- Hermiona! –
wrzasnęła Ginny, wpadając do pokoju swojej przyjaciółki.
Dormitorium Gryfonek szóstego
roku na pierwszy rzut oka wyglądało normalnie. Trzy duże łoża, trzy szafy
potraktowane zaklęciem powiększającym i średniej wielkości toaletka, przy
której dziewczyny malowały się na zmianę. Wszystko utrzymane oczywiście w
kolorach złota i czerwieni.
Tylko jeden element zakłócał
codzienność tego pomieszczenia. Przy jednym z łóżek na podłodze leżała
dziewczyna. Jej zazwyczaj ładnie ułożone włosy, teraz były zebrane w niedbały
kucyk. Na sobie miała szare legginsy i dużo za dużą granatową bluzę. Ruda
rozpoznała, że to własność jej starszego brata. Odetchnęła z ulgą na ten widok.
Spodziewała się czegoś znacznie gorszego. Postanowiła nie ruszać przyjaciółki.
Poczeka, aż się obudzi. Przepadnie jej tylko zielarstwo, które odbywało się tuż
po obiedzie.
Po 2 godzinach Panna Granger w
końcu poruszyła się. Przeciągnęła się i lekko otworzyła oczy, które w ciągu
sekundy z powrotem zamknęła.
- Cholera
jak tu jasno! – mruknęła pod nosem.
- Trudno się
dziwić. Przecież dopiero 15. – odpowiedziała jej Ginny, na co zaskoczona
Hermiona aż podskoczyła i otworzyła oczy, mimo tego, że światło okropnie ją
raziło. Nie spodziewała się przyjaciółki.
- Co ty tu
robisz? – zdenerwowała się. – Wyjdź stąd!
- Ani mi się
śni. – Ruda mówiła spokojnym głosem.
- Ginny
proszę! – starsza Gryfonka podniosła się i usiadła na łóżku.
- Nie
Hermiono! – Ruda podeszła do niej i usiadła obok. – I posłuchaj mnie ty głupia
dziewczyno! Nigdy więcej tak nie rób, rozumiesz? Masz mi obiecać, że więcej nie
będziesz piła! – mówiła mocnym głosem. – Że nawet nie spojrzysz na Ognistą! Nie
chcę, by coś ci się stało. Obiecujesz? – spojrzała na nią.
- Ale Gin..
Przecież nic takiego się nie stało. – próbowała się obronić Hermiona.
- Ale mogło
się stać! Mówię poważnie Hermiono, masz mi to obiecać!
- Okej okej.
Ale.. – sztynka rozpłakała się. – Ale ja nie umiem inaczej. Alkohol mi pomaga.
Dzięki temu nie myślę o-ooo.. – zaczęła się jąkać. – O Fredzie.. – rozszlochała
się całkowicie.
Ruda nic nie odpowiedziała,
tylko mocno ją przytuliła. Z tej sytuacji nie było wyjścia. Nie było nawet
najmniejszej szansy, żeby Hermiona i jej brat kiedykolwiek byli razem. Nie
można nawet było nikogo winić. I chyba to było najgorsze. Nie była to ani wina
Freda, a tym bardziej Angeliny. Jedynym wyjściem jest się z tym pogodzić. A to
ogromnie trudne.
- Wiem
Hermiono. – Ginny w końcu odezwała się. – Ale już nic się nie da zrobić. Nie ma
już nadziei. Musisz się z tym pogodzić.
- Ja-aa wie-eem.
– jej przyjaciółka nadal głośno szlochała. – Ale ja nie dam rady. Sama nie dam
rady.
- Nie jesteś
sama! Masz mnie. Masz Rona, Harry’ego. Wszyscy ci pomożemy. Wiesz, że możesz na
nas liczyć w każdej sytuacji. Nigdy cię nie zostawimy!
- Dziękuję
Gin.. – odpowiedziała jej cicho.
- A teraz
połóż się i prześpij. Zabieram butelkę, by znów nie przyszło ci do głowy coś
głupiego. Później proszę, żebyś zeszła do Pokoju Wspólnego. Masz trochę lekcji
do nadrobienia.
- Lekcje! Tak,
przyjdę. Jeszcze raz dziękuję Ginny.
- Dobranoc
Hermiono. – Ruda wstała i wyszła.
