Dni nagle zaczęły mijać w
zastraszającym tempie. Przyjaciele w tym czasie nie robili nic szczególnego
uwagi. Ale to nauczyciele postanowili tak umiejętnie dawać im w kość. Zadania
domowe, zaliczenia, nadchodzące egzaminy. Żyli od weekendu do weekendu. Dopiero
w sobotę czy niedzielę znajdowali chwilę, by spędzić czas razem. Chodzili w
słońcu po błoniach, grali w Eksplodującego Durnia, śmiali się i wygłupiali.
Hermiona uczyła się i pisała
eseje niezwykle pilnie. Rzadko kiedy miała czas na myślenie o czymkolwiek
innym. Dopiero wieczorami, gdy kładła się do łóżka, nawiedzały ją różne
sytuacje z przeszłości. Przystojny, rudowłosy chłopak z ciepłymi brązowymi
oczami. Spotkania, pocałunki. Tak wiele ich kiedyś łączyło. Ale tak mocno wbiła
sobie do głowy to, że chłopak też potrzebuje nauczki, ze nie była w stanie mu
odpuścić. Nie wymyśliła jednak nic ciekawego i to odpędzało jej sen z powiek.
Pewnego popołudnia biegiem
przemierzała korytarze Hogwartu. Była spóźniona już pięć minut. Profesor
McGonagall nie będzie zadowolona. Wezwała ją do swojego gabinetu, by omówić
jakieś ważne sprawy dotyczące egzaminów młodszych lat. Panna Granger nie
wiedziała, co ma z tym wspólnego, ale przyzwyczaiła się, że jako Prefekt
Naczelny miała dużo obowiązków.
Przechodziła właśnie obok Pokoju
Życzeń, gdy za sobą usłyszała głośne kroki.
- Hermiono,
poczekaj! – ktoś zawołał, a ona odwróciła się odruchowo.
- Matt? –
zdziwiła się. – Czego chcesz? – zrobiła groźną minę.
- Pogadać. –
odpowiedział cicho.
- Zapomnij! –
rzuciła i odeszła.
- Ale
Hermiono, proszę! – zawołał jeszcze za nią.
- Odwal się!
– krzyknęła na cały korytarz.
Po wyjściu z gabinetu psorki,
dziewczyna zaczęła się zastanawiać, czego mógł od niej chcieć Puchon. Snuła się
po zamku z głową pełną myśli. Nie zauważała ludzi wokół. Była zdziwiona, że to
jedno spotkanie tak ją wyprowadziło ją z równowagi, jednak to co zobaczyła
niedaleko sowiarni, zwaliło ją z nóg.
Już z daleka, po raz kolejny
dzisiejszego dnia, dostrzegła Matta. Stał z kimś i rozmawiał szeptem. Nie
byłoby w tym nic dziwnego, gdyby jego towarzyszką nie była jej przyjaciółka.
Ginny w skupieniu słuchała chłopaka. Hermiona zatrzymała się. Przypatrywała się
im chwilę, ale nie wytrzymała, gdy Ruda chwyciła Puchona z rękę i ścisnęła ją
mocno.
- Czy ty już
całkowicie zwariowałaś?! – Panna Granger spytała z gniewem.
- Hermiona?!
– Ginny speszyła się. – Co ty tu robisz?!
- No to
chyba mało istotne, nie sądzisz? – z ironią powiedziała Gryfonka.
- To nie
tak, jak myślisz Miona. – Ruda szukała wsparcia u chłopaka.
- Skąd
wiesz, co ja myś.. – chciała spytać, jednak Matt jej przerwał.
- Przestań
Hermiona. – spojrzał prosto w jej oczy. – Zatrzymałem tu Ginny, by prosić ją,
żeby pomogła mi z tobą porozmawiać. Bo sama nie chciałaś. – mówił spokojnie.
- Czego Ty
jeszcze chcesz Matt? – dziewczyna spytała z wyrzutem.
- Przeprosić
cię! – powiedział zdecydowanie. – Źle się czuję z tym, co się stało. – Hermiona
patrzyła w jego stronę z niedowierzeniem. – Przepraszam, ze cię krzywdzi..
- Daj
spokój. – nagle obudziła się. – To nic nie zmieni.
- Dla mnie
zmieni. – obruszył się. – Nie proszę cię, byś zapomniała i zachowywała się,
jakby się nic nie stało. Chcę tylko, żebyś mi wybaczyła.
- No Miona..
– odezwała się Gin. – Nie daj się prosić.
- A dajcie
wy mi wszyscy święty spokój! – krzyknęła w ich stronę i pobiegła do Wieży
Gryffindoru.
