Hermiona powolnym krokiem
zbliżała się do Pokoju Wspólnego. W dłoniach trzymała bukiet czerwonych róż,
które otrzymała od swojego chłopaka. Z Mattem rozstała się przed kilkoma
minutami. W wyśmienitym humorze stanęła przed portretem Grubej Damy, która
wpuściła ją z uśmiechem, po usłyszeniu hasła.
Wieża Gryffindoru, która zawsze
przyozdobiona była w bordowo-złote dodatki, teraz nie przypominała samej
siebie. Na środku kłębił się tłum tańczących uczniów. Pod ścianami ustawione
były stoły ze słodyczami i napojami oraz kanapy, na których siedzieli ci,
zmęczeni już tańcem. Gdzieniegdzie widać było też przytulające się zakochane
pary. Hermiona wytężyła wzrok, szukając przyjaciół. George z Jasmine siedział
na jednym z foteli i czule się obejmowali. Na parkiecie zauważyła Harry’ego z
Gin, którzy bujali się przy balladzie Fatalnych Jędz. Przy stoliku z alkoholem
stali Fred, Ron i Neville. Dziewczyna podeszła do nich, zostawiając w kącie
kwiaty od Matta.
- Cześć! –
zawołała do przyjaciół. – Jak zabawa?
- O patrzcie
kto przyszedł.. Gołąbeczka. – zadrwił Ronald.
- Daj jej
spokój idioto. – przyjął bratu Fred, na co Hermiona zrobiła duże oczy ze
zdziwienia, ale też uśmiechnęła się szczerze do bliźniaka.
- Dzięki. –
powiedziała do niego szeptem. – Neville! – postanowiła zmienić temat. – Czemu nie
przyprowadziłeś Luny?
- Kazała was
wszystkich przeprosić, ale szuka na błoniach jakiś kolejnych specyficznych
stworzonek. Chciałem iść z nią, ale.. – ucichł na chwilę. – ale powiedziała, że
te arglogrynocośtam źle reagują na niektórych ludzi i to mogłoby być
niebezpieczne.
-
Arglogrynoco? Kolejna głupota zaraz po narglach? – Ronald roześmiał się
histerycznie. – Ta dziewczyna jest zdrowo pieprznięta. – skomentował, nawet nie
patrząc na chłopaka Krukonki.
-
Arlogrynopijce! – zawołała Hermiona, zauważając minę Neville’a. – Takie stworzenia,
które wbijają się w tyłek wrednym osobom. – zmyśliła na poczekaniu. - Wiedziałbyś
to, gdybyś choć trochę słuchał u Sprout. Maja dziesięć odnóży i takie wielkie
macki. – młodszy Weasley zzieleniał. - Ostatnio słyszałam, ze Parkinson leżała
dwa dni przez te ukąszenia. Więc lepiej uważaj na błoniach Ron.- skończyła z
tryumfem wyszczerzając żeby do Freda i Neville’a, którzy zaśmiali się głośno.
- No chyba
ty. – Ronald chciał jej zripostować, ale tylko jeszcze bardziej rozśmieszył
całe towarzystwo.
- Idę na
górę. – powiedziała dziewczyna. – Wracam za parę minut.
Hermiona chwyciła bukiet i udała
się w stronę schodów. Weszła do pustego i cichego dormitorium. Wiedziała, że
Parvati i Lavender nie ma, bo mijała je w Pokoju Wspólnym. Wstawiła kwiaty do
wazonu i weszła do łazienki. Popatrzyła w lustro. W odbiciu zobaczyła ładną,
wolną od makijażu buzię.
- Trzeba
trochę pomóc naturze! – powiedziała do siebie i z wiklinowego koszyczka
wyciągnęła podkład, cienie, tusz, eye-liner i błyszczyk. – Na tej imprezie chcę
wyglądać jak kobieta. – dodała jeszcze.
Zrobienie makijażu nie zajęło
jej dużo czasu. Czarna kreska podkreśliła duże oczy, a błyszczyk wydatne usta.