Trzy dni później Hermiona była
już w znacznie lepszym stanie. Normalnie pojawiała się na zajęciach, może była
trochę mniej aktywna, ale starała się. Na jej twarzy rzadko można było spotkać
uśmiech, a spojrzenie miała bez codziennego blasku, ale radziła sobie dużo
lepiej. Ginny, Ron i Harry pomagali jej jak mogli, by przetrwała te chwile.
Freda widziała z daleka zaledwie
jeden raz. On dla jej dobra unikał wszystkich, jak tylko mógł. Większość czasu
spędzał w swoim dormitorium, wymawiając się tym, że zaczyna się uczyć do
owutemów. Nikt mu nie wierzył, ale też nie szukali jego towarzystwa. Bliźniak
miał już przecież teraz swoje życie. Swoją dziewczynę. Może przyszłą żonę. I swoje
przyszłe dziecko.
Dzień przed Balem Noworocznym
Hermiona jak zwykle zeszła do Pokoju Wspólnego, gdzie czekali na nią
przyjaciele. Zdziwiła się, bo mieli bardzo podekscytowane miny i rozmawiali o
czymś gorączkowo. Czyżby już aż tak nie mogli doczekać się śniadania? –
roześmiała się w myślach. – A może to Gin już nie może się doczekać eliksirów,
które ma zaraz po posiłku?
- Cześć! –
zawołała do przyjaciół. – Co macie takie miny? – zapytała ich.
- Wpadliśmy
na świetny pomysł! – odpowiedziała jej bez przywitania Ruda.
- Tak? – szatynka
zdziwiła się. – No to mówcie. – uśmiechnęła się lekko.
- No jutro
idziemy na baa.. – zaczął Harry, jednak Hermiona przerwała mu.
- Ja nie idę
na bal. – powiedziała ostro. – Już o tym rozmawialiśmy.
- Ale
pójdziesz z Ronem! – powiedział głośno Wybraniec.
- Ale Ron
idzie z Lavender. Przecież nie mogę współlokatorce odbierać partnera. – żachnęła
się.
- Nie idę z
Lavender. – odezwał się Weasley.
- Ale jak
to? – spytała zaskoczona.
- Bo nie. –
odpowiedział jej. – Nie wnikaj i niczym się nie przejmuj. Pójdziemy, jako
przyjaciele. Nic się nie martw. – uśmiechnął się do niej szeroko.
- Ale.. –
zaczęła, jednak Ginny nie pozwoliła jej skończyć.
- Nie ma
żadnego ale! A teraz chodźmy już na śniadanie.
Hermiona była odrobinę
skołowana. Ogólnie nie chciała iść na bal, bo nie chciała być tam sama. A Ron
to wcale nie jest taka zła opcja. Znają się już tyle czasu, ufają sobie. Ronald
jest dobrym tancerzem, więc na pewno będą się świetnie bawić. A poza tym
potrzeba mi trochę rozrywki. – pomyślała. – Muszę się od tego wszystkiego choć
trochę oderwać. Humor zdecydowanie jej się poprawił.
Ze śmiechem udali się do
Wielkiej Sali. Ginny przekonywała przyjaciółkę, że do jej sukienki będą
najbardziej pasować upięte włosy, z czym Hermiona całkowicie się nie zgadzała.
Ale razem doszły do wniosku, że do jej jasnej sukienki najbardziej będą
pasowały duże bransolety, za to bez naszyjnika.
Chłopcy patrzyli na swoje
koleżanki z rozbawieniem. Ile to problemów mają dziewczyny z jedną imprezą.
Harry wyobraził sobie, jak będą latać przed weselem Billa i Fluer . Podzielił
się tą myślą z Ronem, na co chłopak wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
Byli już w Sali Wejściowej,
kiedy usłyszeli szybkie kroki na schodach i głośne wołanie.
- Hermiono! –
ta odwróciła się. To był nie kto inny, jak Peter Franklin. – Zaczekaj! – po chwili
był już przy niej. – Możemy porozmawiać? – zapytał, a ta zmroziła go zimnym spojrzeniem.
- Nie wiem,
o czym chcesz rozmawiać, ale niech będzie. – odpowiedziała mu. – Idźcie. –
zawołała do swoich przyjaciół. – Zaraz do was dołączę. - na co Gryfoni pokiwali
głowami i weszli do Wielkiej Sali. – O co chodzi? – popatrzyła na Petera.
- Chciałbym
cię o coś zapytać. – zaczął. – Ale najpierw jestem ci winny wyjaśnienia. – dziewczyna
spojrzała na niego zdziwiona. – Nie jestem z Pansy i nigdy nie byłem.
