. A nie mogła. Nie teraz. Nie, gdy postanowił
niedługo sam jej o wszystkim powiedzieć. Serce zaczęło mu walić jak młotem. Bał
się.
Pozdrawiam!
Maja.
piątek, 16 sierpnia 2013
Rozdział 42.
W sobotni poranek Panna Granger
postanowiła się wyspać. Gdy się obudziła, było już grubo po 11, a w jej sypialni,
oprócz niej samej, nie było nikogo. Po przebudzeniu była całkowicie wypoczęta,
jednak postanowiła jeszcze chwilę poleżeć. Dziewczyna była uśmiechnięta i
zrelaksowana, mimo że w głowie kłębiło jej się setki różnych myśli. Miała nadzieję,
że postępuje właściwie. Że nie będzie tego nigdy żałować.
Nagle usłyszała głosy,
dochodzące z korytarza. Do pokoju wpadły jej współlokatorki, Lavender i
Parvati. Obie były lekko szurnięte, więc Hermiony to w sumie nie zdziwiło, ale
była ciekawa, co wprowadziło je w taki stan. Wiedziała, że z ochotą powiedzą
jej o co chodzi. W końcu były uważane za
jedne z największych plotkarek w Hogwarcie.
- Hermiono,
nie uwierzysz, co się stało! – Hermiona nawet nie musiała pytać, bo od razu
odezwała się podekscytowana Panna Brown.
- Żałuj, że
nie było cię na śniadaniu! – dołączyła się do niej z ekscytacją jedna z
bliźniaczek Patil.
- No to
dalej. – Hermiona szeroko się do nich uśmiechnęła. – Opowiadajcie! – ponagliła.
- Wyobraź
sobie, że jemy sobie spokojnie śniadanie w Wielkiej Sali, a przejściem między
stołami biegnie Parkinson..
- A za nią
leci kto? W życiu nie zgadniesz..
- Twój były,
Peter Franklin.
- I
wykrzykuje: Pansy kocham cię, bądź moją dziewczyną, nigdy nie wybaczę sobie
tego, jak cię potraktowałem..
- No co wy? –
Hermiona wybuchła głośnym śmiechem.
- Gdybyś
widziała Parkinson! Odganiała się od niego rękami, jak od jakiejś olbrzymiej
muchy.
- I co było
dalej? – Panna Granger dalej była ciekawa.
- Ogólnie
sprawa by się pewnie rozniosła bez echa..
- Ale gdy
ona tak biegała to w drzwiach Wielkiej Sali stał Malfoy.
- A wiesz
przecież, że oni chodzą ze sobą. To znaczy Draco z Pansy.
- No tak,
wiem. – potwierdziła dziewczyna.
- Pansy
zatoczyła koło w całym pomieszczeniu, na ogonie cały czas mając Petera i
podbiegła do Malfoya. A Franklin cały czas wołał, jak to kocha Parkinson.
Malfoy jak to usłyszał to dał kumplowi w twarz.
- A co
najśmieszniejsze Peter mu oddał i zaczęli się trzaskać przy wszystkich.
- Przy
uczniach, nauczycielach, dosłownie wszystkich!
- I za żadne
skarby nie dało się ich rozdzielić. Parkinson tak płakała.
- Aż na
chwilę mi się jej żal zrobiło, uwierz Hermiono.
- Dobrze jej
tak! – słów Parvati nie podzieliła Lavender.
- Nie mów
tak Lav! Przecież dziewczyna nie jest niczemu winna. To Peterowi odbiło.
- Ale Pansy
i tak jest kretynką.. – słysząc to, Panna Granger znów się zaśmiała.
- No i jak
to się skończyło?
-
Interwencja Snape’a. Obaj leżą w Skrzydle Szpitalnym. I do końca roku mają
szlaban.
- I ten
szlaban będą mieli razem!
- Tej
historii Hogwart do końca nie zapomni!
- Taka
draka!
- To było
świetne!
- Dokładnie!
Hermiona przestała słuchać
swoich koleżanek. Śmiała się w duchu. Jedną sprawę zakończyła. Musiała tylko
jeszcze raz podziękować Dori za pomoc. Jej koleżanka spisała się na medal. Świetna
organizacja, świetna akcja i wszystko się udało. – powiedziała do siebie w
myślach.
Pospiesznie wstała i udała się
do łazienki. Wykonała wszystkie potrzebne czynności i zeszła do Pokoju
Wspólnego. Na kanapie zobaczyła siedzących przyjaciół. Z daleka było widać, że
są w świetnych humorach. Z ochotą podeszła do nich.
- Cześć! –
przywitała się. – Z czego się tak cieszycie?
- Hej Miona!
– odezwali się wszyscy.
- Mamy ci do
opowiedzenia świetną historię. – zaczął Harry.
- O Malfoyu,
Franklinie i Parkinson. – dodał Ronald.
- Lali się
na środku Sali Wejściowej! Wyobrażasz sobie?
- Naprawdę? –
Hermiona udała zaskoczoną. – Dlaczego?
- Bo Peter
zako.. – zaczął Potter, jednak jego dziewczyna przerwała mu.
- Aj
Hermiona! – prawie krzyknęła ze śmiechem Ginny. – Nie zgrywaj się! Jesteś
genialna! Nie mogę pojąć, jak ty to zrobiłaś! – uściskała przyjaciółkę.