Dwa tygodnie później było już po
egzaminach. Ginny czekała na wyniki sumów, Harry, Ron i Hermiona na zwykłych
egzaminów, a Fred i George na owutemy. W końcu mieli trochę wolnego. Wylegiwali
się na kocach i z niecierpliwieniem czekali na zbliżające się wielkimi krokami
wakacje. Pogoda była wspaniała. Pannę Granger złapały już pierwsze promienie słoneczne,
dzięki którym była jeszcze piękniejsza. Z Rudą wyjaśniły wszystkie
nieporozumienia. Starsza Gryfonka wybaczyła Puchonowi, jednak nie miała zamiaru
się z nim zadawać, ba, nawet rozmawiać. Ginny przyznała się, że najzwyczajniej
w świecie dręczyły ją tak mocne wyrzuty sumienia, że nie mogła patrzeć na
ciężką sytuację Matta i dlatego zdecydowała się mu pomóc.
W ostatni wtorek roku szkolnego
w Pokoju Wspólnym Griffindoru zawisł plakat. Co chwilę ktoś podchodził do niego
z wielkim zainteresowaniem. Ponowni
zwycięzcy Pucharu Domów! – brzmiał tytuł. – Wielka końcowo roczna IMPREZA! Czwartek, godzina 21:00. Krukoni i
Puchoni mile widziani. Ślizgonom wstęp wzbroniony! Zapewniamy przekąski z kuchni skrzatów i
oczywiście ALKOHOL. Zapraszamy!
Hermiona razem z Ginny siedziały
na fotelach przy zgaszonym kominku i żywo rozprawiały na temat nowej
informacji. Zastanawiały się, dlaczego uczniowie innych domów też są
zaproszeni. Wcześniej to nigdy nie miało miejsca. Coś konkretnego musiało się
za tym kryć.
- Ej Gin! –
zawołała radośnie Panna Granger. – To będzie świetna okazja, żeby dopiec trochę
Fredowi.
- Jej serio?
– Ruda zrobiła żałosną minę. – Nadal o tym myślisz?
- Przecież
nie zrobię mu krzywdy jak tamtym, spokojnie! – uśmiechnęła się, a Panna Weasley
odetchnęła z ulgą. – Załatwię go jego własną bronią i zepsuję mu imprezę.
- Co masz na
myśli?
- Jakiś okropny
eliksir w piwie kremowym i pozamiatane. W sumie można by nawet wykorzystać jego
krwotoczki albo omdlejki. Spędzi wieczór
w swoim dormitorium, a ja bardzo chętnie się nim zajmę.
- Hermiono?
O co tu chodzi? – Ruda z uwagą przyjrzała się przyjaciółce.
- Dobrze
wiesz.. Nie udawaj głupiej Ginny. – westchnęła. – Nadal mi zależy. Dlatego
spróbuję jeszcze ra.. – chciała powiedzieć, jednak nagle ktoś rzucił jej się na
szyję i zaczął mocno przytulać.
- Tak się
ciesze! Juhuuuu! Nawet nie wiesz jak bardzo! Hura hura hura! – nie mogła się
powstrzymać.
- Dobra,
dobra dziewczyno, złaź ze mnie, bo mnie udusisz!
- Co tu się
dzieje, moje drogie? – nawet nie zauważyły, jak podszedł do nich George.
- Świętujemy
braciszku! – krzyknęła uradowana Panna Weasley.
- Ale co? –
zdziwił się.
- Tajemnica!
– odpowiedziała mu Hermiona i puściła oczko do swojej przyjaciółki.
- Właśnie
George.. Wiemy, że to wy organizujecie imprezę, więc dlaczego Puchoni i Krukoni
też są zaproszeni?
- Yghm.. –
chłopak zawiesił się. – To przez Freda. – powiedział w końcu.
- Jak to
przez Freda? – dziewczyny zdziwiły się.
- No.. Bo..
- Mów
wreszcie!
- Zaczął się
spotykać z dwiema dziewczynami z Ravenclawu.
- Serio? –
zapytała Ginny, a Hermiona niemiłosiernie zbladła.
- Niestety. –
odpowiedział. – A teraz idę. Muszę go znaleźć. – dodał jeszcze i poszedł.
Hermiona zagłębiła się w
myślach. To nie tak miało być! – powiedziała w swojej głowie. – Ale trudno! I tak
spróbuję! Nie poddam się!
- No to
pięknie. – doszedł ją cichy głos Ginny.
-
Megazarąbiście. – dodała Panna Granger.
- Wspaniale.
- Wręcz
bosko. – skończyła temat Hermiona.
Czwartek
nadszedł w mgnieniu oka. Dziewczyny ani się obejrzały, a już szykowały się do
wielkiej imprezy w Wieży Gryffindoru. Hermiona postawiła na modne połączenie nowości
z klasyką. Czarna, imitująca skórę rozkloszowana spódnica, biała koszulowa
bluzka bez rękawów włożona do środka i wysokie beżowe szpilki. Usta pomalowała
czerwoną szminką i zrobiła kreski na oczach. Włosy upięła w luźny kok. Jak
zawsze wyglądała prześlicznie. Ginny założyła czarną sukienkę mini i czarne
szpilki. Włosy zostawiła rozpuszczone, jednak inaczej niż na co dzień, dziś
układały jej się na plecach falami. Lekki makijaż i duże srebrne kolczyki w
uszach. Urodą nie odstępowała przyjaciółce nawet na krok.