- Więc
dlaczego mnie okłamałeś? – Hermiona domyślała się tego, ale teraz udała
zaskoczoną.
- Chciałem
ci zrobić na złość, choć wiem, że tak naprawdę cię to nie interesowało, bo to
przecież ty ze mną zerwałaś. Zachowałem się jak Ślizgon. – powiedział z nietęgą
miną.
- Peter, ale
przecież ty jesteś Ślizgonem. – zaśmiała się.
- Ale nie
takim prawdziwym. – powiedział, na co dziewczyna lekko pokiwała głowę i nieco
przyjaźniej na niego spojrzała. – Ale teraz przejdę do najważniejszej rzeczy.
- No to
słucham?
- Czy nie
chciałabyś pójść ze mną na bal? Wiem, że to już jutro i jest trochę późno, ale
wiem też, że nie masz partnera. – powiedział na jednym wdechu.
- Przykro
mi, ale masz złe informacje. – ponownie się zaśmiała. – Mam partnera i to
całkiem niezłego.
- Ale jak
to?! – chłopak się zdziwił.
- Idę z
Ronem. – uśmiechnęła się. – A teraz lecę na śniadanie, bo nie zdążę nic zjeść
przed zielarstwem. Do zobaczenia Peter! – nie czekając na odpowiedź weszła do
Wielkiej Sali.
Ślizgon jeszcze chwilę stał w
miejscu. Był zdenerwowany. Nie myślał, że to będzie aż takie trudne. Niech to
szlag! – powiedział do siebie w głowie. – Miał być tylko jeden Weasley do
wyeliminowania! A tu jeszcze drugi. I to znacznie trudniejszy! Ale poradziłem
sobie z jednym, to z drugim też sobie poradzę. – skończył swój wewnętrzny
monolog i też wszedł do Wielkiej Sali.
Wieczorem Hermiona weszła do
Pokoju Wspólnego obładowana książkami z biblioteki. Zrobiła sobie zapas,
ponieważ miała do napisania trzy bardzo trudne eseje. I by później nie tracić
czasu, wszystkie książki wypożyczyła od razu. Zadowolona udała się do swojego
dormitorium. W środku zastała okropny bałagan. Wszystkie rzeczy z jej kufra
walały się po całym pokoju. Ubrania, książki, pióra, rozbity na drobne
kawałeczki kałamarz. A na środku jej łóżka po turecku siedziała Lavender Brown.
- Lavender! –
krzyknęła przerażona Hermiona. – Co tu się stało? Kto to zrobił?
- Ja. – odpowiedziała
spokojnie blondynka i zeskoczyła z łóżka.
- Co?
Dlaczego? – szatynka była zszokowana.
- Z jednym
Weasleyem ci nie wyszło to bierzesz się za drugiego, tak? I akurat mojego? –
popchnęła mocno Hermionę na ścianę. – Jesteś zwykłą szmatą Granger. – rzuciła jeszcze
w jej stronę i splunęła współlokatorce pod nogi. – Niedługo policzymy się
całkiem inaczej! – wyszła z pokoju.
Hermiona nie przestraszyła się.
Nie dziwiła się, że Ron nie chciał iść z nią na bal. To wariatka. – pomyślała i
w spokoju zaczęła zbierać z podłogi swoje rzeczy. Była dziwnie spokojna.
***
Tymczasem w innej częście zamku,
w ciemnych lochach tajne spotkanie miała para uczniów 7 klasy. Rozmawiali ze
sobą szeptem, ale mocno zdenerwowanymi głosami.
- Jak długo jeszcze?
– zapytała chłopaka dziewczyna. – Ile mam jeszcze udawać? Przecież niedługo
wszyscy się domyślą!
- Zamknij
się Johnson. Chcesz, żeby wszyscy poznali, jaka naprawdę jesteś?
- Nie. – w jej
oczach zaszkliły się łzy.
- No to rób
co mówię, bo cała szkoła pozna twoją słodką tajemnicę. I to nie tą, że nie jesteś
w ciąży.
- Zrobię
wszystko co mi każesz. – odpowiedziała mu przerażona dziewczyna.
- To dobrze,
bo przyszła pora na plan B.
Jest 21. I macie tego swojego ukochanego Petera. Życzę Wam miłego tygodnia, bo nowość pojawi się dopiero w następny poniedziałek. Nie bądźcie źli. Bardzo Was lubię moje marudki kochane! Do następnego przeczytania. ;*
Maja.