- Miałam
małą pomoc. – przyznała się dziewczyna.
- Jaką
pomoc? – zdziwił się Harry.
- To twoja
sprawka? – zawtórował mu Ron.
- Och wy
głupki. – westchnęła Gin. – Niczego się nie domyśliliście? Szczerze powiem
Hermiono, że na początku nie pochwalałam tego twojego planu zemsty, jednak to
co zrobiłaś, było świetne.
- Dzięki Gin.
– Hermiona uśmiechnęła się do przyjaciółki.
- Możecie
nam w końcu powiedzieć o co tu chodzi? – chłopcy powoli denerwowali się.
- Sama
jestem ciekawa, jak to dokładnie było. – powiedziała Ruda.
- Kojarzycie
Dori? – spytała Panna Granger. – To Krukonka. Taka śliczna blondynka.
- Ta co
wiecznie sprzedaje babeczki, żeby pomóc mugolskim, chorym dzieciom?
- Dokładnie!
No to sprzedała ostatnio jedną wyjątkową babeczkę. Petrowi. Z amortencją. –
przyjaciele zrobili wielkie oczy ze zdziwienia, jednak zaraz wybuchli gromkim
śmiechem. – Reszty się domyślacie?
- Na brodę
Merlina Hermiono. Jesteś totalną wariatką! – krzyknął Harry, a dziewczyna
jedynie wzruszyła ramionami i też się roześmiała.
Przez cały dzień w Hogwarcie nie
mówiono o niczym innym. Gdy w końcu amortencja przestała działać, Peterowi
wróciły zdrowe zmysły. Próbował ze wszystkich sił w jakiś sposób przekonać
przyjaciela, że Pansy nic dla niego nie znaczy, jednak Draco nie wierzył. Za
bardzo był zazdrosny o swoją dziewczynę. Ich kolejną kłótnię było słychać w
całym zamku. A Parkinson wypłakiwała sobie oczy w Pokoju Wspólnym Ślizgonów.
Wieczorem Matt pewnym krokiem
przemierzał zamek, kierując się w stronę starej klasy transmutacji, gdzie
umówił się z Jasmine. Był zadowolony z wolnego wieczoru. Hermiona powiedziała
mu, że spędza wieczór z przyjaciółmi, więc nie było żadnej możliwości, by spotkał
ją gdzieś na korytarzach Hogwartu. Była dziewczyna jednego z bliźniaków już na
niego czekała. Ciepło uśmiechnęła się do Puchona, a jego oczy rozświetliły się
jasnym blaskiem. Podszedł do Jasmine i gorąco ją pocałował.
- Ekhm. –
ktoś odchrząknął zza rzeźby stojącej w kącie.
Zakochani z przerażeniem
oderwali się od siebie. Ich miny były nie do opisania. Na twarzach malował się
strach. Z ciemności wyłoniła się rudowłosa postać. Z szyderczym uśmiechem i
bystrymi oczyma.
- Ginny! –
krzyknęła Jasmine.
- Co ty tu
robisz Weasley? – z odrazą spytał Matt.
- Trochę
milej frajerze. – fuknęła dziewczyna.
- Co ty tu robisz
Gin? – grzecznie spytała Rudą Jasmine.
- Spaceruję.
– odpowiedziała. – A wy jak widzę świetnie się bawicie. Jak wam nie wstyd!
- Ale ja już
nie jestem z Georgiem. – Jass próbowała obronić się.
- Ale ty
chyba nadal chodzisz z moją najlepszą przyjaciółką, co? – zwróciła się do
chłopaka, a on spuścił głowę. – Nie będziecie mieli życia w Hogwarcie, gdy to
wszystko się wyda. Hermiona jest jedną z najbardziej lubianych uczennic,
bliźniaków zresztą też wszyscy lubią. – uśmiechnęła się z kpiną. – Zjedzą was
tu. Zdajecie sobie z tego sprawę?
- Ginny, nie
możesz nikomu powiedzieć tego, co widziałaś. Proszę. – powiedziała cicho
dziewczyna.
- Przymknij
się Jass. Mogę zrobić, co tylko zechcę, prawda Matt?
- Nie zrobisz
tego! – Puchon zaczął krzyczeć.
- Nie krzycz
kochany, bo tylko pogarszasz sprawę. – powiedziała słodko. - Jesteś pewny, że
nikomu nic nie powiem?
- W sumie
to.. nie.. – chłopak zwątpił.
- Będziesz
musiał się trochę postarać. – uśmiechnęła się sztucznie w jego stronę.
- Ginny, nie
możesz. Zrobię wszystko, by tylko Hermiona się nie dowiedziała.
- Świetnie! –
Ruda ucieszyła się. - Jutro wyślę przez sowę pierwsze instrukcje. A teraz
kontynuujcie. – zaśmiała się. – Udanej zabawy! – dodała jeszcze i odeszła,
zostawiając ich w całkowitym osłupieniu.
Gdy tylko minęła róg korytarza,
puściła się biegiem w stronę Wieży Griffindoru. Tam czekała na nią brązowowłosa
postać. Ginny uśmiechnęła się do niej porozumiewawczo, kiwnęła głową na znak,
że wszystko poszło zgodnie z planem i razem weszły do Pokoju Wspólnego Gryfonów
w wyśmienitych humorach.
Pozdrawiam! :)
Maja.
Subskrybuj:
Posty (Atom)