Kości policzkowe zaznaczyła jeszcze rozświetlającym pudrem. Włosy rozpuściła,
pozwalając im płynąć w delikatnych falach.
- Jest ok! –
powiedziała, opuszczając łazienkę.
Z szafy wyciągnęła czarną,
prostą, krótką sukienkę z koronki. Na nogi założyła baleriny w kolorze nude i
tak udała się na dół. Chłopcy stali w tym samym miejscu, w którym ich
zostawiła.
- Jestem
już. – powiedziała do nich.
- Kim jesteś?
– odezwał się Ron. – I co zrobiłeś z Her..?! – był już lekko wcięty.
- Oj zamknij
się kretynie! – przerwał mu jego starszy brat. – Ślicznie wyglądasz. – zwrócił się
do Hermiony. – Zatańczysz?
- Jasne! –
Gryfonka od razu zgodziła się na propozycję Freda, nie chcąc dłużej stać
niedaleko bezmózga Ronalda.
Bliźniak zaprowadził ją na
środek Pokoju. Przetańczyli cztery szybkie piosenki, aż w końcu Lee włączył coś
wolniejszego. Fred odruchowo złapał dziewczynę w talii, patrząc na nią, lecz
ona tylko kiwnęła głową na znak przyzwolenia. Sama położyła mu ręce na
ramionach i spojrzała w oczy. W jej brzuchu zawirowało stado tysiąca motyli.
-
Przepraszam cię za Rona. – odezwał się chłopak, sprowadzając ją na ziemię. –
Wiesz, jaki jest jak wypije.
- Wiem. –
potwierdziła. – Nie przejmuj się, przecież nie masz na to żadnego wpływu.
- Naprawdę
pięknie wyglądasz.
- Dziękuję. –
odpowiedziała i spłonęła rumieńcem.
- Mogę ci
zadać jedno pytanie? – spytał przyciągając ją do siebie na tylko kilka
centymetrów.
- Tak? –
popatrzyła na niego.
- Jak
myślisz? Czy kiedyś jeszcze będziemy mogli być razem? – powiedział i na chwilę
miedzy nimi zapanowała zupełna cisza.
- Ja.. –
Hermiona zawahała się. – Ja.. Nie wiem Fred. – odpowiedziała wreszcie.
- Hermiono?
Czujesz coś do mnie?
- Fred,
proszę. Jesteśmy przyjaciółmi. Nie psujmy tego.
- Hermiono
czy tobie zależy na mnie? – nie dawał za wygraną.
- Ale Fred..
Ja mam chłopaka i.. Kocham go.
- Jesteś z
nim szczęśliwa?
- Ta-ak. –
zająknęła się.
- I nie
wyobrażasz sobie być z nikim innym?
- Fred,
wystarczy.. – powiedziała stanowczo.
- Chciałem
tylko wiedzieć..
- To
odpowiem ci na to pierwsze pytanie. – zatrzymała się. – Myślę, że nie. Już
nigdy nie będziemy razem. Jestem z Mattem. – powiedziała. – A teraz wybacz. –
skończyła i odeszła, akurat w momencie, w którym piosenka się skończyła.
Impreza trwała w najlepsze.
Panna Granger zaliczyła jeszcze parę utworów z innymi kolegami. Z Fredem tego
wieczoru już nie zatańczyła, jednak rozmawiali ze sobą tak, jakby nic się nie
stało. Fred bardzo szybko zdał sobie sprawę z tego, że nie warto niszczyć
przyjaźni z dziewczyną, dlatego też, gdy odeszła i nalewała sobie do kubka
lemoniady, przyszedł do niej i szczerze przeprosił. Dziewczyna na to
zareagowała uśmiechem. Cieszyła się, że Fred tak dobrze uczy się na błędach.
Około godziny drugiej w nocy
Pokój Wspólny powoli pustoszał. Hermiona, Ron, Harry, Ginny, Fred i George
usiedli razem na jednej kanapie.