- Masz
wszystko przygotowane? – zapytała przyjaciółkę Ruda.
- Tak, mam
krwotoczki w torebce.
- Myślisz,
że się uda? – z niepokojem ponownie spytała.
- Tak.
Spokojnie Gin. – odpowiedziała i uśmiechnęła się szeroko pokazując rząd
śnieżnobiałych zębów.
- W takim
razie chodźmy!
Zeszły schodkami na dół.
Dochodziła już dwudziesta druga. Pokój Wspólny był pełen ludzi. Wszyscy razem
świętowali sukces Gryfonów. W oddali zobaczyli Harry’ego i Rona, którzy od razu
do nich podeszli.
- Najpierw
pijemy czy tańczymy? – zapytał je Ronald.
- Tańczymy. –
odpowiedziała Ginny.
- Pijemy. –
w tym samym czasie odezwała się Hermiona. Spojrzały na siebie i wybuchły
śmiechem.
- To ja idę
z Harry’m tańczyć. – Ruda złapała swojego chłopaka z rękę i pociągnęła na
parkiet.
- A my się
napijemy. – zaśmiał się Ron i razem poszli w stronę stołu z napojami.
Tam czekali na nich Neville z
Luną oraz George. Freda nie było nigdzie widać. Jednak Hermiona cały czas szukała
go wzrokiem ze zniecierpliwieniem.
- Cześć! –
przywitała się Luna i cmoknęła Pannę Granger w policzek.
- Hej! Ślicznie
wyglądasz kochana! – też się przywitała. – George, gdzie Fred? – spytała szeptem
bliźniaka.
- Gdzieś tu
go widziałem z dziewczynami. Pewnie zaraz do nas dołączy. – uśmiechnął się.
Jak na zawołanie nagle z ziemi
przed nimi wyrósł drugi bliźniak. Minę miał błogą. Na jego ramionach uwieszone
były dwie dziewczyny. Obie bardzo ładne. Jedna blondynka o jasnych niebieskich
oczach, niska, ale szczupła z pięknym uśmiechem. Druga włosy miała farbowane na
ciemne bordo. Kolczyk w nosie, intensywne zielone oczy i zalotne spojrzenie.
Trudno się dziwić, że Fred na nie poleciał. – pomyślała Hermiona.
- Chciałem
wam przedstawić moje koleżanki. – odezwał się Fred. – To jest Caroline. –
wskazał na blondynkę. – A to Sarah. – teraz na farbowaną. – Obie są Krukonkami.
Na piątym roku.
- Przecież
my się znamy! – zawołała Luna. – Nie wiedziałam, że spotykacie się z Fredem.
Cześć dziewczyny. – ciepło uśmiechnęła się w ich stronę, co od razu
odwzajemniły.
- Miło mi
was poznać. – powiedziała Hermiona i uścisnęła obu rękę. Postanowiła robić
dobrą minę do złej gry.
- Chodźmy
tańczyć! – zawołał Neville i wszyscy udali się na parkiet.
Tańczyli blisko siebie, ponieważ
tłum był ogromny. Hermiona między Ronem i Georgem dawała popis swoich
tanecznych umiejętności. Wiła się w rytm muzyki jak rasowa kotka. Dużo chłopców
wpatrywało się w nią z oczarowaniem. Nagle Fred razem ze swoimi koleżankami
zniknął z pola widzenia. Panna Granger dojrzała go, jak wchodził razem z
dziewczętami do swojego dormitorium, które teraz świeciło pustkami. To
całkowicie popsuło jej humor. Nie zdołała wypełnić swojego planu. Wszystko
straciła.
Odłączyła się od grupy
przyjaciół i ponownie podeszła do stołu z napojami. Chwyciła butelkę Ognistej
Whisky i udała się w najbardziej odległe miejsce pomieszczenia. W rogu Pokoju
stał samotny fotel, postawiony przodem do ściany. Podciągnęła nogi do góry,
złapała je jedną ręką, a drugą pociągnęła zdrowy łyk z butelki.
Tak mijały sekundy, minuty, chyba
nawet godziny. Nikt jej nie szukał. Była z tego powodu bardzo szczęśliwa.
Dochodziła ją głośna muzyka, rozmowy prowadzone podniesionym głosem, ale ona
sama chciała pomyśleć. Być sama ze sobą. Ze swoją głową, ze swoimi emocjami i
uczuciami. Butelka napełniała się sama dzięki zaklęciu. Nie wiedziała, ile
wypiła. Pół litra, litr, dwa. Nie miało to żadnej różnicy. Nagle doszedł ją
głośny krzyk.
- Harry!
Ginny!
- Zakazany
Las!
- Voldemort!!!
W ciągu sekundy wyparował z niej
cały alkohol. Pierwsza wybiegła z Pokoju Wspólnego. Była tak przerażona, że
nawet nie zauważyła, że nikt nie biegnie za nią.
No i zbliżamy się ku końcowi. Już za około tydzień epilog, więc i zakończenie historii. Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem. Pozdrawiam! ;)
Maja.