- Jej.. –
westchnęła Ruda. – Ale jestem zmęczona.
- Ja teeeeż.
– dołączył do niej Harry.
- Nie
marudźcie! – powiedziała Panna Granger. – Mamy dzisiaj jeszcze misję do
wykonania.
- Co? –
zdziwił się George. – Jaką misję?
- Czekajcie!
– zawołała dziewczyna.
Wstała i jak oparzona pobiegła
do swojego dormitorium. Po dziesięciu sekundach wyłoniła się z korytarzyka,
trzymając coś w ręce i uśmiechając się szeroko.
- Piłaś coś?
– zapytała Ginny. – Co to jest? – powiedziała wskazując na pakunek.
- Lampiony
spełniające marzenia! – wykrzyknęła uradowana starsza Gryfonka.
- Co?! –
reszta grupy krzyknęła jednocześnie.
-Mama mi
wysłała. Podpala się je i one fruną do nieba. A tam mając spełnić nasze
marzenia. Macie tu każdy po jednym, bierzcie różdżki i idziemy na błonia. –
klasnęła w ręce.
- Ona
zwariowała, prawda? – zapytał przyjaciół Ronald.
- Uważaj
Ronald! – zaśmiał się Fred. – Arlogrynopijce! – Hermiona wybuchła śmiechem, a
Ronald zbladł.
-
Arglogrynoco? – Harry z Ginny i Georgiem popatrzyli na siebie.
- Nic,
nieważne. – odpowiedziała im Hermiona. – Chodźcie! – zarządziła.
Przyjaciele z małymi jękami
niezadowolenia zwlekli się z kanapy i wyszli z Pokoju Wspólnego. Po drodze
Hermiona zauważyła, że Potter z Rudą trzymają się za ręce. Bardzo ją to
ucieszyło.
Niedaleko klasy Historii Magii
usłyszeli podniesione głosy. Ciekawość nie pozwoliła im przejść obok tego
obojętnie. Powoli zbliżali się do hałasu.
- … -ie
rozumiesz! – krzyczał męski głos.
- Czego? –
odpowiedział mu damski głos. – Że teraz gździsz się z jakąś szlamą? A ja? Co ze
mną?!
- Przecież
wiesz, że cię kocham Jasmine! – na to imię George zbladł.
- To po co
ci ta Granger, Matt?! – pod Hermioną ugięły się nogi.
- Mam układ
z Franklinem!
- Z tym
Ślizgonem?
- Tak! Wiszę
mu przysługę. Mam rozkochać, a później upokorzyć tę szlamę.
- Żartujesz?
– Jasmine roześmiała się histerycznie.
- Daj mi
jeszcze dwa tygodnie. A ty w tym czasie masz zerwać z tym palantem Weasleyem!
Szkoda, że nie zrobiłaś tego, jak jego stuknięty braciszek nas nakrył.
-
Potrzebowałam go, przecież wiesz!
- Tak, tak
wiem. Chodźmy stąd, zanim ktoś nas usłyszy. Pokój Życzeń jest wolny. – skończył
Matt, objął dziewczynę i odeszli w przeciwnym kierunku.
Hermiona wyglądała, jakby miała
za chwilę zemdleć. Nogi miała jak z waty, twarz bladą jak ściana. George
wyglądał podobnie. Do Panny Granger podeszła Ginny i przytuliła ją bez słowa.
Czuła, jak dziewczyna osuwa się na ziemię. Harry złapał ją w pół. Zaraz
dołączył do niego Ronald.
- Dacie z
nią radę? – zapytał przyjaciół George. – Muszę iść. – dodał, nie czekając na odpowiedź
i pobiegł w stronę Sali Wejściowej.
Fred stał jak wryty, nie wiedząc
co zrobić. Czy biec za bratem, czy zostać z Mioną. Posłuchał rozumu i w ciągu
piętnastu sekund był już na dole..
Dziękuję za wszystkie gratulacje. Jesteście kochani ;* Komentować proszę! :)
Maja.